Czuję się staro. Nie na tyle żebym musiał przed snem odkładać sztuczną szczękę do szklanki z wodą. Niemniej mam świadomość uciekającego czasu i tego, że wskazówek zegara za nic w świecie nie da się zatrzymać, a wyjęcie z niego baterii co najwyżej spowoduje zaspanie do pracy. Dlaczego o tym wspominam? Słowem "kluczem" jest w tym przypadku wydawnictwo BABARYBA.
Zwykła Matka jak zwykle zadziałała (czy to urokiem osobistym, siłą przekonywania, czarną magią - tego nie wiem) i oto nasza komoda przypomina teraz wielbłąda przemierzającego książkową pustynię, targającego na swym grzbiecie słowo pisane. Trzeba zatem zacząć ogarniać ten "szwedzki potop". Postanowiłem zacząć od książek, które (miałem wrażenie) same się do mnie ze wspomnianego stosiku uśmiechały. Na pewno zaś mówiły: "Starzejesz się tatuśku!". Mając w domu 6-letnią uczennicę szkoły podstawowej trudno o inne odczucia, gdy trzyma się w rękach książki z tzw. sztywnymi kartkami.
Wybrałem trzy tytuły. Dwie z nich, to niezapomniane wiersze Wandy Chotomskiej. Trzecia natomiast stanowi miłą niespodziankę-odkrycie, nawiązujące do najlepszych wzorców wierszowanej literatury dziecięcej.
Wszystkie prezentowane publikacje skierowane są do najmłodszych czytelników. Stąd te usztywnione kartki, zaokrąglone narożniki, duży format, kolorowe wydanie, duże ilustracje, mało tekstu... ufff! Zdaje się, że niczego nie pominąłem. A może jednak tak? Okazuje się, że można umiejętnie wkomponować do książki coś, co pozwoli korzystać z niej nieco dłużej. Ale po kolei...
Wspomniane propozycje pani Chotomskiej, to kultowe "Kurczę blade" oraz "Smok ze Smoczej Jamy". Starsi z nostalgią wspominają zapewne wiersze Tuwima, Brzechwy i Chotomskiej właśnie. Bo to m.in. ci pisarze kształtowali nasz mały wówczas świat pozbawiony komputerów, smartfonów, czy innych XBox-ów. Teraz mamy okazję pokazać naszym pociechom te wspaniałości. A jest co. Nad częścią wizualną czuwał bowiem nie kto inny jak sam Edward Lutczyn! Znacie to nazwisko? Jeśli nie, to dziwni jesteście, albo dorastaliście w Mozambiku. Pamiętam, jak na ekranie telewizora co tydzień na naszych oczach (począwszy od pustego arkusza papieru) powstawały małe humorystyczne arcydzieła. Rysunki pana Edwarda są tak charakterystyczne i sympatyczne dla oka, że nie sposób ich nie rozpoznać i nie lubić. To ogromny atut obu książeczek.
Niezaprzeczalną wartością są też rzecz jasna wiersze, które w zwiewny i zabawny sposób opowiadają małemu czytelnikowi historie o dziadku, który kupił jajko z niespodzianką w środku ("Kurczę blade") lub o smoku wawelskim przechytrzonym przez dzielnego Dratewkę ("Smok ze Smoczej Jamy" - ten tytuł przeczytany przez córkę samodzielnie spodobał jej się najbardziej!). Jestem przekonany, iż ogromną przyjemnością przypomnicie sobie owe teksty. A gdyby komuś było mało to... może sprawdzić jak takie wiersze brzmiałyby w języku angielskim (to ta "rzecz", którą wcześniej pominąłem). Na każdej stronie zamieszczono bowiem angielskie tłumaczenie tekstu, co uważam za wyśmienity pomysł, który wydłuży znacznie żywotność tego typu publikacji. Nieraz naśmiewałem się z nieudolnych tłumaczeń tytułów filmowych. Cóż, jak się okazuje Anglicy również nie mają łatwo z naszym językiem, o czym możecie się przekonać sięgając po powyższe propozycje od Babaryby.
Trzecią z książeczek z namysłem pozostawiłem na sam koniec. Nie ma tutaj spektakularnych dzieł pana Lutczyna (ilustracje tutaj - skromniejsze ale i tak całkiem udane, stworzył sam autor), angielskiego tłumaczenia, a i format książki jest mniejszy od wspomnianych powyżej "kolegów". Mimo tego "Gałgankowy skarb" autorstwa Zbigniewa Lengrena skradł moje serce. Czym? Budową wiersza przede wszystkim. Opowiastka o Kasi, która zgubiła swoją laleczkę Murzynka, tym samym stawiając całą rodzinę na baczność, została po mistrzowsku "zrymowana" (nie wiem jak inaczej miałbym to nazwać). Struktura wiersza bardzo przypomina mi "Rzepkę" Juliana Tuwima na zasadzie powtarzania pewnych fraz i określeń. Dzięki temu ma się wrażenie, że tekst płynie z naszych ust niczym melodia. Rodzic się nie męczy i dziecko uważnie słucha. Bomba!
Podsumujmy zatem: trzy książki, dwie dwujęzyczne, jedna wielce czadowa. Dwie z pięknymi ilustracjami i z "nazwiskiem", ostatnia z wielce czadowym tekstem. Którą zatem wybrać? Podpowiem Wam - najlepiej WSZYSTKIE! Albo którąkolwiek z nich. Są to bowiem mądre, bezpieczne i nieodmóżdżające teksty, a tego na naszych półkach nigdy za wiele...
Kasia i Murzynek zrobiły u nas furorę:) Pozostałych książeczek jeszcze nie znamy, ale trzeba będzie nadrobić :)
OdpowiedzUsuńMamy jeszcze kilka recenzji w zanadrzu - to dopiero początek naszej przygody z Babarybą :))))
UsuńOoo, smok ziejący ogniem to by się nawet i mojemu synowi mogło spodobać, bo on lubi, jak dużo się dzieje ;)
OdpowiedzUsuńTen smok strasznie sie mojej córci spodobał!!
UsuńFajna taka "przypominajka" :)) to jakis taki powrot do dziecinstwa :)
OdpowiedzUsuńWiesz, najbardziej podoba mi sie fakt, ze ksiazeczki te nigdy nie stracily na aktualnosci i bawia kolejne pokolenia :)
otóż to kochana! są książki , które nie mają "terminu ważności" :)
UsuńUwielbiamy książki tego wydawnictwa :)
OdpowiedzUsuńWidzę , że mnóstwo ludzi je lubi , a dzieciaki wręcz wielbią!!!
UsuńBardzo fajne tytuły! A nie widziałam ich wcześniej.
OdpowiedzUsuńW taki razie mogę uznać, że nasza recenzja jest przydatna :)
UsuńPanią Chotomską to my zawsze z biblioteki przynosimy :) Serio, tak się składa, że dziewczynki zawsze a to zawsze wynajdą książeczki jej autorstwa. Tej jednak jeszcze nie znamy :/ Czas nadrobić.
OdpowiedzUsuńBo Chotomska to dobry wybór, dziewczynki wiedzą co czynią :)
UsuńU nas te pozycje zrobiły furorę :) Gałgankowy Skarb czyta się bardzo fajnie, a Krzysiu uwielbia jak podczas czytania zmieniam głos i udaję płaczącą Kasię ;)
OdpowiedzUsuńJuż to sobie wyobrażam :))))
Usuńkurczę blade, Chotomska, Lutczyn, Lengren - toż to mistrzowskie zestawienie!
OdpowiedzUsuńCo nie? :)) Musze przyznać, że nas zaskoczyły te książki :)
UsuńDwie z nich mamy, swego czasu były u nas często czytane ale ostatnio zginęły w tłumie książek - trzeba będzie odświeżyć ;))
OdpowiedzUsuńOdświeżajcie :)
UsuńRysunki Lutczyna są wspaniałe a książeczka o Kasi ma duuużo lat, bo ja ją pamiętam z dzieciństwa:)
OdpowiedzUsuńCzyli nie tak dawno, jak z dzieciństwa :)))))
UsuńRysunki Lutczyna są wspaniałe a książeczka o Kasi ma duuużo lat, bo ja ją pamiętam z dzieciństwa:)
OdpowiedzUsuńHistoria o Kasi i Murzynku przypadla by mojej Zarze do gustu. U nas tydzien temu miala miejsce historia o Zarze i Hani-delfinku. Tez cala rodzina byla postawiona na bacznosc. A delfin "plywal" w windzie. Dobrze, ze nikt go nie zlowil bo mieszkamy w 18 pietrowym budynku, wiec troche klusownikow moglo na niego wpasc :P
OdpowiedzUsuńPiętro to nie lada wyzwanie :)
UsuńKurcze blade pamiętam jeszcze z własnego dzieciństwa! Uwielbiałam tę książkę i jak tylko zobaczyłam kupiłam Miętusowi. Od razu polubił, bo tej książki się nie da nie kochać :) Zna ją już na pamięć. A ja postanowiłam, przyniesione nie-wiadomo-skąd, "cholela" zamienić w jego słowniku na"kurcze blade". Zawsze to lepiej brzmi :)
OdpowiedzUsuńFaktycznie "kurcze blade" zdecydowanie lepiej brzmi :) Wiesz, dzieciaki słyszą różne rzeczy w różnych miejscach! Czasem nawet przypadkiem niestety :(
UsuńOoo. Dzieci nigdy nie są za duże na dobry wiersz i dobrą ilustrację :)
OdpowiedzUsuńna ciekawe książki nigdy nie jest za późno - o czym świadczy przykład matek zachwycających się książeczkami swoich dzieci w blogowych recenzjach :D
OdpowiedzUsuńdwie pierwsze mogą pomóc w nauce języka, a ostatnia jest po prostu urocza, więc zdecydowanie nie są tylko dla przedszkolaków!
My mamy te książki i bardzo je lubimy, a dzięki twardym kartką mój synek sam może je przewracać bez obawy o "uszkodzenie"
OdpowiedzUsuńOwszem, są na pewno bardziej wytrzymałe od tradycyjnych, aczkolwiek...jak się ma takiego mola książkowego w domu jak my mamy, to ciężko utrzymać niektóre książki w dobrym stanie, mimo, iż córka bardzo o nie dba :)
UsuńMam duży sentyment z dzieciństwa do ilustracji Lutczyna, choć dziś już dokładnie nie pamiętam, które z jego książek miałam.
OdpowiedzUsuńTo mam nadzieję, że moje recenzje będą ci przypominać choć troszkę :)
UsuńJak zwykle inspirująco:) Na takie książki nigdy za wcześnie i inigdy za późno:)
OdpowiedzUsuńBardzo ci dziękuję :)
UsuńPrzepadłam przy Lengrenie!
OdpowiedzUsuńMam jego Borka, Topka i Azę!
Tylko nie przepadnij za mocno :) Zostań z nami! :)
UsuńJa Gałgankowy Skarb okreąśliłabym jako najsłabszą z tych pozycji a Oli po nia właśnie wyciągnął rączki. Jest jedną z najczęście wertowanych przez niego pozycji. :)
OdpowiedzUsuńWiesz, ja się nawet nie spodziewałam tego jak spodobają się te książki mojej sześciolatce!!! dzieci zaskoczą nas jeszcze nie raz ani nie dwa :)
UsuńNie znam żadnej z tych pozycji. U nas książeczki z twardymi kartkami najszybciej się niszczą :)
OdpowiedzUsuńCzasem tak to właśnie jest...niby coś trwalsze, ale najszybciej się niszczy :)
UsuńPiękne wydania! Opowieści oczywiście w większości znamy;-)
OdpowiedzUsuńFaktycznie wydawnictwo się postarało :)
Usuńmamy te książki i są super!
OdpowiedzUsuń:)))
UsuńMurzynka i smoka Tymke uwielbia! Te książeczki są już z nami jakie 2-3 lata, ale ciągle stoją na półeczce z tymi naj, naj :)
OdpowiedzUsuńTo są jedne z tych tzw "wiecznych" książek :)
UsuńMam dwie z trzech książek. Mój syn je uwielbia. Muszę koniecznie dokupić Smoka:)
OdpowiedzUsuńTa o smoku najbardziej się podobała mojej córci :)
Usuń