Przyjaciele czasu nie liczą...

Wiecie co jest najlepszą rekomendacją książki?
To, że dziecko sięga po nią samo lub chce przeczytać kolejny raz z rzędu! Jedną z takich właśnie pozycji literatury dziecięcej chcę Wam dziś zaprezentować. Tak naprawdę przedstawię dwie książki wydawnictwa BIS, które zdecydowanie będą się podobać Waszym córkom i synom, bo tematyka jest bardzo uniwersalna. Fajne jest również to, że prawdopodobnie spodobają się również rodzicom. Przecież doskonale wiemy, że mimo iż pozwalamy dzieciom samodzielnie wybierać książki do czytania, to sami zwracamy dużą uwagę na ich treść.
Przyznaję, że mam słabość do polskich autorów (choć nie wszystkich) i bardzo lubię nasze rodzime propozycje czytelnicze. Oto więc co dziś dla Was mam:

Obydwa tytuły bardzo dobre! Obydwa pięknie wydane i zilustrowane. Obydwa przeznaczone dla dzieciaczków w wieku od 4/5 lat w górę. Każdy z nich jest pisany na tyle dużą czcionką, że ci milusińscy, którzy uczą się czytać samodzielnie świetnie sobie dadzą radę. Ilość tekstu na stronie nie przytłacza, mimo że książka jest formatu kartki A4.

Pierwszą z omawianych dzisiaj przeze mnie publikacji, to najnowsze "dziecko" Marcina Pałasza "Szczęśliwi czas liczą!". Nie znałam wcześniej tego autora, ale okazało się, że mamy w domu dwa tytuły z biblioteki tego pana właśnie, które córka sama sobie niedawno wybrała :)


Jeśli Wasze dziecko jest na etapie nauki godzin na zegarku (tak jak nasza królewna), ta książka zdecydowanie je do tego zachęci jeszcze bardziej. Jest takie powiedzenie, że "szczęśliwi czasu nie liczą". Otóż może w pewnych momentach, dziedzinach życia to się sprawdza. Jednak po tej lekturze uzmysłowimy sobie, że jest wręcz odwrotnie.
Najnowsza lektura Marcina Pałasza to nie tylko świetne opowiadanie, którego akcja toczy się w czasie wakacji nad morzem. To również doskonała pomoc naukowa. 
Antek i Tosia wraz z rodzicami wyjechali nad morze. Dyskusja na temat zegarów i mierzenia czasu zaczęła się całkiem niewinnie kiedy to Antek zgłodniał, a siostra mu wyjaśniła, że do obiadu zostało jeszcze sporo czasu. Od tego momentu cała rodzina zaangażowała się w objaśnianie jak mierzy się czas, skąd wiedzieć, że minęło południe i ile godzin ma doba. Zaskakujące jest to, jak wiele w codziennych sytuacjach jest możliwości do nauki.



    
Przyznam się szczerze, że nieraz zastanawiałam się jak wytłumaczyć córce fakt, że czasem się mówi, że jest godzina np. 13:20, a czasem - dwadzieścia minut po pierwszej. 
Tata Antka i Tosi nie tylko wytłumaczył dzieciom działanie zegara, ale także narysował im na plaży zegar słoneczny, opowiedział o tym jak kiedyś mierzono czas (bo przecież nie było prądu i maleńkich zegarków noszonych na ręce). Tata, chcąc zademonstrować rodzeństwu jak można sprawdzić czy minął już kwadrans, skonstruował dla nich też klepsydrę.
Jeśli chcecie się dowiedzieć jak zorganizować własny budzik i jakie mogą z tego wyniknąć konsekwencje, zachęcam do sięgnięcia po książkę pana Pałasza. Jest napisana w taki sposób, że dzieci bardzo szybko zrozumieją różnicę między określeniem i nazwaniem poszczególnych godzin na zegarku, a do tego jest zabawna i wypełniona wspaniałymi ilustracjami Artura Nowickiego. To historia, która jednocześnie bawi i uczy, a pojęcie "szczęśliwi czasu nie liczą" może prowadzić do wielu dyskusji. Przecież, by być punktualnym albo wiedzieć ile czasu mamy gotować jajko żeby było takie jak lubimy, potrzebujemy zegarów.

Druga z najnowszych książek Wydawnictwa BIS, to publikacja Katarzyny Matejek "Jak Krzyś i Bryś zdobywali halo". To kolejny tytuł tego wydawnictwa z serii "miłych w dotyku" jak mówimy u nas w domu! Format jest może większy niż w przypadku "Kota kameleona"  "Borys i Zajączki", ale tak samo przyjemny w kontakcie z czytelniczymi rączkami.


    
Tytułowy Krzyś to mały chłopiec, który ma wielkiego przyjaciela jakim jest jego pies Bryś. Są ze sobą bardzo związani, kochają się i dbają o siebie nawzajem, jak na prawdziwych przyjaciół przystało. Bryś nosi na szyi obroże z napisem "Bryś Krzysia", a chłopiec ma na ręce bransoletkę "Krzyś Brysia". Wszystko po to, by pies się nie zgubił, a przyjaciele mogli zawsze być razem. 
Chłopiec marzył o tym, by mieć telefon komórkowy. Nie ma przecież nic milszego niż rozmowa z najlepszym przyjacielem, gdy nie mogą być razem. Zdarzało się to bardzo rzadko, ale kiedy Krzysio kładł się spać i tata opowiadał mu bajkę na dobranoc, pies leżał samotnie przed domem. Chłopcu było przykro, że jego towarzysz jej nie słyszy. 




Pewnego wieczoru tata, po tym jak zobaczył piękny księżyc, który lśnił tak mocno, że wokół niego powstała srebrzysta otoczka nazwana przez niego "halo", zamiast bajki opowiedział Krzysiowi o kosmosie. Od tego dnia chłopiec robił wszystko, aby zdobyć "halo" na tyle mocne, żeby pies słyszał go tak samo jak przez telefon.

Jeśli jesteście ciekawi w jaki sposób przyjaciele próbowali zdobyć "halo" i jakie przy tym przeżywali przygody, a także tego czy im się udało, koniecznie zaopatrzcie się w pięknie ilustrowaną rysunkami Ewy Beniak-Haremskiej książkę. Jest to przede wszystkim uniwersalna opowieść o pięknej przyjaźni pomiędzy dzieckiem a psem. O olbrzymiej wyobraźni małego chłopca i jego sile w dążeniu do celu, która mogłaby zawstydzić niejednego dorosłego. A wszystko tylko po to, by dwójka przyjaciół mogła wspólnie posłuchać opowieści na dobranoc...

Obydwie książki prezentowane dziś w naszym "kąciku recenzenckim" to wspaniałe opowieści, które uczą, bawią i dają do myślenia. Córka przeczytała już tę o zegarach i była zachwycona. Oczywiście wywiązały się potem rozmowy na temat mierzenia czasu :)
Bardzo dziękujemy Wydawnictwu BIS za możliwość podzielenia się z Wami kolejnymi publikacjami.







Zwykłej Matki Wzloty i Upadki © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka