Dinokalipsa, czyli gra na nerwach od Rebela

 Dinozaury na dobre zawładnęły naszymi umysłami i wdarły się z impetem do mainstreamu. Sukces filmowej serii o pewnym parku z pewnością odegrał tu niemałą rolę. Ja jednak chciałem zapoznać Was z nieco inną stroną T-rexowego medalu. Co powiecie na grę karcianą, w której aż roi się od dinozaurowych katastrof? Zapraszam do rebelowskiej „Dinokalipsy”, najzabawniejszej tragedii w historii świata.

 

Dinokalipsa, czyli gra na nerwach od Rebela
Dinokalipsa, czyli gra na nerwach od Rebela

Do sięgnięcia po ten tytuł skłoniła mnie przede wszystkim intrygująca zapowiedź oraz luzackie podejście autorów do tematu. Dinozaury w wersji humorystycznej zawsze otrzymują u mnie kredyt zaufania. W pudełku z grą znalazłem talie kart (tzw. talia główna i talia katastrof), plansze dla graczy oraz fantastyczne drewniane figurki dinusiów. Należy się duży plus za jakość wykonania poszczególnych elementów oraz oprawę graficzną, która choć nieco uproszczona oddaje w pełni klimat zabawy. O co zatem chodzi w „Dinokalipsie”? Jako jeden z czterech reprezentantów gatunków musimy przetrwać przeróżne katastrofy naturalne, drapieżne oraz emocjonalne(!) w drodze do zwycięstwa. Nagrodą za każdorazowe wygranie z siłami natury jest przesunięcie pionka o kilka pól w kierunku mety (pola ponumerowane od 1 do 49). Co ciekawe, nie trzeba wcale dotrzeć do końca planszy by odnieść końcowy sukces! Wystarcz zostać ostatnim dinozaurem w grze, co jak się za chwilę okaże nie jest takim rzadkim przypadkiem.

 

Dinokalipsa, czyli gra na nerwach od Rebela
Dinokalipsa, czyli gra na nerwach od Rebela

Przed przystąpieniem do rozgrywki wybieramy swój pionek-dinusia wraz z odpowiadającą mu planszą. Na wybór czekają: Ten Stego, Pechowy Bronek,  Łzyceratops oraz Nerwowy Rex. Następnie każdy wyposaża swoją dłoń w 5 losowych kart z talii głównej punktowanych od 0 do 9 (tzw. karty punków). Wśród nich może się trafić jakaś karta natychmiastowa o przeróżnym działaniu do wykorzystania podczas danej rundy. Z drugiej talii kart katastrof odsłaniamy pierwszą „dramę”, jaka nas czeki i… do boju!

W każdej rundzie wszyscy zagrywamy jednocześnie kartę z ręki w nadziei, że będzie najsilniejsza punktowo od kart przeciwników. Na ostateczną zdobycz składa się jednak kilka rzeczy: punkty na naszej karcie, podatność/odporność dinozaura na dany rodzaj katastrofy (widnieje na planszy każdego dino) oraz efekty kart natychmiastowych, które mogą zostać zagrane przez naszych rywali lub nas samych. Dzięki temu nie można mieć pewności, że zagrana 9-tka zawsze zagwarantuje nam sukces. Gracz z największą liczbą punktów w rundzie przesuwa swój pionek do przodu (o tyle pól ile wynosiła zwycięska liczba). Najgorszy z dinusiów zabiera z kolei odkrytą kartę katastrofy. Zebranie trzech takich samych katastrof lub po jednej z każdego rodzaju eliminuje natychmiast delikwenta z dalszej gry. Aaaa! Są jeszcze „meteoryty”, czyli karty katastrof przyjmujące dowolny rodzaj katastrofy, co „ułatwia” znacznie wyrzucenie nas z dalszej zabawy. Ciekawe? W sumie tak. 

 

Dinokalipsa, czyli gra na nerwach od Rebela
Dinokalipsa, czyli gra na nerwach od Rebela


Dinokalipsa, czyli gra na nerwach od Rebela
Dinokalipsa, czyli gra na nerwach od Rebela

Najciekawszym elementem w „Dinokalipsie” są bez wątpienia karty z przezabawnymi ilustracjami oraz opisami dinozaurowego nieszczęścia. Nie sposób też nie docenić kreatywności twórców w wymyślaniu nazw przedmiotów, które możemy podziwiać na kartach z talii głównej. Tak jak wspomniałem, wizualnie jest to taki poziom estetyki, który biorę w ciemno! Co zaś się tyczy samego mechanizmu rozgrywki… Hmmm. Coś mi tu mocno zgrzyta i nie jest to piasek między zębami. Zauważyłem pewną prawidłowość. Jeśli przy pierwszym doborze pięciu kart punktowych na rękę otrzymamy same niskie wartości, to choćbyśmy ruszyli niebo i ziemię, nie uda nam się za długo pozostać w grze. Z czego to wynika? Prawdopodobnie ze zbyt małej siły oddziałującej kart natychmiastowych, mogących teoretycznie ratować takiego delikwenta z opresji. Owszem – raz ,czy dwa odwleczemy konieczność zabrania karty katastrofy na swoje konto. Ale nie przybliży nas to ani trochę do przesunięcia pionka o więcej niż 2-3 pola (o zwycięstwie nawet nie mówię). Pod tym względem „Dinokalipsa” jest grą, w której czynnik szczęścia odgrywa kluczowe znaczenie. Dobry układ kart z miejsca ustawia całą potyczkę.

 

Dinokalipsa, czyli gra na nerwach od Rebela
Dinokalipsa, czyli gra na nerwach od Rebela


Dinokalipsa, czyli gra na nerwach od Rebela
Dinokalipsa, czyli gra na nerwach od Rebela

Czy warto zatem zainteresować się „Dinokalipsą”? Mimo wspomnianych wad uważam, że tak. Choćby ze względu na niebanalne podejście do tematu. Wczytywanie się w uczuciowe niepowodzenia dinozaurów każdorazowo wywołuje co najmniej uśmiech na mojej twarzy. Sama rozgrywka przynosi również dużo frajdy, o ile los podzieli w miarę równomiernie karty. Z drugiej strony nie jest to tytuł, w który chciało by się grać bez końca. Po kilku seansach zaczyna nieco nużyć. Sięgnięcie po niego raz na tydzień-dwa to wszystko na co można liczyć. Zatem do Was ostatecznie należeć będzie decyzja, czy dacie szansę „Dinokalipsie”. Zwykła Rodzinka zaryzykowała i jest zadowolona. Do katastrofy baaardzo daleka droga, a to chyba dobry znak, nie sądzicie?    

 

Rebel.pl

     

Zwykłej Matki Wzloty i Upadki © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka