Kinderbal, czyli urodzinowy wyścig szczurów

Moja córka swoje piąte urodziny obchodziła co prawda w październiku, ale temat dzisiejszy nasunął mi się z innego powodu. W ten weekend urodziny miał bowiem mój szanowny mężuś! Zrobiłam domowy torcik z symboliczną świeczką (dosłownie symboliczną, bo została z urodzin córki - różowa ;) ). Nie o to jednak chodzi prawda? Liczy się gest! Wieczorem córka pyta tatę, czy jest zadowolony ze swoich urodzin po czym stwierdza na koniec, że teraz powinien razem z kolegami pojechać na plac zabaw. Swoim stwierdzeniem podsunęła mi temat, który mnie nurtuje przy okazji każdych jej urodzin!



Dwa i pół roku temu córka została zaproszona na urodziny koleżanki. Zdziwieniem dla mnie było to, że adres na zaproszeniu nie jest bynajmniej domowy. Jak się okazało, mieliśmy pojechać na jeden z zamkniętych placów zabaw w Poznaniu. Ja - świeżo upieczona jeszcze wtedy mama, niedoświadczona w wyprawianiu córce urodzin, zdałam sobie sprawę, że za czymś nie nadążam. Znajomi mnie oświecili, że "teraz urodziny dziecka w domu to już niemodne, że teraz organizuje się takie imprezy na placach zabaw itp." Owszem, dzieci przez dwie godziny (co najmniej!) szaleją wśród różnych atrakcji. Owszem panie animatorki zapewniają im ciągłe zajęcie. Owszem jest tort i różne przekąski, a dla rodziców kawa i ciastka. Jednak taka dwu-, trzygodzinna zabawa kosztuje. Sporo kosztuje (jak na moją kieszeń). Nie wszystkich rodziców na to przecież stać. Te dwieście - trzysta złotych dla niektórych to"przetrwać albo nie przetrwać" do końca miesiąca. Rozwiązanie samo w sobie jest wygodne - nie przeczę. Zaprasza się kilkoro dzieci, wyszaleją się a rodzice wracają do domu wypoczęci i nie muszą sprzątać po imprezie. 
Po pierwszych urodzinach spędzonych w taki sposób u koleżanki bałam się, że córka będzie chciała swoje spędzić tak samo. Miała wtedy 3 latka! W sumie Iza zapytała o taką możliwość tylko raz! Wytłumaczyłam jej, że to kosztuje mnóstwo pieniążków, że tam dzieci bawią się , ale nie spędzają czasu razem. Nie było problemu. Zrobiłam jej domowy "kinderbalik" i była mega zadowolona. Wiecie co podobało jej się najbardziej? Mamusia zrobiła tort specjalnie dla niej i były koleżanki. To okazało się dla niej najważniejsze!
Czwarte urodziny wyprawiłam jej tak samo. Był tort, przekąski. Tata stanął na wysokości zadania i przygotował kilka zabaw żeby dzieciarnia się nie nudziła. Córka po wszystkim szczerze nam podziękowała i powiedziała, że wcale nie potrzebuje urodzin na takim placu jak mają koleżanki.







Kiedy córka zaczęła chodzić do przedszkola przyznam, że wpadłam w przerażenie. Był moment, że zaczęłam sprawdzać różne urodzinowe opcje i atrakcje, mimo, że byłam ( i nadal jestem) temu przeciwna. W międzyczasie zaczęły się "sypać " urodzinowe zaproszenia dla córki na place zabaw, do kina. Postanowiłam więc, że chociaż sprawdzę inne możliwości niż kolejna "domówka". Szybko jednak przeraziłam się kosztami takiej imprezy poza domem. Po rozmowie z córką (wcale nie musiałam jej długo tłumaczyć dlaczego znowu robimy urodziny w ten sposób!) i takiej samej z mężem, uznałam, że kolejny raz podołam zadaniu i przygotuje imprezę w domu. Był tort, były przekąski i zabawy. Kiedy rodzice zaczęli przywozić swoje córki do Izy mówiłam, że ja robię urodzinki w domu (nie wiem czemu czułam, że powinnam się wytłumaczyć!). Tata jednej z dziewczynek powiedział, że nie mam czym się przejmować, bo przecież takie domowe imprezy są najlepsze! Byłam szczęśliwa widząc radość w oczach Izy, zadowolenie koleżanek z udanego kinderbalu i rodziców z tego, że nie był to po raz kolejny plac zabaw.
Nie zrozumcie mnie źle! Nie mam NIC przeciw organizowaniu urodzin w kinie, na placu zabaw czy w innych podobnych i atrakcyjnych dla dzieci miejscach. W końcu wszystko jest dla ludzi, a skoro istnieją takie możliwości to znaczy, że jest na to zapotrzebowanie. Dlaczego jednak jest na to takie parcie? Dlaczego czułam się wyalienowana z tą naszą domową imprezką? Przecież ostatecznie wszyscy się za każdym razem dobrze bawią i wychodzą zadowoleni :)  Fakt - w dzisiejszych czasach rodzice są zapracowani, zabiegani i często nie mają warunków, by urządzić dziecku urodziny w domu. Już kilka razy usłyszałam zdziwione mamy, które pytały "Tobie się chce?" TAK , MNIE SIĘ CHCE! Poza tym dzieciom naprawdę nie potrzeba wiele :) Dla mnie to nie problem przygotować coś dla kilku koleżanek/kolegów, a potem po nich posprzątać. Nie stać mnie na to, by zrobić córce urodziny poza domem i nie wstydzę się tego! A na takich placach dzieci zamiast się bawić ze sobą to bawią się każdy gdzie indziej, bo te place są ogromne. Córce cały czas wpajam istotną dla mnie rzecz : nie zawsze i nie wszystko musi mieć, a ona mniej lub bardziej się na to godzi, jak to dziecko :)
Dla chętnych podaję przepis na domowy tort : szybki, pyszny i wcale nie drogi :)

biszkopt ( na to przepisu nie podam, bo zdaję sobie sprawę , że każdy ma swój sprawdzony - każdemu inaczej wychodzi)
400ml śmietany kremówki
500g serka mascarpone
5 łyżek cukru pudru ( można mniej jak lubicie nie za słodki!)
owoce (dowolne w zależności od sezonu i upodobań dziecka)
Śmietanę kremówkę  (schłodzoną) ubić na sztywna masę, pod koniec ubijania dodać cukier puder. Następnie dodać serek mascarpone i dokładnie wymieszać. Biszkopt podzielić na dwie lub trzy warstwy i każda nasączyć sokiem z owocu, z który dodajemy do tortu. Każda z części przełożyć masą śmietanowo-serową i ułożyć na tym owoce. Wierzch tortu też wysmarować masą a ozdobić....cóż, tu czas na Waszą pomysłowość ;)



Zwykłej Matki Wzloty i Upadki © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka