Fakt, że moja księżniczka jako sześciolatka musiała podjąć naukę w pierwszej klasie długo "trawiłam". Nie byłam z tego powodu zadowolona. Kierowały mną względy emocjonalne córki, bo to, że jest bystra i inteligentna nie ulegało wątpliwości. O swoich rozterkach pisałam we wrześniu TUTAJ. Do końca roku szkolnego zostało już niewiele. Widzę jak córka się zmienia. Jest coraz bardziej samodzielna, samowystarczalna. Nadal dużo rozmawiamy i rozmawiać będziemy o różnych sytuacjach w szkole z koleżankami i kolegami, ale widzę, że ogarnęła sytuację i... radzi sobie :)
To, co nadal mi nie odpowiada, to fakt integrowania dzieci. Tak trochę "na siłę", o czym pisałam Wam TUTAJ. Nie będę powtarzać tamtego tekstu, napisze tylko, że po tych kilku miesiącach nie widzę żadnych efektów. Dzieci i tak trzymają się wcześniej zawartych znajomości, a przykre jest to, że są zmuszane siedzieć obok tych, z którymi czasem absolutnie nie mogą złapać wspólnego języka.
O tym, co teoretycznie każdy pierwszoklasista powinien umieć idąc do szkoły wspomniałam TUTAJ. Jak widzicie, sporo piszę na ten temat, ale to dlatego, że jest mi chwilowo tak bliski jak choćby świeżo upieczonym mamom temat karmienia piersią ;)
Pisałam też o tym KLIK, że nasze sześciolatki (obecnie rocznikowo już starsze, choć niektóre mają urodziny dopiero pod koniec roku!) otrzymały listę lektur do "zaliczenia"!
Moja córka kocha książki, o czym doskonale wiecie, radzi sobie z czytaniem naprawdę super. Jednak są dzieci, które nadal ledwo sklejają zdania... Mają do tego prawo. Przecież w pierwszej klasie mieli się właśnie nauczyć czytania.
Poza lekturami są oczywiście zadania domowe... I tu się zaczyna szeroko zakrojony temat. Dziś czytałam bardzo ciekawy wpis na blogu Maki w Giverny - polecam :) Jest to świetny poradnik o tym jak wspierać dzieci w odrabianiu lekcji. Ja jednak o czym innym....
Co szkoła, co nauczyciel to inne zasady! Nawet jeśli dzieci korzystają z identycznych podręczników, tryb nauczania jest inny. Wymagania także!
W szkole mojej córki, a konkretnie w jej klasie jest średnio z zadawanymi pracami. Dajemy radę choć ostatnie zadania matematyczne, tzw. "z treścią" trochę młodą przerosły. Tu moje pytanie: czy wszyscy jej koledzy z klasy odrabiają prace samodzielnie? Ja w to nie wierzę! Młoda jest bystra, ale tego rodzaju zadań nie ogarnia. Tu MUSI wkroczyć rodzic. Oczywiście nie mówię, by zrobić to w całości za dziecko, ale trzeba mu to chociaż wytłumaczyć. Obawiam się jednak, że znajdą się i tacy, którzy ze zwyczajnego braku czasu odrabiają prace dzieci za nie...
Wychowawczyni przekonana, że dzieci tak świetnie sobie radzą, pędzi jednak dalej jak rozbujana lokomotywa...
Córka uczy się jednego języka obcego. Wystarczy jej wiedza zdobywana na lekcjach, plus różnego rodzaju zabawy językowe w domu. Na przykład za pomocą gier planszowych, czy karcianych. W innej szkole wprowadzono drugi język, który oczywiście nazywa się "dla chętnych". Ja pytam: PO CO? Czy te dzieci nie mają już i tak dość? Na dworze robi się coraz piękniej. Córka ambitna bestia wraca ze szkoły ok 17-tej i ma dylemat: odrobić najpierw lekcje, czy wyszaleć się na ogrodzie...
Ostatnio miała zadany na pamięć dość długi wiersz. W innej szkole dzieci z kolei miały do opanowania kilka zwrotek hymnu polskiego. Lekcji mają tam do odrabiania co nie miara. Moja dziewczynka ledwo kończy pierwszy zeszyt - oni mają już czwarty (pomijam wszelkie luźne kartki!).
Do licznych zadań domowych dochodzą wszelkiej maści zajęcia dodatkowe. Po lekcjach, przed zajęciami, w weekendy... Kiedy te maluchy mają odpocząć? Wyjść na rower, poczytać książkę dla własnej przyjemności, czy nawet obejrzeć ulubioną bajkę?
Jeśli pierwsza klasa się tak rozpędza to co będzie dalej? Czy już mam przygotowywać córkę do nauki ułamków lub logarytmów, pisać z nią eseje?
Ech, mam wrażenie, że świat zwariował. Wszystko za szybko pędzi....
Czy tylko ja tak myślę? Czy Wasze dzieci dają radę z pracami domowymi, czy może uważacie, że mają tego za dużo?
Najdziwniejsze jest to, że według ustawy zadań nie musi być wcale, a wszystko zależy od nauczyciela. U nas nie jest ich dużo, jedynie polski i matematyka. ale i tak córka robi je w pięć minut.
OdpowiedzUsuńU nas też młoda w miarę szybko ogarnia, ale w szkole mojego siostrzeńca......Nauczycielka narzeka, że dzieci nie potrafią usiedzieć 5godzin w ławkach! U nas oglądają czasem bajkę, wychodzą na dwór, bawią się, a u niego siedzenie w ławce!!!
UsuńCzy Twój siostrzeniec nie uczy się przypadkiem w klasie mojej córki??? Mamy identyczną sytuację, Iga kończy już czwarty zeszyt z polskiego i drugi z matematyki. Trzy teczki kserowek, plus ten sam zestaw ćwiczeń, co u Ciebie. Córka to ogarnia i prace domowe zajmują jej JEDYNIE godzinę, czasami z hakiem, ale wiem, że dzieci z jej klasy potrafią nawet trzy godziny (!!!) siedzieć nad lekcjami. Ja mam to cholerne szczęście, że odbieram ją ze szkołę kilka minut po 13-tej, jest już po obiedzie, wybawiona z dziećmi. Siadamy do lekcji, raz dwa i po kłopocie. Ale ciężko mi uwierzyć, że mama która pracę konczy o 18 ma tak samo lekko jak ja. Dlatego dzieci często nie mają prac domowych, nie wszystko "łapią" a mimo to pani zapieprza z materiałem jak szalona. U nas dzieci już omowiły temat 3-go Maja!!!
UsuńNo właśnie on biedny siedzi czasem po 2-3 godziny, a do tego ma ćwiczyć czytanie i jeszcze im ostatnio nauczycielka powiedziała, że mają ćwiczyć różne inne rzeczy! Siedza w szkole po 5godzin, a po powrocie do domu mają przeznaczyć drugie tyle? A co z obietnicami, że sześciolatki nie będą całych zajęć spędzać w ławkach?
UsuńTu Masz rację świat za szybko pędzi. Oczywiście, że odrabiam lekcje z moim dzieckiem i wiem że rodzice dzieci z naszej klasy również. Irytują mnie normalne oceny u nas w szkole zamiast opisowych i wiele innych rzeczy. Stanowczo mają tego za dużo!
OdpowiedzUsuńOceny to koszmar! U nas ich nie ma, ale mój siostrzeniec ma oceny i to nie normalne tylko "po amerykańsku" :)
UsuńZ doświadczenia wiem, że tych prac domowych z każdą klasą może być coraz więcej. Mam dwójkę dzieciaków chodzących do różnych szkół, ale do tej samej klasy, i jak jedno ma dość swobody po zajęciach szkolnych, tak drugie jest obciążone zadaniami domowymi, zawsze wtedy zastanawiam się co dzieci robią w szkole? Dlaczego jedni nauczyciele mogą wykorzystać 45 minut na maksa, a drudzy niejako naukę spychać na rodziców?
OdpowiedzUsuńNiektórzy nauczyciele są po prostu za ambitni....nie wiem czego jeszcze można wymagać od tych maluchów! Ja wiem, że im dalsza klasa tym więcej wymagań, ale żeby wymagać układania treści do zadania z treścią kiedy ledwo zdania składają?
UsuńJa to w ogóle mam bardzo wiele zastrzeżeń do tego, jak wygląda edukacja szkolna, ale to temat na cały elaborat, więc rozpisywać się tu nie będę...
OdpowiedzUsuńAch, wiesz co? Ciśnienie mi rośnie za każdym razem, ale jak nie upuszczę trochę pary i nie opisze tego to wybuchnę :))
UsuńMnie przeraziło jeszcze coś - GABARYTY plecaka Twojej córki!!! Moja ma cieniutką teczuszkę i to jak widać wystarcza w tych początkowych klasach.
OdpowiedzUsuńCzęściowo wygląda tak tylko na zdjęciu, ale też muszę przyznać, że ksiżżki zostawiają w szkole. Do domu przywożą tylko to w czym mają zadanie do odrobienia :)
UsuńTo, o czym piszesz trochę mnie przeraża, bo ze szkołą dopiero przyjdzie nam się zmierzyć, ale mam mnóstwo wątpliwości i niestety coraz mniejszą wiarę w dobrą wolę nauczycieli (poza nielicznymi) wyjątkami :(
OdpowiedzUsuńNie myślałam, że czekają nas po prostu takie absurdy....Nasza nauczycielka jest w porządku, młoda daje radę, ale sam fakt, że coraz więcej i więcej..... Przecież to są jeszcze małe dzieci! Niektóre mają siódme urodziny dopiero pod koniec roku kalendarzowego :(
UsuńU mnie szkola od wrzesnia. Chyba osiwieje co to bedzie
OdpowiedzUsuńNie martw się na zapas. Duzo zależy od nauczycieli, ale fakt jest taki, że świat w sferze edukacji za szybko gna i za dużo od dzieciaków wymaga :(
UsuńWszystko zmierza w niezbyt dobrym kierunku, chociaż niestety to zależy od nauczyciela. Problem, który poruszyłaś jest na pewno w bardzo wielu klasach podstawowych (ale również wyżej) z programem się ,,idzie" nie edukuje, tylko załatwia sprawę tak, aby do końca roku mieć za sobą właśnie ten cały do opracowania program. A potem dzieci wracają do domu i rodzice muszą siadać razem z nimi i tłumaczyć, ewentualnie korzystać z dodatkowych korepetycji. Rodzic jako jednostka nic na to nie poradzi. Sprawa ta mnie zasmuca, bo przede mną jeszcze WIELE lat, kiedy moje dziecko pójdzie do szkoły, ale przeraża mnie to. Bo szkoła powinna edukować, krok po kroku, aby klasa licząca mniej więcej ok. pewnie 20 osób i powyżej zrozumiała dany materiał. Jedno dziecko zrozumie, drugie nie.
OdpowiedzUsuńPamiętam jak w gimnazjum (lata temu) musiałam korzystać z korepetycji, Pan Profesor, który brał moje książki był przerażony zadaniami, stwierdził, że taki materiał to on przerabiał na studiach (cóż). Nie wiem czego On naszych dzieci oczekuje Państwo. Czy powinno skupić się na nauce, czy na programie ? Temat rzeka.
Uważam też, że np. taka matura zdawania na podstawie klucza jest absurdalna.
Przykre.
Pozdrawiam
matkapolka89
I to jest właśnie straszne! Nie skupiają się na zdolnościach dzieci tylko na tym, by w danym czasie przerobić materiał. Na zajęcia wyrównawcze nie wszyscy nauczyciele mają czas, a potem wymagają by dziecko miało wszystko zaliczone!
UsuńTo wszystko jeszcze przed nami. Powiem Ci jednak, że przeraża mnie wizja takich maluchów z takimi wielkimi plecakami...
OdpowiedzUsuńJeśli Twoje dziecko będzie zostawiało książki w szkole, tak jak u nas to ten plecak nie jest taki zły. Wręcz przy całej tej sytuacji z nim jest najmniejsze zmartwienie :)
UsuńJuż od najmłodszych lat dzieciaki startują w "wyścigu szczurów". Widzę to u siebie w mieście; już od podstawówki nie ma dnia bez zajęć dodatkowych. Weekendy? No przecież jest Uniwersytet Dzieci albo warsztaty w muzeum. Super, że chcemy rozwijać maluchy ALE gdzie czas dla siebie? Gdzie czas na twórcze "nicnierobienie"? Gdzie czas na nawiązywanie przyjaźni, zabawę na podwórku?
OdpowiedzUsuńNo właśnie! Niektóre znajome dziwią się, że moja córka nie chodzi na żadne zajęcia dodatkowe - ALE tak jak piszesz, gdzie wtedy czas na rower, spacer, odpoczynek?
UsuńU nas wszystko idzie nie w tym kierunku. Taka mi się refleksja nasuneła gdy spojrzałam na zdjęcie i nie jest ona na temat :-P Przerażające jest, że plecaki niedługo będą większe niż dzieci ;-)
OdpowiedzUsuńA co do tematu... Zadania z treścią są czasami durne i w ogóle nieprzemyślane. Tak, nawet rodzice z tego co słyszę mają problem z ich zrozumieniem. I to nawet tacy po studiach...
Dla mnie zawsze zadania z treścią były moim słabym punktem.....
UsuńNas to czeka w przyszłym roku, choć syn bardzo lubi się "uczyć" czytania i pisania to nie widzę jeszcze by był gotowy emocjonalnie, więc w sumie to się cieszę, że mamy jeszcze rok...U córki naszych znajomych sześciolatki zasypiały na lekcjach, mimo przerw i delikatności nauczycielki. Nie mówiąc już o rozpaczy z powodu niewielkich porażek, lub nie bycia w czymś idealnym. Dla dzieci szkoła to jednak wielki stres. I faktycznie elaborat można by napisać!
OdpowiedzUsuńT ogromny stres! Moja córka jest ambitna i zdarza się, że jak dostanie do nauki wiersz na pamięć to mimo, że nauczy się go bez problemu najpierw przeraża ją fakt, że jest za długu!
UsuńMy też tak mieliśmy, z tą różnicą, że zamiast krótkich dwóch czy trzech linijek w książce, pisaliśmy po 3 strony w zeszycie. Już w pierwszej klasie pisaliśmy dyktanda, a na matematyce do domu zadawali po 5 stron słupków. Tylko zastanawiam się jakim sposobem Twoja córka tak późno do domu wraca, bo my lekcje kończyliśmy maksymalnie o 13. Może też dlatego wydaje się, że mieliśmy więcej czasu :)
OdpowiedzUsuńMają system dwuzmianowy......
UsuńTen semestr cały chodzi na 12 i kończy 16:25 lub 15:25. Są ostatnimi dziećmi siedzącymi w szkole :(
Siostrzeniec chodzi trzy dni na popołudniu, zadane ma mnóstwo, wraca o tej 16-tej do domu a na drugi dzien idzie na 8......
To właśnie powod, że tak mnie rozdrażnił ta reforma nowa. Zamiast doskonalić, poprawiać i naprawiać błędy w tym co już jest, to sie kończy i robi nowe, tak samo niedoskonałe jak to, co już było. Dlaczego? Dlaczego znów stać w miejscu, albo co gorsza, cofać sie, zamiast doskonalic to, co już zaczynało działać? Cześc szkół już działa tak, jak powinna, inne nie i wlaśnie na tym należało sie skupic, a nie wywracać wszystko do gry dnem i robić kolejny bałagan, którego ogarnianie zajmie lata.
OdpowiedzUsuńNie znoszę tej nowej reformy!!!! Jeśli nie przejdzie opcja powrotu do systemu ośmiu klas to normalnie osiwieje przez te szkoły!!!
UsuńMamy podobne córki, moja też bardzo ambitna i bardzo dużo czasu spędza nad książkami. Tyle, że jest troszkę starsza ;) pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńCzasem ta ambicja bywa dla nich uciążliwa :( Buziaki!
UsuńCzytając tekst Twój aż się boję co będzie jak Młoda do szkoły pójdzie. Ciągłe zmiany ustawy, ten syf który tworzą rządzący nie bardzo widzę przekłada się na pozytywne aspekty wychowywania i edukowania najmłodszych.
OdpowiedzUsuńWłaśnie te zmiany sa najgorsze! Co chwile inaczej....Nauczyciele nie wiedza jak uczyć, rodzice nie wiedzą jak się dostosować....Ja nie wiem czy moja córka skończy podstawówkę w szóstej klasie, czy przywrócą system ośmioklasowy, czyli , wg mnie, najlepszy :)
UsuńDla mnie paranoja...tylko się dzieciaki zrażą juz na starcie. Trudno pokochać "uczenie się" i zdobywanie wiedzy gdy takie Maluch są zarzucane tyloma obowiązkami. Ta pierwsza klasa, zwłaszcza dla 6 - latków to powinna być nauka przez zabawę, a nie wymagania jak dla gimnazjalisty.
OdpowiedzUsuńOtóż to :) Dzieciaki na starcie się przerażą,a jeszcze musiały sobie przecież poradzić z adaptacją!
UsuńI u mnie się zacznie. Teraz jeszcze w UK dostaje 5 zadań na cały tydzień. W poniedziałek oddajemy zrobione i we wtorek są już nowe. Prócz tego oczywiście czytanie :)
OdpowiedzUsuńU nas na weekendy nie mają nic zadane i na święta, w przeciwieństwie do klasy mojego siostrzeńca-nauczycielka chyba najwyraźniej uznała, że mają wtedy więcej czasu.....
UsuńNasza wychowawczyni jest młoda, ale sama ma dwójkę dzieci i wyznaje zasadę, że weekend to czas dla rodziny :)
Masz racje, widze po dzieciach w rodzinie ile maja zadan domowych i porownuje to z iloscia zadan zadawanych naszym dzieciom, no makabra jakas. U nas tylko na weekend i to wcale nie w jakiejs duzej ilosci (poza ostatnia klasa, ktora szykuje sie do egzaminow). Jeszcze gorsze sa te ciezkie tornistry, ktore dzieci musza codziennie dzwigac. Nasze dzieci dla porownania nosza do szkoly tylko butelke z woda i drugie sniadanie. Cala reszte zapewnia szkola. I nie musza to byc jakies wymyslne kolorowe pordeczniki i cwiczenia- wystarcza przeciez zeszyty, ksera itp. Za to jak chodzi o wiek to Cie pociesze:) Moja Agatka idzie od wrzesnia do szkoly (zerowki ale u nas to juz prawdziwa szkola z nauka czytania, pierwszymi lekturami itp) w wieku 4 lat i 2 miesiecy;) Wiec te 6 lat to naprawde pikus jest :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam !
Córka w tornistrze też nosi śniadanie tylko i tę książkę, z której akurat ma coś zadane!
Usuń4 lata - szkoła z lekturami i czytaniem? Serio? O matko jedyna......:(
Strasznie tego wszystkiego wiele na jednej, małej dziecięcej głowie. Dzieci są obecnie bardzo obciążone w szkole i tak się często zastanawiam po co rodzice jeszcze je dodatkowo ganiają z zajęć na zajęcia. To przecież ponad dziecięce siły. A gdzie czas na nudę? To przecież nuda jest podstawą kreatywności.
OdpowiedzUsuńMoja córka na szczęście ma czas na nudę, czasem żałuje, że nie chce chodzić na żadne zajęcia dodatkowe :)))) Ja jednak jej nie zmuszam!
UsuńHmm, hmm... U nas już trzecia klasa, i wiesz co? Cholera! Zapomniałam już, jak to było w pierwszej :) Jednak sądząc po tym, jaka wychowawczyni trafiła się Elizie, mniemam, że i wtedy miała sporo zadawane. Co do tych zadań z matmy, to o ile mnie pamięć nie myli, chyba zawsze było tak, że zadnia z treścią musieli tłumaczyć rodzice- mi też :)
OdpowiedzUsuńU nas jest z kolei inny problem- są dwie klasy trzecie i tamta druga klasa nie tylko ma mało zadawane, ale ogólnie- tam nie ma żadnej spiny, że materiał, że trzeba gonić, że czas, terminy. Nasza pani natomiast jest zupełnie inna. Dzieciaki z jednej i z drugiej klasy mają ten sam podręcznik i ja się zastanawiam- albo ta nasza pani jest nawiedzona, albo tamta ma "wywalone"... Muszę także co jakiś czas wysłuchiwać Elizy, że tamta klasa ma lepiej...
No właśnie to mnie dziwi najbardziej-te same książki, ten sam program a co nauczyciel to inne rzeczy się dzieją...
UsuńTwoja Eliza jest juz na tyle duża, że widzi różnicę w porównaniu z inną klasą, u nas jeszcze tego nie ma, ale to kwestia czasu jak rodzice zaczną słuchać-dlaczego inni mają inaczej?
Ten temat jest mi odległy. Bliżej mi do tego karmienia piersią ;) Ale podglądam rodziców, którzy mają dzieci w wieku Twojej córki. W tej rodzinie, którą podglądam, jest tak, że dziecko jest zapisane chyba na wszystkie zajęcia dodatkowe w mieście (to małe miasto jest). A nie przepraszam - na szachy nie chciała chodzić, bo pan był brzydki. Był uprzejmy, dobrze uczył, ale był brzydki. Jechałam do nich i kupiłam Młodej książkę o której słyszałam że jest hitem u takich dziewczynek (jakieś robienie biżuterii). Ona dostała i już widziałam błysk w oku, że się podoba, ale błysk za chwilę zgasł, bo ona nie ma na to czasu. Nawet w weekend. A czemu tak ją rodzice męczą? Mama mówi, że chce żeby ta miała dobry start w życiu, ale jak ją obserwuję to mi się wydaje, że jest zmęczona wychowaniem i po prostu nie chce żeby jej się plątała po domu. Przykre, ale tak jest.
OdpowiedzUsuńCzyli mała zwyczajnie miałaby ochotę się pobawić.......Porobić coś nie związanego z nauką! Takie tworzenie biżuterii to wbrew pozorom niesamowita nauka i frajda jednocześnie, szkoda, że jej rodzice tak do tego podchodzą :(
UsuńTemat mi bardzo bliski, chociaż ja mam to szczęście, że Tymek już nie musi iść do szkoły. Zgodnie z nowym prawem zostawiamy go po wakacjach nadal w przedszkolu. Robi to 100% rodziców z naszego przedszkola. Właśnie dlatego, że słyszymy co się dzieje w pierwszych klasach u dzieci, które musiały w wrześniu podreptać do szkoły. Zadanie domowe, które zajmują kilka godzin, przemęczone i zniechęcone dzieci i sygnały rodziców, którzy mają szczęście jeśli ktośw domu nie pracuje i może poświęcić dziecku czas i pomóc. Inni przyznają, że wracając późnym wieczorem muszą odrabiać lekcje za dzieci lub podpowiadać i dopisywać, żeby razem z dzieckiem nie paść na twarz. Coś jest nie tak prawda? Czytałam, że zadania domowe nie są wskazane, a dzieci mają się dużo bawić między nauką. Tylko, że nijak się to ma do rzeczywistości. Kto winny? Nauczyciele? Ustawa? Przeładowany program? Szkoda, że konsekwencje złych decyzji ponoszą dzieci. A skutki mogą być nieodwracalne ;(
OdpowiedzUsuńNasze sześciolatki to takie króliki doświadczalne..... Teraz rodzice , tak jak Ty, widzą co się dzieje i mogą temu zapobiec, zatrzymując dzieciaczki w przedszkolu!
UsuńPodnosi mi się ciśnienie, jak tylko patrzę na ten elementarz. Zadania w nim są ogłupiające, odmóżdżające, nie wymagają w ogóle myślenia, samodzielności, że już nie wspomnę o kreatywności. A najgorsze, że polecenia są często nieprecyzyjne i naprawdę nie wiadomo, co autor miał na myśli (mieliście już zadanie z tworzeniem dywaników z kolorowych pasków wyciętych z ćwiczeń liczę?). U nas zadań domowych na szczęście nie ma dużo, a w na weekendy pani nigdy nie zadaje, bo mówi, że weekend jest po to, żeby odpocząć. Mądra kobieta, która szanuje dzieci :)
OdpowiedzUsuńNo włąśnie powiem Ci szczerze, że niektórych poleceń nawet ja do końca nie rozumiem :( Są tak skonstruowane, że można je interpretować często na dwa sposoby!
UsuńNie, tego zadania z dywanikami jeszcze nie robiła :)
To co się dzieje w 5 klasie, dopiero się dzieje. Dzieciaki mają bardzo dużo zadawane do domu, Julka zaczyna odrabiać lekcje o 16 kończy o 22. Dziś była na zajęciach dodatkowych na jutro ustawiony budzik na 6 rano będzie się uczyć historii.
OdpowiedzUsuńBoję się 6 klasy ahhh
Matko jedyna..... Gdzie tu teraz czas na wyjście na dwór? Na odpoczynek??? Aż się boję co będzie dalej! Teraz młoda nie ma źle, ale patrząc na to co się dzieje w innych szkołach, to ją to chyba czeka, tyle, że w kolejnej klasie :(
UsuńU mnie też 6 latek w pierwsze klasie. Z zadaniami różnie raz więcej, raz mniej.. Czasem faktycznie trzeba wytłumaczyć. U nas nie ma lektur.. bazują na podręczniku. Ale na 4 klasy każda ma inne wymagania więc zależy od nauczyciela. Ja bardziej niż naukę przeżywam zachowania dzieci..
OdpowiedzUsuńNo właśnie, co klasa, co nauczyciel to inne wymagania...... A przecież te same książki i program!
UsuńNiestety nasza edukacja pozostawia wiele do życzenia a wiem co mówię bo mam porównanie z innymi krajami. Z doświadczenia wiem teżże zadań domowych będzie przybywac z roku na rok
OdpowiedzUsuńNasza edukacja nadaje się do totalnego remontu!!!!
Usuńodpukać moje dziecko ur 2011 bedzie miało wybór w wieku 6 lat uffff ;)
OdpowiedzUsuńNic tylko się cieszyć :)
UsuńŚwiat zdecydowanie za szybko pędzi. To jest nie do pomyślenia, żeby tak dużo zadawać w pierwszej klasie - obojętnie czy dzieci mają 6 czy 7 lat. Dzieci muszą móc się wyszaleć!
OdpowiedzUsuńDokładnie....U nas nie ma za dużo zadań, ale niektóre dzieci są naprawdę przemęczone i zawalone nauką!
UsuńWitamy w wariatkowie, jakim niechybnie jest szkoła. Niestety materiał, który wbijają dzieciom do głowy jest przeładowany, szkoły przeludnione, co rodzi patologie. O tej tak zwanej "integracji" nie wspomnę, wygra silniejszy!
OdpowiedzUsuńDokładnie...integracja....a dzieciaki i tak mają takich przyjaciół jakich same sobie wybiorą :) Niestety z niektórymi też się nie dogadują i żadna integracja w tym nie pomoże!
UsuńTo klasa do której chodzi mój syn to chyba wyjątek. Wychowawczyni jest rewelacyjna. Zadania domowe to tylko kilka minut odrabiania, są to zadania typu przepisz zdanie, jedno zadanko z matematyki, teraz mają dni tygodnia wiec zadanie domowe to były dwa zadania typu dzisiaj jest środa jaki dzien jst jutro i pojutrze i jaki byl wczoraj i przedwczoraj. Kserówek nie dostają wcale. Oceny maja od A do D ale są one tylko po to by dzieci nauczyły się że oceny będą. Wychowawczyni stanęła na wysokości zadania i widać że dba o dzieci, by szkoła nie była dla nich ciężarem. A jesli chodzi o samodzielniosc to niestety mimo krotkich i prostych zadan domowych sa one robione przez rodzicow. Potrafia nawet jedno jedyne zdanie przepisac za dzieci. Czy to ma sens? Ja rozumiem tlumaczenie dzieciom ale odrabiane za nich. Szczerze to wole zeby moje dziecko nie mialo zadania niz mialabym robic za niego. Ja moge wytlumaczyc pokazac bledy czy pochwalic ale nie za niego pisac bo to do n8czego nie prowadzi. Przeraża mnie to co dzieje się w innych szkołach!
OdpowiedzUsuńMy też nie mamy zadań na weekend :) To jest super! dziecko ma szansę zapomnieć na te dwa dni o szkole :)
UsuńFaktycznie odrabianie lekcji za dzieci mija się z celem, to już lepiej żeby wcale nie miały zadawane :)
Lubię gdy piszesz o perypetiach szkolnych córki i jej rówieśników. Chociaż mój Filip ma dopiero wa lata (w sumie będzie miał w maju) to już zaczynam się bać tej całej edukacji i jej efektów.
OdpowiedzUsuńNic się nie bój, do czasu aż Filipek pójdzie do szkoły wszystko się jeszcze kilkakrotnie zmieni!
UsuńCieszę się, że wpis Ci się podoba! Wiesz, szkoła to jeden z tych tematów, na które można pisać bez końca :)
Ja póki co bacznie przyglądam się przedszkolom. Mam to szczęście, że od czasu do czasu współpracuję i mogę przyjrzeć się komu powierzę swoje dziecko. Ale miałam trudną sytuację w rodzinie jeśli chodzi o początkującą uczennicę. Chrześniaczka mego M. dobiła do I klasy po przedszkolu. Klasy, którą w szkolnej "O" prowadziła ta sama pani. Chrześniaczka nie potrafiła czytać, bo w przedszkolu panie o to nie zadbały, zresztą o ile się orientują nie miały tego obowiązku; rodzice raczej skupiali się na sobie. Pani w szkole przez rok czytała z dziećmi i okazało się, że Chrześniaczka zaniża pani poziom. I zaczęło się. Wiem, że jej rodzice też dali ciała, ale kobieta ewidentnie przeginała. Zero pochwał (choć w matematyce była niezła, starannie prowadziła zeszyty), wszystko na nie, ciągle bóle brzucha, nieprzespane nocki, strach. Ostatecznie zmieniła szkołę i radzi sobie świetnie. Nie jest w czołówce, ale nie ma problemów z nauką i co najważniejsze z przyjemnością chodzi do szkoły. Także wiele rozbija się o nauczyciela i jego podejście.
OdpowiedzUsuńTo masz rację! Najważniejsze jednak, że mała się nie zraziła i w nowej szkole świetnie sobie radzi :)
UsuńU mnie w szkole koszmar z zadaniami. Dwie strony małym druczkiem do przeczytania w domu albo lektura na wolne dni ( dla sześciolatka!!) Moj zdolny, czytajacy sześciolatek nie wytrzymuje tego emocjonalnie ( ja juz też) Ponadto wprowadzono juz oceny ( od 6 do 1! Czy to zgodne z usatwa???).Wszystkie mamy zadowolone, ze pani taka wymagająca. Ja natomiast myśle o przepisaniu syna do innej klasy. Horror!
OdpowiedzUsuńMasakra :( Moja córka kocha czytać, ale czyta bo chce! Pani na weekendy nie zadaje NIC! To doceniam bardzo :) Oceny....chyba ich nie powinno być....
UsuńWitam.
OdpowiedzUsuńOboje z mężem jesteśmy nauczycielami- i rodzicami małej córeczki.
Już się boję, co będzie jak młoda pójdzie do szkoły. W ogóle praca domowa w klasach 1-3 jest dla mnie trudnym do pojęcia absurdem !
Ale chciałam tylko zaznaczyć o co chodzi z tym nieszczęsnym "programem" który nauczyciele jak ostatni debile narzucają, podkręcając tempo.
Otóż jeśli jeszcze uczy się polskiego, matematyki- jest ok, godzin jest dużo, można się wyrobić.
Mąż ma wątpliwe szczęście być nauczycielem muzyki- czyli 1 godzina w tygodniu. Program jest tak skonstruowany, że nawet chory musi iść do pracy, bo zwyczajnie tego programu nie zrealizuje, a nikt na zastępstwie tego nie zrobi- nauczyciel muzyki jest jeden.
Rok temu wziął przysługujący mu urlop ojcowski- całe 2 tygodnie.
Żeby móc to zrobić- musiał przez 3 tygodnie przychodzić w dodatkowy dzień do pracy- uczy w kilku szkołach- żeby program "był zrealizowany". Bezsens zupełny- zwłaszcza w świetle faktów- że program to jedno, to tylko idiotyzm który każdy nauczyciel musi we wrześniu oddać- co ma wspólnego z prawdziwą wiedzą, jaką nabywają uczniowie?
Jajco, proszę Państwa. Nic. On po prostu ma być ładnie napisany wg bliżej nieokreślonego wzoru.
Świetnie podsumowane :) A już myślałam, ze spotkam się tu z krytyką ;) Jeśli dla Pani jako nauczycielki zadania domowe to absurd, czuję się spokojniejsza :) Dziękuję za komentarz i zapraszam częściej :)
UsuńKurcze, zeżarło mi cały komentarz ;) .
OdpowiedzUsuńJestem zbyt leniwa na blogowanie- ale często mam ochotę coś założyć, żeby opisać swoją filozofię i poglądy w tym temacie.
Boję się tego, co się dzieje i co widzę. Jestem nauczycielką fortepianu, więc trochę inna branża, ale cała ( literalnie- cała ) moja rodzina to byli lub obecni nauczyciele.
To, co robione jest ze szkołą - woła o pomstę do nieba.
Ale- samych nauczycieli mi nie żal- w ogóle. Wiedzieliśmy, że decydujemy się na taką a nie inną pracę za psie pieniądze- nie podoba się, to cały świat stoi otworem, można zmienić . Zresztą z szacunku do własnego czasu ze szkoły państwowej już zrezygnowałam- tylko prywatna. ;)
Ale druga strona medalu jest bardziej przerażająca- dzieci.
Dzieci, które miały wielkiego pecha urodzić się w tych czasach. Które z obłędem w oczach pędzą z jednych zajęć dodatkowych na drugie- bo rodzice muszą się zrealizować i zrekompensować sobie fakt, że sami nie mieli tylu dostępnych na wyciągnięcie ręki zajęć. Widzę przerażenie w oczach tych maluchów. Zagubione gdzieś między instrumentem, tańcami, baletem, pięcioma kółkami w szkole i językami dodatkowymi..... I jeszcze w szkole muszą dowalić, pędzić, prace do oddania, plakaty, projekty, makiety (BOŻE - po co to komu !!!!! ). Pięćdziesiąt lektur rocznie, bo jakże- no jakże- można nie przeczytać "Nad Niemnem " ??
Dzieci, które nie potrafią mając 11 lat iśc do sklepu i kupić chleba- bo nie wyszły nigdy same z domu- ale muszą mieć trzeci język, który znają tak samo jak angielski wtłaczany im do głowy od 4 r.ż.- czyli prawie wcale.
I te spojrzenia innych matek, jak mówię, że Agatka na nic nie będzie chodzić ;) . Po prostu na nic, no chyba- że sama sobie coś wymyśli.
Według świata ja nie jestem normalna ;) - jestem leniwą matką. No jestem, nie będę spędzać połowy życia dowożąc córkę na zbędne zajęcia. - jak nauczycielka znam ich wartość merytoryczną. Kochani, jest najczęśćiej niemal żadna i połowę tych zajęć można sobie określić jako "ściemę" .
A wracając do najmłodszych klas- czasem jak patrzę na te panie, to widzę, że one po prostu uwielbiają dodawać sobie znaczenia, leczą często kompleksy , że "tylko" w klasach 1-3 nauczają. Co by nie mówić, program nie wymaga od dzieci prac domowych. A siedzenie w domu i uzupełnianie zdań, tworzenie zdań z zadanymi słówkami- niczemu nie służy, przecież to samo jest na lekcji. PO CO robić w domu to samo ? Czy dzieci są debilami i zapomną przez 1 dzień, że wiewiórka skacze ?
Ech ;) , ależ się nakręciłam !!
To racja! Dzieci nie potrafią sobie radzić w podstawowych życiowych sytuacjach, ale lektury muszą znać śpiewająco! Ja się zastanawiam czy już mam małą tabliczki mnożenia uczyć.....
UsuńTakie wywalenie z siebie różnych myśli pomaga-może jednak założysz bloga? :) Pozdrawiam!
PS mnie najlepiej się pisze właśnie pod wpływem emocji :)