Nie taka gżegżółka straszna, czyli z ortografią na „ty”

Kilka dni temu rozpoczął się wrzesień. Delikatnie zaczęła nam o tym przypominać pogoda, szybciej zapada też zmrok. Jednak najoczywistszym oraz niezawodnym sygnałem zwiastującym tenże stan rzeczy jest… szkoła!
Maszyna wojenna została zatem uruchomiona i nic nie jest w stanie jej zatrzymać. My – rodzice, robimy co tylko możemy wspierając z drugiej linii nasz dzielny dziecięcy desant. Narzędzi i broni mamy pod dostatkiem. Wszak półki sklepowe wręcz uginają się od wszelakich propozycji mających ułatwiać szkolne życie naszych pociech. Jak jednak odnaleźć w tej dżungli wiedzy coś naprawdę wartościowego, co sprawdzi się w praktyce (bo teoretycznie każda pomoc dydaktyczna jest dobra) dając wymierne korzyści milusińskim? Nie martwcie się dłużej tym faktem! Nadciąga Kapitan Nauka... 

         
Jeśli mielibyście wymienić hasłowo podstawowe umiejętności, które nabywają w szkole mali Einsteini, to z pewnością będzie to „pisanie” oraz „liczenie”. My zajmiemy się tym pierwszym zagadnieniem.
Nie od dziś wiadomo, że język polski do łatwych nie należy. Ba! Ortografia dla dużej części naszej społeczności wciąż jest materią sprawiającą ogromną trudność. Nie oznacza to jednak, że nie ma sensu poznawać jej tajników od najmłodszych lat. Wydawnictwo Edgard postanowiło ułatwić nam to zadanie, oferując wspaniałe narzędzie edukacyjno-rozrywkowe „Ortografia z mrówką i borówką. Karty obrazkowe”. Utworzony z myślą o uczniach klas 1-3 (a więc dla 6-9-latków) zestaw stanowi doskonałą odpowiedź na odwieczne pytanie i dylematy rodziców: Jak skutecznie skłonić swoje dziecko do nauki ortografii? Odpowiadam zatem: Poprzez zabawę!

 
Omawiany przeze mnie zestaw, będący częścią programu „Wiedza na horyzoncie”, składa się ze 100 kolorowych dwustronnych kart, na których znajdują się ilustracje wraz z podpisem. Jedna strona karty to pełny wyraz zawierający ortograficzną trudność, natomiast jej rewers pozbawiony jest tej konkretnej „kłopotliwej” literki. Do tego mamy do dyspozycji 10 kart wyjaśniających najważniejsze reguły ortograficzne oraz rzecz jasna – instrukcję. Zapoznałem się, przetestowałem (z córką naturalnie) i powiem jedno: sam bym tego lepiej nie wymyślił! Wydawać by się mogło, że tematyka ortografii jest tak sztywna i określona, iż nic twórczego nie da się z niej stworzyć. W myśl zasady trzeba po prostu „wykuć” reguły i już. „Ortografia z mrówką i borówką” przeczy temu niemal całkowicie. 
 
 
Przede wszystkim mamy tu do czynienia z zabawą, podczas której przemycamy naszym dzieciakom niezbędną wiedzę. To coś na zasadzie wmiksowania znienawidzonych warzyw do ziemniaczanego puree. Dziecko najedzone i mama zadowolona :)
Co zatem aż tak mnie oczarowało i zachwyciło? Na pierwszym miejscu powiem, że uniwersalność zestawu. Mając do dyspozycji wspomniane karty można wygenerować całą gamę gier i zabaw, uzależniając nasz wybór jedynie od wiedzy, wieku i zdolności naszego szkolnego rywala. Sama instrukcja zawiera aż 21 takich pomysłów, które można z grubsza podzielić na dwie kategorie: zabawa z zasadami ortograficznymi oraz rozwój wyobraźni/kreatywności. Póki co z moją 6-latką preferujemy drugi wariant. Podział: 6-7 lat – gry kreatywne, 8-9 lat – gry z ortografią wydaje się pod tym względem najbardziej rozsądny - z punktu widzenia rodzica-testera.


 
 
Czas na konkretne przykłady. Np. losujemy trzy karty ze słówkami i wymyślamy historyjkę zawierającą owe słowa. Gwarantuję Wam, że wyobraźnia 6-latka nieraz spowoduje, że będziecie sięgać po chusteczkę i wycierać łzy (bynajmniej nie ze smutku). Raz moje dziecko wylosowało następujące słowa: „schron”, „księża”, „pielucha”. Reszty możecie się tylko domyślać… 

Inną zabawą niezwiązaną bezpośrednio z ortografią, a która przypadła nam do gustu jest tzw. „Łańcuszek”, czyli zapamiętywanie układu kilku kart. Dziecko zapamiętuje ułożone przed nim karty, zamyka następnie oczy. W tym czasie zamieniamy miejscami karty. „- To jak było poprzednio?”.


Jesteśmy na etapie łańcuszka z 6 kart i muszę przyznać, że moja pamięć częściej szwankowała niż umysł 1-klasistki. Ale to żaden wstyd. Ostatecznie liczy się przecież rozwój dziecka, a nie moja chęć zwycięstwa w rywalizacji. Ale ja jej jeszcze pokażę…
:)
Takich i podobnych wariantów jest całe mnóstwo (możemy do zabawy zaprosić też kostkę do gry).  
 


            
Starsze dzieciaki mogą już zmierzyć się z typowo ortograficznymi „zagwozdkami”, jak np. dopasowywanie słowa z karty do zasady ortograficznej, szukanie słówek zawierających takie same zasady, czy też identyfikowanie brakujących literek w słowach (na drugiej stronie karty).
Wachlarz możliwości jakie dostarcza nam to wydawnictwo jest przeolbrzymie. Słówka można literować, sylabizować, wyszukiwać, dopasowywać, zgadywać… etc. Ogranicza nas jedynie wyobraźnia i niekiedy czas.
Kilka słów o warstwie wizualnej wydawnictwa. Karty – jak to karty, wykonane są z dobrej jakości papieru, odpowiednio sztywnego. Obrazki na nich umieszczone doskonale zaś odzwierciedlają sens danego słówka („bliżej”, „różny” itp.). Instrukcja (tzw. „Poradnik dla opiekunów”) jest dość obszerna i klarowna. Oprócz propozycji gier i zabaw posiada również część ćwiczeniową. Całość zapakowana w niewielkie pudełko to wprost idealny prezent w oczach każdego rodzica i, w co wierzę głęboko, większości kochających gry dzieciaków.
Jeśli więc nie boicie się podjąć roli ortograficznego (i nie tylko) korepetytora swojego dziecka oraz jesteście świadomi ryzyka jakie ta funkcja z sobą niesie (nękanie, nagabywanie i notoryczna prośba o kolejną grę), to myślę, że „Ortografia z mrówką i borówką. Karty obrazkowe” będzie idealnym kompromisem pomiędzy zabawą, a nauką dla wszystkich dwunożnych domowników.




Zwykłej Matki Wzloty i Upadki © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka