Bunt
młodzieńczy. Każdy z Was pewnie przez to przeszedł. Powiedzcie zatem jak to
jest? Serio! Jedną z niewielu sytuacji z mojego dzieciństwa, którą można
podpiąć pod bunt było pokazanie języka sprzedawcy w sklepie. Zasłużył sobie
zresztą bezsprzecznie, bo zignorował klienta (czyli mnie) chcącego zakupić nową
prasowankę Modern Talking. Po latach doszedłem jednak do wniosku, że po prostu
mógł mnie nie zauważyć, gdyż nie dosięgałem wówczas głową do lady. Nic to! Z językowego
gestu niezadowolenia skorzystałem też w sytuacji, gdy zmuszono mnie do
posprzątania swojego pokoju. Nie polecam... W każdym z powyższych przypadków
kończyło się tak samo, czyli „jesiennym syndromem”. Innymi słowy spadał na mnie
liść, a zaraz po tym w oczekiwaniu na zimę zmieniałem koloryt twarzy na „deep
red”. Poza tymi incydentami nie wykazywałem szczególnie dużych predyspozycji do
bycia zbuntowanym młodocianym. Trochę tam poudzielałem się w metalowym
muzycznym tworze o nazwie „Insekty”, ale poza tym byłem cacy. Przynajmniej
oficjalnie...
Czytaj dalej...