Żyłam w jego towarzystwie bardzo długo. W zasadzie od urodzenia mi towarzyszyło. Kiedy zmieniłam miejsce zamieszkania, byłam z tego powodu bardzo zadowolona. Cisza, spokój, świeże powietrze i przestrzeń. Tak, zawsze lubiłam przyrodę i przebywanie na świeżym powietrzu. Mój proces aklimatyzacyjny trwał dość długi czas. Przeprowadziłam się latem, kiedy akurat pod oknami cykały świerszcze. To ich cykanie było jedynym słyszanym przeze mnie dźwiękiem, gdy wieczorem siadaliśmy z mężem na kanapie. W nocy za to kumkanie żab nad pobliskim stawem. Sielsko, co nie?
Takie niby przyjemne dźwięki, a doprowadzały mnie do szału. Frustrująca cisza przerywana zaledwie od czasu do czasu dźwiękami przyrody. Całe życie mieszkałam w dużym mieście. W zasadzie w samym jego centrum. Wszędzie miałam blisko. Sąsiedztwo dużego ronda i stacji benzynowej przyzwyczaiło mnie do tego, że nie budziłam się w nocy na dźwięk przejeżdżającego motocykla. Nie przeszkadzał mi huk podskakującej pod ciężarem dużych samochodów studzienki kanalizacyjnej. Rozpoznawałam nawet po odgłosie jakiej linii tramwaj podjeżdżał właśnie na przystanek. Ruszający z rykiem autobus? To nic takiego. Mimo, że musicie wiedzieć, wtedy jeszcze jeździły te przegubowce co puszczały czarny dym z rury wydechowej! Nie to co teraz, nowiuśkie niskopodłogowce!
Hałas mi nie przeszkadzał zatem, a jak chciałam wyjść na łono przyrody, też nie miałam daleko. Rzut beretem mieści się bowiem sztuczne jezioro, nad którym jest stok narciarski, a nieco dalej lasy i ogród zoologiczny. Tak więc, możecie mi wierzyć, że po przeprowadzce wkurzały mnie odgłosy świerszczy, żab i innych stworzeń. Długo trwało zanim nauczyłam się zasypiać w takich warunkach. Autentycznie brakowało mi hałasu!
Co się zmieniło? Dlaczego już nie lubię miasta? Mieszkam na przedmieściach od ponad dziesięciu lat. W tym czasie przywykłam do zalegającej ciszy, którą stopniowo zresztą zaczęła mącić zwiększająca się liczba aut w okolicy. Mieszkanie "na wsi" zrobiło się modne, więc mieszczuchy zaczęły intensywnie budować się w pobliżu. Teraz nasza miejscowość stanowi już klasyczną sypialnię miasta. Owszem, wkurza mnie, że do szkoły córka ma 6 km i jeździ autobusem. Do lekarza mam tę samą odległość, a musicie wiedzieć, że sierota jestem, bo bez prawka. Autobusy kursują co dwie godziny spod mojego domu i jadą 40 minut do naszej metropolii. Te busy, które jadą częściej mają za to ostatni przystanek oddalony o dwa kilometry. Latem - w porządku. Jednak, gdy na dworze mróz rzędu -15 stopni, wtedy już nie jest tak fajnie.
Mimo wszystko... lubię tę naszą "wieś-nie-wieś". Jest w miarę cisza. Jest zielono. Blisko las, gdzie można wyjść na spacer, czy rower. Jeziorko pobliskie jest prawdziwe, a nie sztuczne. W kawiarni bez problemu znajdziesz stolik, a i sklepów mamy już na tyle sporo, że stolica naszego regionu do normalnego funkcjonowania nam już niepotrzebna. Czasem jednak zdarza się, że nabieram ochoty na powrót do dużego skupiska homo sapiens i wtedy... zderzam się z gromadą dziko i na oślep pędzących ludzi. Kierowcy jeżdżą jakby byli jedynymi uczestnikami ruchu drogowego. Tłumy w sklepach o każdej porze dnia 24/7, jakby towar za darmo rozdawali! Hałas, ścisk w tramwajach, przepychający się na ulicach ludziska. Wracam do domu zmęczona jakbym maraton przebiegła, a ja przecież nie biegam wcale! Dokucza mi taki ból głowy, że cała wyprawa zamiast być przyjemnością kojarzy mi się tylko z traumatycznym doświadczeniem!
Już nie tęsknię za dużym miastem. Mimo, że u siebie bez auta ani rusz. Wolę swoją spokojną okolicę, w której wpadam na ludzi jedynie podczas spaceru po lesie lub w kolejce do sklepowej kasy.
A Wy? Mieszkacie na wsi, czy w dużej metropolii? Lubicie swój adres? Pochwalcie się troszkę...
Ja też nie tęsknię, czasem chciałabym wracać po pracy do domu 15 minut, a nie godzinę, ale uwielbiam sobotnie i niedzielne spacery po lesie, ciszę wokół i trochę się wkurzam, że coraz więcej domów buduje się wokół nas;)
OdpowiedzUsuńPrawda? Ja wracałam do domu półtorej godziny, więc traciłam trzy godziny dziennie na dojazdy, dlatego między innymi nie wróciłam do pracy!
UsuńJa od zawsze mieszkam na wsi i bardzo lubię swoje miejsce. Cisza, spokój i mnóstwo miejsca do zabawy. ;-)
OdpowiedzUsuńTo racja, duży ogród to jest TO :)
UsuńHm hm hm, ja mieszkam w dużym mieście, ale nie tym jednym z większych. W bloku, na osiedlu... no blokowisku. I póki mnie sąsiedzi nie irytują - jest ok. Lubię swoje cztery kąty. Ale kiedy zaczynają się wakacje i wyjeżdżam mieszkać na działkę... ech, ciężko jest wrócić do miasta, a do bloku to już w ogóle! Czasem bardzo z mężem żałujemy, że nie mamy domku z ogródkiem. Ale jednak w mieście :)
OdpowiedzUsuńWiem, że powroty są na pewno ciężkie, ale super, że macie możliwość by choć latem wyrwać się z miasta :)
UsuńO widzisz, ja z kolei planuję powrót do miasta,może gdy wszystko się uda, już we wakacje ;)
OdpowiedzUsuńWiesz, gdybym miała możliwość wynieść się na swoje "M" to nawet miasto może pokochałabym na nowo, zwłaszcza, że są miejsca ciche i spokojne, a nadal blisko stamtąd wszędzie :)
UsuńMieszkam na wsi od urodzenia :-) przed ślubem miałam lepiej , wszędzie blisko do sklepu , szkoły i lekarza ale przeprowadziłam się do męża i do sklepu , lekarza i szkoły mam prawie 4km .Ciężko było mi się przyzwyczaić i pierwsze co zrobiłam to prawo jazdy , od razu lepiej się zrobiło ;) już nie musiałam chodzić wszędzie na nogach i prosi sąsiadów żeby mnie podwiezli tu czy tam .Jedyny plus mieszkania tu to to , że mam bliziutko las a koło domu staw i teraz może jeździć po nim na łyżwach .
OdpowiedzUsuńLatem zbawienny jest dla mnie rower, jestem dzięki niemu samodzielna i mam zapewniony ruch :) Zimą jest gorzej, ale do kierowania autem się nie nadaję :(
Usuńmam takie same odczucia, z miasta do lasu :)
OdpowiedzUsuń:)))
UsuńJa od urodzenia mieszkam na małej wsi koo małego miasteczka... I nie wyobrażam sobie żebym musiała opóścić to miejsce... W dużej metropoli chyba bym zagineła i zwariowała ;-)
OdpowiedzUsuńMyślę, że zawsze jest to kwestia przyzwyczajenia, ale łatwiej jest się przyzwyczaić z miasta na wieś niż odwrotnie, chyba :)
UsuńZ dużego miasta w PL przeniosłam się do małego miasteczka w UK;) Przeskok - mega! Do centrum dojdę pieszo w ok.25 minut, do pracy rowerem. Brakuje mi tu moich bydgoskich tramwajów, taksówek, które łapie się bez problemu, autobusów pędzących w każdych kierunkach co kilka minut:))) Z bloku przeniosła się do domu. Własnego. Z kredytem oczywiście;) Doceniam to co mam, ale gdzie wylądyjemy w przyszłości, to sama nie wiem;)
OdpowiedzUsuńW twoim wypadku to faktycznie duża zmiana :) Własny dom, z którego wszędzie blisko to na pewno fajna sprawa :)
UsuńA ja kocham moje miasteczko. Mieszkam w samym jego centrum, ale mam ciszę i spokój. Widok z okien mam na park i szkołę, a za razem wszędzie blisko. Do szpitala 3 minuty, do lekarza i przedszkola 10 i to pieszo ;) sklepy blisko, natura blisko, bo latem wystarczy usiąść na balkonie i żaby kumkają, świerszcze grają. Nie ma korków, nie ma tłumów, a jednak nie jest to odludzie ;) a jak chcę do Poznanoa to 30 minut pociągiem i jestem znów w samym centrum. Ale nigdy bym nie chciała mieszkać w wielkim mieście. Prawie całe życie mieszkam tutaj i to kocham.
OdpowiedzUsuńTakie małe, samowystarczalne miasteczko, które zawiera 2w1 to chyba rozwiązanie idealne :)
UsuńJa mieszkam w mieście od urodzenia, ale dom postawiliśmy w rodzinnej wsi mojego męża. Plusem jest to,że będę miała do kogo buzię otworzyć minisem natomiast,że do miasta będę mieć 20 km.
OdpowiedzUsuńNie przeszkadza mi cisza i spokój na wsiach. Do wszystkiego można się przyzwyczaić. Martwię się jednak o Maję czy ona się zaklimatyzuje.
Mam do miasta dokładnie tę samą odległość :) Zawsze się znajdą zarówno plusy jak i minusy :)
UsuńMieszkam w bloku, w małym mieście, na najstarszym osiedlu, gdzie zieleni i odgłosów natury nie brakuje. Wszędzie mam blisko. od zawsze marzyłam o niewielkim domku z kawałkiem ogrodu. Teraz marzę jeszcze mocniej ze względu na dzieci. W wielkim mieście się nie widzę - tam wszystko dzieje się zbyt szybko.
OdpowiedzUsuńFaktycznie dom z ogrodem w przypadku posiadania dzieci to dobre rozwiązanie :)
UsuńMadziula ile ja bym dała za taką spokojną okolicę :)
OdpowiedzUsuńAle już właśnie teraz, tym razem będąc w Polsce rozglądamy się za działeczką... I nie wiem czy jej już nie znaleźliśmy :)
Bardzo się cieszę :) Życzę powodzenia!
UsuńIdealny temat dla mnie. Otóż ja urodzona miastowa, poszła w cholerę na wieś i od 2 lat mieszkam i dalej mnie to nie cieszy, niestety to miasta mam 8h, owszem mam prawko, ale w zimę po co mam robić całą wyprawę i to jeszcze codziennie ? We wsi 8 domów i ludzie umierają, bo tu stare pokolenie, niestety mąż dostał ziemię od ojca i dlatego pobudował tutaj dom, dla nas (dla siebie), On życia sobie nie wyobraża w mieście, ja czuje się zmuszona do życia na wsi, wcale nie widzę tu uroków, nawet po lesie nie ma gdzie chodzić, bo droga wreszcie się kończy, dookoła pola i na spacer z dzieckiem w wózku mam do wyboru 2 drogi, które mają mniej niż 1km - tragedia ! Czasami mam ochotę się spakować i wrócić do miasta, które też nie jest wielkie, ale wszędzie miałam blisko, wszystko pod nosem, nawet mój Olek będąc na spacerze w mieście potrafi siedzieć 1,5h w wózku grzecznie bo ma na co patrzeć - tutaj ? 15min. i się już wyrywa bo same pola i samochody nie jeżdżą.
OdpowiedzUsuńO ZGROZO !!
Pozdrawiam Cię :):)
matkapolka89
Oj to faktycznie kiepsko! Kto by pomyślał, wieś i nie ma możliwości długich spcerów, smutne :(
UsuńCzytam komentarze i chyba napiszę jako pierwsza: mieszkamy na wsi. I to takiej prawdziwej, zabitej dechami, ze świerszczami, potoczkiem, lasem i innymi atrakcjami. Do najbliższego miasteczka mamy 7 km. Ale to też mała mieścina, gdzie biedra jest największą atrakcją. Ale lubię to, choć nie powiem raz do roku na parę miesięcy uwielbiam przenieś się do Gdyni. Taki układ uwielbiam!
OdpowiedzUsuńU nas właśnie biedra jest miejscem gdzie najczęściej kogoś spotykam lub szkoła córki :)
UsuńMi się marzy domek pod miastem. Kocham Edinburgh i prace jaka mi daje ale marzy mi się przedmieście. Wierze ze niebawem się uda
OdpowiedzUsuńZatem tego ci życzę :)
UsuńMarzę o mieszkaniu w takiej wsi nie wsi.
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś się uda, tak jak mnie może kiedyś uda się mieć własny kąt :)
UsuńJa nie lubie bo wszędzie mam daleko
OdpowiedzUsuńTo jest ten najbardziej upierdliwy minus :(
UsuńJa jestem mieszczuch. :)
OdpowiedzUsuń:))
UsuńJa kobieta ze wsi jestem ;)
OdpowiedzUsuńDo miasta 12 km, więc w sumie rzut beretem ;) Lubię swoją miejscowość i za nic nie wyprowadziłabym się do miasta :)
Najważniejsze, że dobrze się z tym czujesz :)
Usuń:)
UsuńMy z mężem to takie dzikusy i już nie możemy doczekać się przeprowadzki na wieś. Choć to taka wieś blisko miasta niedużego, ale jednak (do pracy będziemy mieli niecałe 5 km) i kilkaset metrów od drogi krajowej. Wydaje się, że hałas nie jest za duży, ale przekonamy się, jak już zamieszkamy. Chociaż hałas nam niestraszny. Przez ostatnie lata mieszkaliśmy nieopodal sporej ulicy w większym mieście i dworca kolejowego. A i tak najbardziej upiorne dźwięki wydawali nasi sąsiedzi. Odkąd od sierpnia pomieszkujemy w domu jesteśmy przeszczęśliwi, że nie musimy tego słuchać. I dobrze nam w tej ciszy. A prawa jazdy też nie mam. Przeraża mnie, ale postanowiłam spróbować, jak tylko śniegi zejdą :)
OdpowiedzUsuńNas tez dzielą zaledwie 2km od trasy krajowej, ale oddziela nas las, więc nie jest źle :)
Usuńja mieszkam w mieście a czuje się jakby mieszkała we wsi ;/ Tarnów zabite dechami jest dosłownie ...Dobrze że mam nie daleko do Krakowa tam odżywam :)
OdpowiedzUsuńTaki wypad od czasu do czasu dobrze ci robi :)
UsuńJa z kolei lubię mieszkać w mieście, dziwnie czuję się poza miastem. Gdy jestem u teściowej, bardzo dobrze się u niej czuję, ale brakuje mi wszystkiego- miejskiego gwaru, bliskości sklepów itp. Nie wykluczam, że być może kiedyś zamieszkam na wsi, lecz będę musiała się przyzwyczaić, co na pewno się stanie. Moja siostra też mieszka poza miastem i bardzo fajnie mi się u niej przebywa.
OdpowiedzUsuńWszystko to kwestia przyzwyczajenia :)
UsuńTo ja sie pochwale. Do 13 roku zycia mieszkalem w pałacu! Tak to nie sciema;) zabytkowy pałac w ktorym miescila sie szkola na dole a miezkania na górze. Bierzaca woda tylko na korytarzu a kibel w innym budyneczku. Ale ale... Wokół park z jedynym w Polsce drzewem korkowym. 12 pomnikow przyrody z kilkusetletnimi drzewami. 6 stawow w terenie posesji. Za budybmnkiem boisko pilkarskie. Dalej rzeka łąki i las. To byly czasy gdzie smartfon byl zbedny. Mialem wszystko... I nic zarazem. Mój pokoj mial ponad 60 metrow. Prawie tyle co cale moje obecne mieszkanie. Kochalem go miejsce i mam sentyment do dzisiaj. Na studiach przez 5 lat mieszkalem w duzym miescie i powiedzialem, ze za cholere tam nie zostane;)
OdpowiedzUsuńO rety, to klimatyczne miejsce! Jesteśmy z tego samego pokolenia, zabawy na podwórku, piłka, trzepak, żaden smartfon czy inny tablet nie był potrzebny :)
Usuń
OdpowiedzUsuńJa miastowa jestem ;)W Polsce mieszkalam w Gliwicach, miescie dosyc duzym ok. 200tys. w bliskim centrum jednak przy parku, ktory mimo wielkiego i glosnego skrzyzowania byl oaza dla nas i ptactwa. Przeprowadzka do innej dzielnicy, blokowiska znowu zblizyla mnie do lasu i pol. W Niemcowie wyladowalismy w miasteczku 3 tys. czyli prawie na wsi ;)
Wszystko co potrzebne bylo nam do zycia mielismy w zasiegu reki- do chwili gdy dzieci skonczyly 4 klase podstawowki.... potem zaczely sie dojazdy na sport, na wieksze zakupy, do kosciola, czy biblioteki...Po 18 latach wyprowadzka do miasteczka ok, 18 tys. i to byl strzal w 10! Spokojny dzielnica, dostepnosc wszystkiego i bliskosc lasu i rzeki, to moje miejsce. Wies ma zapewne swoje uroki- na dwa tyg. w lato ;)
Ogrodek.... rowniez bo to z czesto goscie zacwycaja sie nim i zazdroszcza-a wlasciciel zna koszenie, pielenie, robienie przetworow- bo owocu szkoda ;)
Jestesmy zbyt aktywni aby usiedziec na miejscu, wiec nasze wynajte mieszkanie spelnia wszystkie warunki- lokalizacja, dzielnica , ogrod- z ogrodnikiem :)
Do duzego miasta jezdzimy czasami ale.... wole wlasnie to co mam.
Dokładnie, fajnie mieć ogród, ale on pochłania czas i energię :( W miastach o to dbają firmy! Faktycznie, mała miejscowość jest fajna, ale jak trzeba dzieci wciąż gdzieś dowozić, robi się niewygodnie!
UsuńLubię miasto, bo wszędzie blisko. Ale czasem marzy mi się też kawałek pola, z dachem nad głową, własny ogródek, sad. Latem wielki basen, własny plac zabaw dla Synka, a w nim gromadka dzieci (niekoniecznie swoich :D)
OdpowiedzUsuńU nas dzieci się nie widuje :( U siostry na osiedlu wciąż słychać ich gwar, place zabaw są pełne dzieciaków, a u nas każdy w swoim domu siedzi :(
UsuńU mnie bardzo podobnie - kiedyś byłam typową miastową, a teraz już sobie nie wyobrażam życia w mieście :) Nasza wieś taka też nie do końca wieś, bo jako miejscowość turystyczna, oferuje sporo atrakcji, więc zawsze jest co robić :)
OdpowiedzUsuńTen miejski hałas i ciągły pośpiech mnie męczą :(
UsuńMieszkam w dużym mieście, ale na szczęście mam takie miejsce, do którego mogę się raz na jakiś czas wyrwać. Moi rodzice mieszkają w okolicy jeziora, zaraz przy lesie. Cisza, spokój, ogródek i świeże (na pewno lepsze jak w mieście) powietrze :)
OdpowiedzUsuńOj to wspaniale mieć takie miejsce, w którym można się oderwać od rzeczywistości i przy okazji uraczyć maminym obiadem czy ciastem :)
UsuńJa mieszkam w mieście, ale jestem pewna, że potrafiłabym docenić spokój w mniejszej miejscowości, albo na wsi. Marzy mi się to sprawdzić. tym bardziej po Twoim tekście, który tak jakoś mnie rozczulił i spowodował wewnętrzną nostalgię. :)
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz jak miło się czyta takie słowa od doświadczonej koleżanki :)
UsuńJa całe życie mieszkam na obrzeżach miasta, ni to centrum ni wieś. I zapowiada się że będę sobie tak mieszkać do końca życia 😉
OdpowiedzUsuńAle domyślam się, że masz i niedaleko wszędzie i ciszę i spokój :)
UsuńJa mieszkam w miasteczku hmm ani ono średnie ani małe, lubię je bo tu się wychowałam mam mnóstwo wspomnień i jestem z nim bardzo związana. Jednak wkurzają mnie ludzie, tacy dzicy, wszystko by chcieli wiedzieć, wścipscy, że normalnie krew mnie zalewa. Dlatego razem z narzeczony przeprowadziliśmy się do troszkę większego miasta i tam już kultura całkiem inna. Luz swoboda ludzie bardziej ogarnięci.
OdpowiedzUsuńFakt, te najmniejsze wioski bywają ....uciążliwe :(
UsuńObecnie studiuję w dużym mieście. Jednak pomimo 3 lat pobytu nadal (i chyba juz to sie nie zmieni) nie przyzwyczaiłam sie do niego. Zdecydowanie wolę małe miasteczka, gdzie wszedzie jest blisko ; )
OdpowiedzUsuńNajlepiej jest trafić gdzieś pomiędzy, ale nie zawsze jest to możliwe :)
UsuńWłaśnie przeprowadziliśmy się z bloku do domu i pierwszy raz w życiu doświadczamy ciszy. Nikt nie tupie ciężkimi buciorami na klatce, nie spuszcza wody w toalecie, nie trzaska drzwiami... i choć zawsze bardzo lubiłam te znajome odgłosy, to teraz mi ich w ogóle nie brakuje!
OdpowiedzUsuńOj, na pewno odczuwasz dużą różnicę :) Doskonale to rozumiem, mimo, że, tak jak napisałam, długo przyzwyczajałam się do tej ciszy :)
UsuńJa uwielbiam miasto, za to że ciągle żyje czuje jego rytm ale mieszkam na obrzeżach i to wielka zaleta
OdpowiedzUsuńObrzeża to dobre rozwiązanie, bo niby wszędzie blisko, ale jednak cisza i spokój :)
UsuńJa mam fajnie, w mieście, ale w spokojnej dzielnicy, w domu z ogrodem. Chcę do centrum handlowego? Wsiadam w samochód i za 5 minut jestem, każdego dnia mogłabym odwiedzać inne CH, tyle ich jest. Jednak moja okolica jest spokojna. Nie jest to podmiejski raj, ale miejsce, które kocham. Choc muszę powiedzieć, że wieś rodzinną mojego męża też kocham, tam do najbliższego sklepu mamy 2 km :) Autobus tam nie jeździ i też jest fajnie :)
OdpowiedzUsuńTo masz miejsce idealne :) Wszędzie blisko, ale jednocześnie spokój i własny ogród! A taka odskocznia do wsi rodzinnej męża to genialna sprawa!
UsuńO, to dość podobne są nasze historie i nasze obecne odczucia. Jednak po kolei.
OdpowiedzUsuńOd urodzenia mieszkałam przy dość ruchliwej ulicy, centralnie przy węźle komunikacyjnym, wszędzie blisko, wszystko pod ręką, czy chciałam kupić egzotyczny owoc, buty, czy po prostu pójść do kina. Mieszkanie kupiliśmy 12lat temu na obrzeżach naszego miasta. Na osiedlu, o którym przez 24lata swojego życia nie słyszałam :)
Wkoło las. Nad wodę 15minut... Cisza, spokój, zieleń wszędzie. Idealna perspektywa dla ludzi, którzy myślą o dzieci... Po zamieszkaniu tam, a jeszcze przed dziećmi, wracaliśmy do naszego mieszkania tylko spać. Nie mogliśmy się tam za bardzo odnaleźć. Wiało taką nudą, że głowa mała. Do czegoś innego byliśmy przyzwyczajeni. Zaszłam w ciążę, po jakimś czasie poszłam na zwolnienie. Boże, koszmarnie wspominam ten czas. Dopóki mogłam jeździłam niemal codziennie do Mamy, do miasta, bo tam czułam się okropnie. Nie wspomnę o tym, że do Mamy, komunikacją miejską jechałam godzinę! W jednym mieście mieszkając. Wtedy dotarło do mnie, że tak kolorowo jednak nie będzie. Gdziekolwiek nie chcielibyśmy pojechać- kino, obiad, pub- zawsze mieliśmy daleko. Wróć taksówką z centrum do nas? Żaden problem, pod warunkiem, że stać Cię, żeby lekką ręką dać panu 100zł...
Potem urodziła się Eliza, także znowu przypomniałam sobie, że nasza nowa miejscówka jest ok. Jednak dzieci rosną. Elizę na każde zajęcia dodatkowe trzeba wozić autem, bo tu blisko nic nie ma... Ona może i zaraz zacznie jeździć sama komunikacją (może za rok, dwa), ale przecież jest Lila, czyli od nowa wożenie...
W międzyczasie zabrano nam sporo zieleni, ale rozbudowano bliżej nas inne powierzchnie- mamy bliżej do galerii handlowych, kina, kawiarni. Niby drobiazgi, ale patrząc całościowo- one mają duże znaczenie. Dziś na pewno tak daleko bym się nie przeprowadziła. Moja Mama, która bardzo nam pomagała przy dzieciach i dalej pomaga przy Lilce też ma przecież do nas godzinę, a nie ma auta. Nie mogłam nigdy spontanicznie zadzwonić do Niej i powiedzieć: Mamo, może wpadnę na kawę? Będę za 15minut.
Człowiek z czasem patrzy już na każdy aspekt i widzi więcej niż w wieku 20lat :)
Buziaki no i podtrzymuję zaproszenie do nas- dam znać, kiedy odnowimy jadalnię, bo ona naprawdę prosi się o pomstę do Nieba i wtedy czekamy na Was :*
Ps. Zapomniałam dodać, że na pewno też nie chciałabym wrócić centralnie do miasta, bo ten zgiełk, hałas i ruch mi przeszkadzają w takim stężeniu. Jednak wolałabym spokojną dzielnicę, bliżej Mamy, bliżej centrum. A takie też są w naszym mieście.
UsuńPięknie tam u Ciebie :) Lubię te rejony :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na kawę chociażby :)
UsuńMy mieszkamy w mieście, ale nie w samym centrum tylko na obrzeżach. Lubię nasze małe, ciasne mieszkanko, przyzwyczaiłam się już do tego, że słyszę wszystkich sąsiadów naokoło i to nie tylko jak mają imprezę, ale nawet jak korzystają z toalety ;) Do centrum mam na tyle blisko, że nie jest to problem, zwłaszcza, że mamy oboje prawo jazdy i samochody. Do lekarza mam dalej, ale to mój świadomy wybór. Choć taka wieś na jakiej mieszkasz ma swój niewątpliwy urok, i czasami mam ochotę rzucić to wszystko i też wyjechać na jakieś bezludzie, to jednak lubię żyć w mieście, z zakupami z dowozem, pizzą na wynos i możliwością wyskoczenia do kina o 22.00.
OdpowiedzUsuńTak, wypad do kina w dowolnej chwili, czy restauracja to fajna rzecz :) Pizzę mam, ale to wszystko :) Sklepów sporo, ale ruch i hałas coraz większy, bo coraz więcej ludzi się tu sprowadza!
UsuńCodzienna trasa rowerowa w tę i z powrotem działa bardzo korzystnie na moją kondycję (robię około 12 km), bywa, że przeklinam, kiedy muszę to zrobić znowu i znowu. Ale kiedy wracam do domu, świeci słońce i po 15 miutach jestem nad jeziorem albo w lesie, jest cisza i spokój, jest błogo i cudownie... Hałasu i pogoni nie lubię.
OdpowiedzUsuńJa też uwielbiam spokój i ciszę! Dziś o piątej rano słyszałam świergot ptaków a to zapowiada wiosnę i sezon rowerowy :)
Usuń