„Smocza Straż. Powrót Zabójców Smoków”, czyli ostatni akt

 Nic co dobre, nie trwa wiecznie. Po 10 latach od premiery pierwszej części kultowego już „Baśnioboru”, Brandon Mull przedstawia nam ostatni akt swojej młodzieżowej epopei, na którą złożyło się łącznie 10 książek. 

 

Smocza Straż. Powrót Zabójców Smoków
„Smocza Straż. Powrót Zabójców Smoków”

Pierwsze pięć tomów to wspomniany „Baśniobór”, w którym zdążyliśmy poznać i pokochać szalone rodzeństwo Sorensonów (Kendrę i Setha) oraz magiczny świat wykreowany przez niczym nieograniczoną fantazję autora. Gdy wydawało się, że historia zaprezentowana w pięcioksięgu (poprzednie recenzje: TUTAJ , TUTAJTUTAJ ) zakończy ową niesamowitą podróż, w której z przyjemnością uczestniczyliśmy, na horyzoncie pojawiła się „Smocza Straż”, będąca bezpośrednią kontynuacją poprzedniczki. Dziś natomiast, w przededniu premiery, chciałbym się z Wami podzielić wrażeniami z ostatniej wizyty w tym niesamowitym świecie pełnym magii. Oto przed Państwem „Smocza Straż: Powrót Zabójców Smoków” – finalny tom historii, której początek poznaliśmy całą dekadę temu.

Nikogo nie powinien zdziwić fakt, że piąta część „Smoczej Straży” rozpoczyna się w miejscu, w którym pozostawiliśmy naszych bohaterów wraz z ostatnią stroną „Mistrza IgrzyskTytanów”, a więc tomu 4. Cały magiczny świat chwieje się w posadach, gdy król smoków – Celebrant zjednoczył wszystkie smoki w olbrzymią armię. Smocze azyle, które do tej pory stanowiły bezpieczny kompromis dla egzystencji smoków i pozostałych istot upadły jeden po drugim. Ci, którzy zdołali ocaleć przed furią oraz żarem wydobywającego się ze smoczych paszcz ognia, przygotowują się na nieuniknioną ostateczną bitwę, której ceną będzie los całego świata, zarówno tego magicznego jak i ludzkiego. Dla rodzeństwa Sorensonów nadszedł czas na najtrudniejsze decyzje i realizację z pozoru niewykonalnych zadań.

 

Smocza Straż. Powrót Zabójców Smoków
Smocza Straż. Powrót Zabójców Smoków

Seth, związany przysięgą złożoną Śpiewającym Siostrom stara się odzyskać fragmenty Klejnotu Eteru, które zdobią m.in. korony Królowej Olbrzymów, Króla Smoków (Celebrant się kłania!), czy Króla Demonów. Mając za towarzysza wiernego nypsika Calvina, chłopak przemierza świat wszerz i wzdłuż podążając tropem kolejnych odłamków kamienia. Misja ta wydaje się o tyle istotna, iż jeśli wierzyć słowom Śpiewających Sióstr, zebranie wszystkich fragmentów Klejnotu Eteru da niebagatelną przewagę w walce ze smokami. Seth nie bacząc na cenę jaką będzie musiał zapłacić, szuka wszelakich  metod na jak najszybsze wywiązanie się z obietnicy. A ów sposoby zadziwią niejednego z czytelników. Jak to bowiem podsumował Calvin: „Jeśli chodzi o pomysły, naprawdę szorujemy po dnie”.

Kendra stoi przed równie trudnym zadaniem. Ma odnaleźć oraz zebrać razem pięciu legendarnych zabójców smoków, wywodzących się ze Świetnego Ludu. Tylko z ich pomocą pokonanie armii Celebranta może się urzeczywistnić. Aby jednak dotrzeć do każdego z nich (poza Merekiem, który już towarzyszy jej ekipie) konieczna jest konfrontacja z potężnymi demonami, posiadającymi wiedzę o miejscach przebywania poszczególnych wojowników. Zanim jednak Kendra wyruszy w niebezpieczną podróż, sama będzie musiała wpierw uwolnić się z rąk Mrocznego Jednorożca – Ronodina, który więzi ją w Krainie Wróżek. Dodatkowym utrudnieniem dla misji jest także niesłabnące uczucie jakim dziewczyna darzy Paprota (również jednorożca) więzionego jak i ona przez mrocznego kuzyna.

 

Smocza Straż. Powrót Zabójców Smoków
Smocza Straż. Powrót Zabójców Smoków

Powyższy opis akcentuje jedynie główne wątki jakie napędzają piąty tom Smoczej Straży. Pobocznych wydarzeń, mniej lub bardziej ważnych, jest tutaj znacznie więcej. Mimo tego (a może właśnie dlatego) ośmielę się stwierdzić, iż Brandon Mull w niektórych kwestiach poszedł troszkę na skróty. Wyobrażacie to sobie w książce liczącej 600 stron?! Taka np. potyczka finałowa z Celebrantem została rozegrana dosłownie na 2-3 stronach. Podobnych sytuacji jest jeszcze kilka. Nie umniejsza to jednak ogólnemu wrażeniu jaki wywiera na czytelniku finał sagi zaproponowany przez autora. To prawdziwy rollercoaster emocji: wzruszeń, pożegnań, radości i smutku. Już sama świadomość, że czytamy ostatnią część cyklu powoduje, że nie chcemy dotrzeć do ostatniej strony. Przy czym wyczyn ten jest piekielnie trudny, gdyż historia wciąga niemiłosiernie. Tym bardziej, że dla polskich czytelników Mull przygotował (zapewne zupełnie nieświadomie) nie lada niespodziankę. Główna finałowa bitwa odbywa się bowiem w Selonie, krainie równolegle współistniejącej na obszarze… Polski. Tak jest! Ostateczna walka o wolność i bezpieczeństwo świata odbywa się na naszych ziemiach (trochę przerażająca wizja w odniesieniu do obecnych wydarzeń, nieprawdaż?).

 

Smocza Straż. Powrót Zabójców Smoków
Smocza Straż. Powrót Zabójców Smoków

Jak się kończy „Smocza Straż: Powrót Zabójców Smoków”? Jak dla mnie troszkę zbyt przewidywalnie. Przyzwyczajony do serialowych twistów i zaskakujących scenariuszy wywracających całe historie do góry nogami oczekiwałem chyba większego suspensu. Nie jest to zły finał – żeby nie było niejasności. Podejrzewam, że zdecydowana większość fanów będzie usatysfakcjonowana zakończeniem. W końcu to powieść dla młodzieży pełna jednorożców, wróżek, smoków i demonów. Do końca musi być magicznie. No i równie ważne (jeśli nie ważniejsze) pytanie numer 2: Czy to rzeczywiście ostatnie spotkanie z baśnioborowo-smoczą ekipą ? Cóż, autor w posłowiu nie zamyka całkowicie drzwi przed kontynuacją. Wierzę mocno, że za kilka miesięcy usłyszymy, iż nasi ulubieni bohaterowie powrócili w jakiejś nowej, równie fantastycznej serii. Póki co odkładam na półkę „Smoczą Straż 5” w poczuciu satysfakcji, że było mi dane poznać całą (póki co) historię, która miała swój początek gdzieś w Baśnioborze… 

 

 

Wydawnictwo Wilga

 

Zwykłej Matki Wzloty i Upadki © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka