Planuję go zdradzić....

Jesteśmy nierozerwalni. On i ja. Nasze uczucie trwa już ładnych... 20lat :) Pewne znaki pojawiły się już wcześniej, ale tak na poważnie zaczęło się między nami układać, gdy byłam nastolatką. Po studiach mieliśmy małą przerwę, a kiedy urodziła się córka przeżywaliśmy pierwszy prawdziwy kryzys. Jednak było-minęło. Od kilku lat zatem nasza miłość znów jest w prawdziwym rozkwicie. Mimo to planuję go zdradzić...

Mój pierwszy "poważny" rower to był typowy, jak na tamte czasy, "góral". Dobra firma, której już nie ma na rynku, a to wielka szkoda. Jeden z zakupionych przed laty pojazdów mam do tej pory i to w niemal idealnym stanie! Takie się, proszę Państwa, kiedyś sprzęty robiło.
Jakiś czas temu pisałam Wam o tym co motywuje mnie do aktywności fizycznej KLIK. Przyznaję, że w ostatnich dniach "napędzał" mnie fakt, że i szwagier przeprosił się ze swoim dwukołowcem i zaczął nabijać więcej kilometrów ode mnie :) Dla mnie to dobra motywacja, tym bardziej, że znowu więcej słodyczy pochłaniam, a nie dla mnie żadne diety-cud!

Ja i mój rower jesteśmy nierozłączni. Odkąd córka była na tyle duża, by mogła jeździć ze mną na rowerowym foteliku, poczułam niezależność. Tak to jest, gdy mieszka się za miastem i nie posiada prawa jazdy. Moje dwa kółka dają mi poczucie samodzielności. Jeżdżę zarówno na zwykłą rodzinną przejażdżkę, do biblioteki po nowe zapasy książek dla nas wszystkich, ale także i na zakupy. 

Dlaczego więc chcę zdradzić mój środek samodzielnego transportu? Otóż, jak to mówią, "stara miłość nie rdzewieje", stąd powróciła do mnie jak jakiś bumerang chęć jazdy na rolkach. Jeździłam na nich intensywnie mając naście lat (a to dawno już było!) i po dwudziestu latach ponownie nawiedził mnie ten "ogień". Znów chcę jeździć na rolkach!

Jeszcze kilka lat temu było to niemożliwe w naszej okolicy ze względu na jakość dróg. Po piachu raczej średnio się jeździ mając do dyspozycji tak małe kółka. Jednak teraz, gdy mamy coraz więcej wszechobecnego asfaltu i kostki brukowej, mogę znów wrócić do tej dyscypliny sportowej. Poza tym obiecałam córce, że i ją nauczę, choć bardzo się tego obawiam. Jakoś nie wyobrażam sobie tego małego postrzeleńca na rolkach...

Tak więc w domu już orzekłam, że od przyszłego sezonu odnawiam swój związek z rolkami i już się nie mogę doczekać :) Zdaję sobie oczywiście sprawę, że będę musiała nieco odświeżyć swoje umiejętności nabyte dwadzieścia lat temu, ale "co nas nie zabije, to nas wzmocni"! Podobno...
Na wszelki wypadek kolejny blogowy wpis zawierać będzie skróconą wersję testamentu. Trzymajcie kciuki. 
Zwykłej Matki Wzloty i Upadki © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka