Od czego zacząć żeby nie skłamać? Może tak…
Dzień rozpoczął się fatalnie. A przecież miało być cudnie i wspaniale: wspólny sobotni „wypad” taty z córką do kina wraz z wszelkimi dostępnymi atrakcjami (popcorn, napoje i gadżety związane z filmem). Skończyło się na zszarganych nerwach, szlabanach i kacu moralnym. Kino mimo wszystko było. Ale po kolei…
Dzień rozpoczął się fatalnie. A przecież miało być cudnie i wspaniale: wspólny sobotni „wypad” taty z córką do kina wraz z wszelkimi dostępnymi atrakcjami (popcorn, napoje i gadżety związane z filmem). Skończyło się na zszarganych nerwach, szlabanach i kacu moralnym. Kino mimo wszystko było. Ale po kolei…
Jak tylko usłyszałem, że do kin wejdzie nowy film o Minionkach od razu wyczułem
świetną okazję do realizacji pomysłu pt. „męski wypad taty… z córką”. Sam
uwielbiam żółte stworki, które nie grzeszą inteligencją więc nie zastanawiając
się długo zaproponowałem Izce, że jak tylko „Minionki” zagoszczą na dużym
ekranie – idziemy! Córka podskakiwała z radości. A zatem skoro słowo się
rzekło, to trzeba dotrzymać obietnicy. Nie przypuszczałem jednak, że czeka mnie
aż taki test.
Jako, że seans mieliśmy zaplanowany na popołudnie (przy okazji dołączyła do nas koleżanka Izy i jej tata), postanowiliśmy od rana rodzinnie wyruszyć na poszukiwania letniego obuwia dla córki i dla mnie. To co nastąpiło w przeciągu tych kilku godzin można porównać jedynie do huraganu (nie dziwi mnie już, że nadaje się im kobiece imiona – ma to naukowe uzasadnienie!). Nie roztrząsając tematu skończyło się na kilku szlabanach i popsutych humorach. No i jak tu teraz zrelaksować się i odprężyć? Gdy wybiła godzina „0”, czyli wyjazdu do kina, żywioł „Iza” nieco przycichł, a pochylone drzewa zaczęły powolutku wracać do pozycji wyjściowej. Dotarliśmy do multipleksu. A tu kolejna niespodzianka: kody na bilety, które udało mi się wcześniej zdobyć okazały się tyle warte, co numery wylosowane tydzień temu w Lotto. Ale nic to! Nikt i nic nie zepsuje mi…tzn. dziecku przyjemności z seansu! Jeszcze tylko obowiązkowa toaleta przed wejściem do sali (poprzedzona równie obowiązkowym marudzeniem o zestaw z figurką – not this time, darling!) i już mogliśmy raczyć się 15 minutami reklam. Na litość boską!!! Oszczędziliby chociaż dzieciom tej wiązanki odmóżdżających informacji. Nawet Iza miała minę mówiącą wiele o tej sytuacji. Zacząłem już czuć pieczenie w uszach i zdaje się, że zauważyłem kłębki pary wydobywające się spod mojej czaszki, gdy w końcu wystartował właściwy film (dobrze, że nie przerywany reklamami, choć to pewnie kwestia czasu aż ktoś „mądry” na to wpadnie…).
Jako, że seans mieliśmy zaplanowany na popołudnie (przy okazji dołączyła do nas koleżanka Izy i jej tata), postanowiliśmy od rana rodzinnie wyruszyć na poszukiwania letniego obuwia dla córki i dla mnie. To co nastąpiło w przeciągu tych kilku godzin można porównać jedynie do huraganu (nie dziwi mnie już, że nadaje się im kobiece imiona – ma to naukowe uzasadnienie!). Nie roztrząsając tematu skończyło się na kilku szlabanach i popsutych humorach. No i jak tu teraz zrelaksować się i odprężyć? Gdy wybiła godzina „0”, czyli wyjazdu do kina, żywioł „Iza” nieco przycichł, a pochylone drzewa zaczęły powolutku wracać do pozycji wyjściowej. Dotarliśmy do multipleksu. A tu kolejna niespodzianka: kody na bilety, które udało mi się wcześniej zdobyć okazały się tyle warte, co numery wylosowane tydzień temu w Lotto. Ale nic to! Nikt i nic nie zepsuje mi…tzn. dziecku przyjemności z seansu! Jeszcze tylko obowiązkowa toaleta przed wejściem do sali (poprzedzona równie obowiązkowym marudzeniem o zestaw z figurką – not this time, darling!) i już mogliśmy raczyć się 15 minutami reklam. Na litość boską!!! Oszczędziliby chociaż dzieciom tej wiązanki odmóżdżających informacji. Nawet Iza miała minę mówiącą wiele o tej sytuacji. Zacząłem już czuć pieczenie w uszach i zdaje się, że zauważyłem kłębki pary wydobywające się spod mojej czaszki, gdy w końcu wystartował właściwy film (dobrze, że nie przerywany reklamami, choć to pewnie kwestia czasu aż ktoś „mądry” na to wpadnie…).
Wystarczyło dosłownie 5 minut, żebym zapomniał o dotychczasowym trudzie dnia.
Śmiem przypuszczać, że bawiłem się na tej animacji lepiej od córki! Bo
„Minionki” są po prostu świetne! Kto zna ten wie, a kto nie wie ten musi poznać
tych nowych-starych bohaterów dziecięcych bajek i światowej popkultury.
Opuściliśmy salę kinową odmienieni. Uśmiechy nie schodziły nam z twarzy. Dzieci motywowała dodatkowo ku temu obietnica odwiedzenia pewnego fast-foodu, w którym można było otrzymać figurki naszych żółtych bohaterów dnia. Spotkaliśmy się tam przy okazji z mamami, wymieniliśmy doświadczeniami minionych chwil, zjedliśmy za dzieci ich zestawy (bo one przecież chciały tylko figurki) po czym wróciliśmy do domu. Koniec opowieści. A jaki z tego morał? Jest ich kilka:
1. Zawsze dotrzymujcie obietnic udzielanych waszym pociechom!
2. Do czasu umówionego wyjścia z dzieckiem zabarykadujcie się w swoim pokoju, wyłączcie telefony, włóżcie do uszu zatyczki (lub słuchawki) i nie dajcie się waszym maluczkim wyprowadzić z równowagi, bo później, gdy już wyjdziecie razem trudno Wam będzie wybrnąć z nałożonych wcześniej kar i szlabanów.
3. Jeśli w punkcie 2. ponieśliście klęskę, upewnijcie się, że film, na który się wybieracie nie zawiera treści powodujących chęć odwiedzenia najbliższego psychiatry.
4. Pamiętajcie, że też kiedyś byliśmy dziećmi i nieraz napsuliśmy krwi naszym rodzicom. Ale skoro piszę te słowa to znaczy, że oni (i ja) jakoś to przeżyliśmy, więc Wam też się z pewnością uda!
Poza tym bawcie się dobrze!
Opuściliśmy salę kinową odmienieni. Uśmiechy nie schodziły nam z twarzy. Dzieci motywowała dodatkowo ku temu obietnica odwiedzenia pewnego fast-foodu, w którym można było otrzymać figurki naszych żółtych bohaterów dnia. Spotkaliśmy się tam przy okazji z mamami, wymieniliśmy doświadczeniami minionych chwil, zjedliśmy za dzieci ich zestawy (bo one przecież chciały tylko figurki) po czym wróciliśmy do domu. Koniec opowieści. A jaki z tego morał? Jest ich kilka:
1. Zawsze dotrzymujcie obietnic udzielanych waszym pociechom!
2. Do czasu umówionego wyjścia z dzieckiem zabarykadujcie się w swoim pokoju, wyłączcie telefony, włóżcie do uszu zatyczki (lub słuchawki) i nie dajcie się waszym maluczkim wyprowadzić z równowagi, bo później, gdy już wyjdziecie razem trudno Wam będzie wybrnąć z nałożonych wcześniej kar i szlabanów.
3. Jeśli w punkcie 2. ponieśliście klęskę, upewnijcie się, że film, na który się wybieracie nie zawiera treści powodujących chęć odwiedzenia najbliższego psychiatry.
4. Pamiętajcie, że też kiedyś byliśmy dziećmi i nieraz napsuliśmy krwi naszym rodzicom. Ale skoro piszę te słowa to znaczy, że oni (i ja) jakoś to przeżyliśmy, więc Wam też się z pewnością uda!
Poza tym bawcie się dobrze!
Osobiście już nie mogę się
doczekać kolejnego wypadu z moją córcią! Nie mam syna, ale i tak prawdziwy
survival mam każdorazowo zagwarantowany ;)
Sama już nie wiem, co myśleć. Zastanawiałam się, czy zabrać syna na Minionki, choć jest jeszcze moi zdaniem trochę za mały na kino, więc pewnie poczekalibyśmy na wersję DVD, ale w ostatnich dniach słyszę tak skrajnie różne opinie o tym filmie, że jestem lekko skołowana;)
OdpowiedzUsuńFajnie, że Wam się podobało i spędziliście miło czas w kinie:)
Wszystko zalezy od wieku dziecka :) Jednakowoż jeśli jeszcze nie był w kinie to wybrałabym bajkę "pewniaka" ;)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNajważniejsze, że córka i tato wyszli z tego cało;)
OdpowiedzUsuńO tak !! wyszli cąao i koniec końców - zadowoleni :)
UsuńUwielbiam Minionki! Mąż zabiera mnie do kina i nie mogę się doczekać :D Nasza Hania za mała, więc zostanie u cioci, ale już nie mogę się doczekać, aż i Ona z Nami będzie chodzić do kina. Ja wybiorę inną strategię... po prostu wypad do kina będzie pewnego rodzaju niespodzianką :) Wiadomo, gdy dziecko wie, jakie atrakcje czekają, to może być troszkę ... hmmm jak to określić.... nadpobudliwe :)
OdpowiedzUsuńFakt :) To juz niejednokrotnie się przekonała, że jak czeka nas jakis wyjazd albo impreza to córka przedtem jest po prostu....nie do zniesienia! My z mężem tez uwielbiamy bajki i często w kinie widzielismy dorosłych bez dzieci :))) Nam tez sie należy odrobina śmiechu i "odmóżdżenia" :)
UsuńMy jeszcze na wyprawy do kina musimy trochę poczekać, choć oboje uwielbiamy chodzić do kina to Oli jest jeszcze zdecydowanie za mały.
OdpowiedzUsuńNa wszystko przyjdzie czas :)
UsuńOch, gdy moje Dzieci byly male zaliczalismy kinowki dla maluchow majac przy tym rowniez radoche- czasami nawet wieksza niz sami zainteresowani :) Teraz troche glupio tak isc do kina na "bajke".
OdpowiedzUsuńCzesto wlasnie to oczekiwanie, to napiecie przed wyjatkowa atrakcja doprowadza do malych badz wiekszych "problemow"- ciesze sie, ze jednak wyjcie do kina zakonczylo sie milo i mieliscie udany dzien :)
Wiesz, my przed pojawieniem się córki chodzilismy na bajki, co tam, że dorośli ludzie :) każdy ma prawo do relaksu :)
UsuńMoje dziecię jeszcze nie nadaje się do kina. Nie usiedzi przy ogladaniu bajki dłużej niż 15 minut. Fajnie, że Wasz wypad się udał :)
OdpowiedzUsuńUdał się, udał :) A i u Was nadjedzie czas kiedy będziemy mogli się wspólnie wybrac do kina :)
UsuńA ja wybrałam się na Minionki z mężem ;) I też był fast food z figurką ;) Oczywiście figurka dla Filipa na pamiątkę randki mamy i taty...
OdpowiedzUsuńI bardzo dobrze :) Rodzicom też sie coś należy!
UsuńSzkoda, że córka jest za mała i nie wytrzyma tyle ze kinie.
OdpowiedzUsuńPodrośnie i da radę :) Są tez poranki w soboty dla młodszych dzieci!
UsuńNajważniejsze, że dobrze się skończyło i wyszliście zadowoleni :) Ja się zastanawiam czy mój mały by tyle wysiedział, ostatnio gdy włączyliśmy Minionki na dvd po 30 minutach zasnął ;p
OdpowiedzUsuńZawsze jest opcja pójścia na kinowe poranki w sobotę przed południem - kino to cos innego niż oglądanie w domu :)
Usuń