W jednym
z niedawnych wpisów wspomniałem, że być może naskrobię kilka słów dotyczących
prezentowo-świątecznego szaleństwa. "Być może" przeistoczyło się dość
szybko w "raczej tak", a po zapoznaniu się z pewną książką osiągnęło znienacka
poziom "z pewnością". Nie będzie to jednak poradnik z cyklu: "Co
kupić ukochanej (lub wręcz przeciwnie) osobie pod choinkę?". Nie
znajdziecie tu linków do ciekawych ofert, promocji, wyprzedaży świątecznych
gadżetów. Ci, którzy odwiedzają i czytają nasz blog wiedzą, że Zwykły Tata nie
lubi schematów i nieraz spogląda na świat z ukosa lub z lekką ironią. Jak
będzie tym razem? Przekonajcie się sami...
Od
kilku ładnych lat przestałem cieszyć się z bożonarodzeniowych świąt. W kwestii
duchowej nadal jest to, niepodważalnie dla ludzi wierzących, bardzo istotny
czas. Każdorazowo staram się przygotować na te dni najlepiej jak umiem. A, że umiem
niewiele...
Jeśli by
zatem sprowadzić nadchodzący świąteczny okres do jakże wygodnego dla większości
hasła "Happy Holidays", to co nam pozostanie? Masa jedzenia,
przyklejone uśmiechy przy stole (tak jakby codzienne problemy nagle w magiczny sposób
potrafiły wyparować z naszych głów), sztuczna choinka obwieszona czym tylko się
da - ważne, że kolorowe i świeci. No i prezenty, rzecz jasna. Właściwie określenie
"prezenty", to obecnie dość znaczne nadużycie. Prezent, to inaczej
niespodzianka. Coś, co nawet jeśli tego oczekujesz, nie jesteś do końca pewien.
Efekt zaskoczenia, obok oczywistej chęci uszczęśliwienia obdarowanej osoby,
stanowi istotę prezentu. A jak jest dzisiaj?
Siłą
rzeczy nawiedzam w ostatnich dniach sklepy z asortymentem dziecięcym. Kiedyś
mówiło się "sklep zabawkowy". Teraz to "centrum zabawek"
ewentualnie "świat dziecka". Rodzice z dziećmi oglądają, porównują. A
potem pada zasadnicze pytanie: "To który w końcu zestaw chcesz od Mikołaja
(świętego często się pomija)? Ten? Ok, to zabieraj karton i chodź do kasy.
Tylko pamiętaj, że mama go schowa i dostaniesz dopiero w Wigilię...".
Smutne, ale prawdziwe. Tak samo jak samodzielny zakup prezentu dla siebie, gdzie
jedynym limitem jest ustalona kwota, za którą możesz zaszaleć. Przerabiam to co
rok. Z nielicznymi wyjątkami. Wiem, że tak jest wygodnie, bo samemu nie trzeba
kombinować. No i odpada ryzyko rozczarowania. Same plusy, czyż nie...
Tylko gdzie tu miejsce na prawdziwy "prezent"? Wpadliśmy w spiralę niemocy. Pominę już fakt, że w dobie zakupów internetowych wraz ze Zwykłą Matką wymyślamy, załatwiamy i zaopatrujemy w... podarki połowę rodziny. To już chyba wolę gotówkę w kopercie pod choinką - przynajmniej kwota będzie corocznym zaskoczeniem i niespodzianką...
Tylko gdzie tu miejsce na prawdziwy "prezent"? Wpadliśmy w spiralę niemocy. Pominę już fakt, że w dobie zakupów internetowych wraz ze Zwykłą Matką wymyślamy, załatwiamy i zaopatrujemy w... podarki połowę rodziny. To już chyba wolę gotówkę w kopercie pod choinką - przynajmniej kwota będzie corocznym zaskoczeniem i niespodzianką...
Jak
zwykle uogólniam, choć wiem, że w wielu domach zachowuje się tradycyjne
podejście do prezentów. Tak trzymajcie i nie dajcie sobie wmówić, że można
inaczej!
Wspomniałem
na wstępie o pewnej książce, dzięki której z jeszcze większym zapałem
przysiadłem do niniejszego wpisu. Zastanawialiście się może jak wyglądałoby nasze
codzienne życie gdyby nagle, za sprawą magicznej różdżki, poznikały wszystkie
rzeczy z etykietą "Made in China"?! Myślę, że z dużą dozą
prawdopodobieństwa cofnęlibyśmy się do epoki kamienia. Tylko naturyści,
ekolodzy i zboczeńcy byliby chyba ukontentowani. Dlatego sięgając ze sklepowej
półki kolejną zabawkę dla naszej pociechy miejmy świadomość, że w ich
"przyjściu na świat" zapewne pomogła najliczniejsza populacja świata.
Pozwólcie,
że kogoś teraz Wam przedstawię. Poznajcie pluszowego misia o imieniu Mat.
Powstał w jednej z niezliczonych chińskich fabryk, gdzie młode dziewczyny w
trybie 16h/dobę niestrudzenie, za przysłowiową miseczkę ryżu, szyją kolejne luksusowe
zabawki dla zachodniego świata. Sympatyczny bohater szybko trafia na sklepową
półkę, a stamtąd do pierwszego właściciela... A potem do drugiego, trzeciego,
czwartego. I mimo, że los rzuca nim po całym niemal świecie, Mat przyjmuje go z
uśmiechem oraz nadzieją, że zawsze spotka kogoś, kto zechce się nim pobawić.
"Mat i świat" autorstwa Agnieszki Suchowierskiej, to książka z kategorii tych,
którą przeczytać powinien każdy, bez względu na wiek. Dziecięca forma, tłumaczenia
przy co trudniejszych słowach oraz wspaniałe ilustracje skutecznie pomogą
dzieciom w lekturze. Zaś dorośli mają ogromne pole do popisu w kwestii edukacji
swoich pociech. Pluszowy miś, trafiając z rąk do rąk, odkrywa przed
czytelnikiem prawdy tego świata. To, co dla jednych jest niepotrzebnym śmieciem
(bo pluszaka poplamiono kawą), dla drugich stanowi spełnienie marzeń. Ta
książka otworzy Wam i Waszym pociechom oczy na pewne niezmiernie istotne sprawy.
Głęboko wierzę, że po lekturze niejeden szkrab pobiegnie do swojego pokoju by z
czułością przytulić się do swoich pluszaków, leżących w kącie od niepamiętnych czasów.
Może nawet doceni inne zabawki, a podczas kolejnych odwiedzin w "Smyku"
ze zrozumieniem odmówi sobie (i nam) marudzenia p.t.: "Ja chcę!".
Czasem
wystarczy jeden impuls, np. w postaci takiej książki, aby nieco inaczej
spojrzeć na swoje konsumpcyjne życie. A stąd już tylko krok do udanych
prezentów i wspaniałego świątecznego nastroju. Czego Wam wszystkim z całego
serca życzę...
No to teraz zgadnijcie, Zwykła Rodzinko, jaka książka właśnie kilka dni temu zagościła na Bąblowej półce? ;) Dokładnie ta ! :)
OdpowiedzUsuńJa jestem właśnie na etapie pisania jej recenzji - ubiegliście mnie o włos, Kochani! ;)I potwierdzam, że to jedna z najwspanialszych propozycji wydawniczych, w jakie zdarzyło nam się zaopatrzyć - idealna na ten (przed)świąteczny czas :)
Ha ha :) Tośmy się zgrali!!!!!
UsuńNo właśnie ten element zaskoczenia przy prezencie i świadomość, że to ma być niespodzianka powoli ginie! Często jestem świadkiem sytuacji, ze obdarowany wie o prezencie, mało tego sam sobie go wybrał;)
OdpowiedzUsuńZgadza się.....zupełnie jakbyśmy zapominali nagle co lubią nasi bliscy :(
UsuńSłyszałam o książce, ale z nawału obowiązków nie mogłam jej zrecenzować.... a wracając do wpisu. Zawsze mnie dziwi to sprowadzanie świąt Bożego Narodzenia do biesiady i góry prezentów. A już nie mogę wyjść ze zdumienia jak ktoś na Wielkanoc życzy mi... Wesołego jajka. Naprawdę, nie wiem co powiedzieć:-) Żebym nie wiem jak patrzyła, jajko nie będzie wesołe:-)
OdpowiedzUsuńMyślę, że gdzieś po drodze gubimy ducha świąt... i grudniowych i wiosennych:-(
U mnie ten duch faktycznie trochę się zagubił, ale wciąż go szukam! Książka nas zaskoczyła swoim przekazem, warta przeczytania :)
UsuńCholerne prezenta u nas nie istnieją. Nadal robimy niespodzianki i nawet jeśli wymarzony, wybrany prezent leży pod choinka to zawsze jest jakiś extra, niespodzianka.
OdpowiedzUsuńUwielbiam obdarować Familie i to nie tylko 24.12
Nadal uważam, że Rodzina to największy prezent!
PS. Tradycyjnie świetnie napisane!!!
Taaaak, zdecydowanie rodzina to najlepszy prezent, przekonuje się o tym od siedmiu lat najbardziej :)
UsuńNie znamy ale koniecznie musimy to nadrobić :-)
OdpowiedzUsuńDusia uwielbia pluszaki i jak tylko jakiegoś sweet w sklepie zobaczy to odrazu chce... Tylko u nas w domu jest już szlaban na maskotki :-P gdy nie może się z tym "pogodzić" to wyjmuje ze strychu wór z pluszakami, przebiera i odkrywa że jest tam jakiś super o którym dawno zapomniała.
Książka wartościowa, wiele nam uświadamia!
UsuńMy już mnóstwo maskotek wynieśliśmy na strych, bo ta ilość kurzu gromadząca się w nich.......ajajaj!
Ja staram się dla dzieci utrzymać magię;) .. i już parę razy zirytował mnie fakt, że ktoś chce ich uświadomić. Sami kiedyś do tego dojdą :) A książkę z chęcią bym przeczytała razem z dziećmi.
OdpowiedzUsuńJa z córką rozmawiam i powoli uchylam coraz bardziej rąbka tajemnicy apropos Mikołaja :)
UsuńKiedy byłam mała, rodzice zachęcali mnie do pisania listu do Mikołaja i Aniołka z moimi marzeniami prezentowymi. Taki list leżał kilka dni na parapecie, aż nagle znikał, a potem na święta pojawiały się wymarzone prezenty. Bawiła się w to cała rodzina - wraz z rodzeństwem spisywaliśmy w liście również życzenia rodziców. Planuję to samo wprowadzić u mnie w domu :)
OdpowiedzUsuńDzięki za polecenie książki, brzmi ciekawie!
Wiesz, ten pomysł by w liście pisać również o prezentach dla rodziców mi sie podoba :)
UsuńKsiążkę polecamy!
ło matko, ledwie przebrnęłam przez ten cały negatywnie zabarwiony wstęp... ale książka była tego warta! :)
OdpowiedzUsuńa co do konsumpcyjnego charakteru Świąt i chińskich prezentów - każdy podobno dostaje takie, na jakie zasłużył ;P
No to ja sobie zasłużyłam :)))))
UsuńU nas magia swiat ciagle trwa. nawet jesli najsatrsza latorosl ''juz wie'', i tak zabawa ciagle trwa.Co roku piszemy listy do Mikolaja ( Gwiazdora!) i co roku robimy sobie niespodzianki.Uwielbiam ta co roczna konspiracje. Chociaz tak naprawde prezenty pod choinka nie sa nawazniejsze ;)
OdpowiedzUsuńCórka też już do końca nie wierzy chyba, że to Mikołaj przynosi prezenty, ale ta konspiracja jest fajna, masz rację!
UsuńTo strasznie smutna historia... według mnie to robienie krzywdy dziecku i zabieranie mu marzeń, świątecznej magii i niespodzianek, jeżeli wraz z nim wybieramy prezent i jeszcze pozniej go ukrywamy... :(
OdpowiedzUsuńMy z córka nie wybieramy prezentu :) Ona pisze list i "wysyłamy" go do Mikołaja :)
UsuńJednak my, dorośli, sami sobie wybieramy prezenty :(
Też denerwuję się, że dawanie prezentów stało się obowiązkiem, punktem do odhaczenia na liście, brak temu już tej magii, spontaniczności, i co z tego, że prezent może okazać się mniej trafiony, ale był dany z wewnętrznej potrzeby, a to się liczy najbardziej. :)
OdpowiedzUsuńNa książeczkę zwrócę uwagę, nie miałam jej jeszcze w łapkach, a zapowiada się mądrze i interesująco. :)
Mnie trochę irytuje dawanie prezentów dorosłym..... To jest na siłę wymyślanie :(
UsuńKsiążkę polecamy, bo jest tego warta :)
ojojoj jak ja tego zamawiania prezentów na Święta nie lubię. Mój mąż dostaje nieraz smsa, że jego chrześniak chce to i to. Nawet z linkiem do aukcji!
OdpowiedzUsuńChociaż zdarzało nam się kupować prezenty i wiedzieć co dostaniemy, to wolimy niespodzianki :) Czasem podsyłam listę mężowi, ale nigdy nie wiem, co dostanę. I on też nie wie.
Gdy rodzina się pyta, co kupić dzieciom, to czasem coś wymyślę, by nie kupili czegoś, co już mamy, ale sama staram się robić niespodzianki :) Jedną rzecz Polka dostanie taką, której się nie spodziewa, inną, którą oglądała w sklepie ze mną (dyskoncie spożywczym, więc przy okazji zwyczajnych zakupów), ale też nie ma pojecia, że Gwiazdor zaszaleje ;)
Ja myślę, że nawet jak dzieciaki coś tam podejrzewają, że Mikołaj nie istnieje, to tak bardzo chcą w niego wierzyć, że wierzą :)
Książkę koniecznie muszę przeczytać, my lubimy dawać zabawkom drugie życie, czasem sami dostajemy jaieś po innych dzieciach, czasem Polka wynajdzie jakiegoś brzydalka w lumpeksie i koniecznie musi go wziąć do domu :) Warto też oddawać te nieużywane do przedszkola na przykład :)
Zdecydowanie pomysł na oddanie nieużywanych zabawek jest lepszych niż ich wyrzucenie :)
UsuńNiech sobie dzieci podejrzewają, ale podświadomie czuja te magię :)
Wysyłanie smsem linków to przegięcie, my tak robimy, ale między nami, dorosłymi, ja proponuje co siostra ma kupić mojej córce, a ona co ja mam kupić :)
Dla mnie już chyba nie ma nadziei, jestem konsumpcyjna na maksa i uwielbiam sama sobie wybierać prezenty :D Ale za to bliskich lubię obdarowywać czymś własnoręcznie zrobionym, moim zdaniem taki prezent ma największą wartość :)
OdpowiedzUsuńKasiu zgadzam się z Tobą. Własnoręcznie zrobione prezenty sprawiają masę radości <3
UsuńAntyterrorystka
Oj kochana, gdybym miała Twoje zdolności to nie miałabym kłopotu co sprezentować dorosłym :)
UsuńU mnie w rodzinie prezenty w pewnym czasie zanikly. Nie wiem czy przez oszczednosci czy przez co.. U eodziny zony na szczescie w dalszym ciagu tradycja jest zachowana. Nawet nie chodzi o wielkosc podarkow, ale o sam gest. Tak. Bywalo za dziecka, ze mamasie pytala co chce dostac;( ja staramsie zaskakiwac rodzinke, np mowie, ze jade po bulki, a wracam z jakas pierdola dla zony albo corki;) ksiazka wyglada super, ale chwilowo musimy zaczekac z planowaniem zakupow;)
OdpowiedzUsuńMyślę, że kupowanie prezentów dorosłym często wynika z oszczędności. Jeśli w rodzinie jest kilkoro dzieci, a kasy nie ma w nadmiarze to lepiej odpuścić upominek dorosłym, a kupić dzieciakom :)
Usuńsuper zdjęcia ;) Fajna choineczka :)
OdpowiedzUsuńDzięki za jak zwykle, miłe słowa :)
UsuńDlatego u nas w domu trzymamy się wersji prawdziwej niespodzianki. Nikt nie wie, co dostanie. Bo przecież chodzi właśnie o tę niewielką tajemnicę. :) A książka, którą prezentujesz, godna polecenia. Ostatnio miałam okazję uczestniczyć w konferencji na temat czytelnictwa i prof. Leszczyński gorąco ją polecał. :)
OdpowiedzUsuńProfesor wiedział co robi :)
Usuńahhhh ta magia świąt:)
OdpowiedzUsuńAno dokładnie..... :)
UsuńBookMaster ma wspaniałą ofertę :)
OdpowiedzUsuńZgadza się :)
UsuńMam to szczęście, że moje Maluchy nie mają wygórowanych marzeń i cieszy ich wszystko. A prezenty dla nich kupuję przez internet lub w tajemnicy:)
OdpowiedzUsuńPs. Książka fajna - taka dająca do myślenia dla dużych i małych.
Dokładnie, daje do myślenia, zwłaszcza dorosłym,a niektórym dzieciom pomoże docenić kilka spraw!
UsuńNajciekawiej wyglądają twarze dzieci, kiedy znajdą niespodziewajkę pod choinką. Oby dorośli chociaż w połowie tak potrafili :)
OdpowiedzUsuńDorośli częściowo to zatracili :(
Usuńbo niespodzianki bez elementu zaskoczenia to nie niespodzianki...A prezent gwiazdkowy jako nie- niespodzianka...eeee...dziwne to, ale faktycznie w większości tak to teraz wygląda.
OdpowiedzUsuńDlatego ta książka powinna być przeczytana przez wielu dorosłych, by na nowo docenić to co się ma i co można mieć :)
UsuńW tym roku kupiłam prezenty dużo wcześniej i mała część odnalazła ;) oczywiście dostała a matka zamówiła nowe. Nie rozumie jak można z dzieckiem kupować prezenty. Książka idealna na przed świąteczny czas. Ja co reklamę słyszę, "a kupisz mi to" :/
OdpowiedzUsuńJa już na szczęście coraz rzadziej to słyszę, im starsza tym więcej rozumie :)
UsuńKsiążeczka zapowiada się ciekawie :) Kiedyś się skuszę :) A ja nie mam zwykle problemu co kupić mężowi, bo on uwielbia książki, ale za to on ma wielki problem ze mną, bo ja nigdy nie wiem czego chcę :) Ale mimo to co roku udaje mu się mnie zaskoczyć fajnym prezentem :)
OdpowiedzUsuńKsiążkę polecamy!
UsuńBardzo lubimy tę książkę:)
OdpowiedzUsuńA jeśli chodzi o prezenty, to ja stwierdziłam ostatnio, że koniec z podpowiadaniem wszystkim prezentów dla Tosi i, co gorsza, kupowaniem ich za wszystkich członków rodziny! Przy kolejnej okazji, niech każdy głowi się sam!
Wiesz, to wymyślanie innym prezentów to męczące :( Można jedynie podpowiedzieć co już mają dzieci!
UsuńKsiążka dająca do myślenia, prawda?
Też najbardziej lubię prezenty niespodzianki. W tym roku ustaliliśmy, że każdy kupuje każdemu prezent do 30 zł, żebyśmy nie zbankrutowali. Już się cieszę na rozpakowywanie tych drobnych niespodzianek :)
OdpowiedzUsuńTakie ustalenie kwoty to dobra sprawa, nie trzeba wydać majątku na prezenty, które mogą sprawić radość :)
UsuńA ja nie słyszałam o tej książce zupełnie, ale bardzo chętnie się jej przyjrzę ;-)
OdpowiedzUsuńJa też wcześniej jej nie widziałam :)
UsuńMy kilka lat temu rodzinnie postanowiliśmy, że prezentów nie ma. A to dlatego, że w pewnym momencie okazało się, że wymieniamy się gotówką. Prezenty dostają tylko dzieci, a raczej dziecko tj. Tygrys :) Książka wartościowa.
OdpowiedzUsuńI bardzo dobrze, że zrezygnowaliście! Ja też uważam, że prezenty dla dorosłych to bez sensu, wydaje się kasę i co roku kłopot co kupić :(
UsuńDzieci to co innego :)
Interesujaca Książka. Chetnie ja przeczytamy. Skoro mis trafia z rak do rąk z miejsca na miejsce, to jest jskby obieżyświatem, a takich bohaterów także lubimy :-).
OdpowiedzUsuńSynek w smyku nie wola, ,,kup", ale godzinami by ogladal ;-)
Oj tak oglądanie to u nas tak samo :)
Usuń