Witajcie w naszej bajce, czyli Zodiak rok później


Nie tak dawno prezentowałem na łamach bloga pierwszą część (trylogii?, sagi?) znakomitej książki młodzieżowej „Zodiak – Dziedzictwo: Narodziny mocy”. Historia nastolatków obdarzonych wbrew własnej woli niespotykanymi mocami charakteryzującymi jedno z 12 chińskich znaków zodiaku, zawładnęła moim czasem, umysłem i wyobraźnią. Co tam Avengersi, Spiderman, czy Batman. Nastąpiła zmiana warty wśród superbohaterskich bohaterów literatury pięknie fantastycznej! Oby tylko nie zrobili adaptacji filmowej, bo wszystko popsują...


Wrażenia z lektury jak widać powyżej były bardzo pozytywne, o czym nie omieszkałem poinformować wydawcę, firmę Zielona Sowa. Dlatego też kwestią czasu było aż w moje poślinione od przewracania kartek ręce (uwaga: żart autora, przepraszamy za usterki) wpadł drugi tom przygód Stevena Lee i jego niezwykłej drużyny: „Zodiak – Dziedzictwo: Powrót Smoka”. Wydawać by się mogło, że nic nowego mnie nie czeka, a tym bardziej nie zaskoczy podczas obcowania z nową lekturą panów Lee, Moore’a i Tong’a. Czy rzeczywiście tak jest? Posłuchajcie...
 


Na pewno nowa jest okładka oraz kolorystyka wydawnictwa. Pierwszy tom utrzymany był w czerwonej – krwistej tonacji. Tutaj doświadczymy zimnej niebieskiej barwy na każdej z ponad 420 stron. Celowy zabieg, czy może przypadek? Lubię dopisywać sobie tego typu historie jako świadome działanie. Zwłaszcza, że „spina” mi się to z zawartością obu tomów. Podczas gdy część pierwsza nastawiona była na nieustanną akcję (stąd czerwień), „Powrót Smoka” wkracza w nieco inne obszary czytelniczych emocji: siłę przyjaźni, rozróżnianie dobra i zła, poświęcenie w imię wyższych celów. 

Niebieski kolor myślę, mógłby odzwierciedlać tutaj zimną kalkulację, z jaką bohaterowie powieści muszą nieraz podchodzić do pojawiających się problemów. Przyznacie, że nieźle to sobie wykombinowałem, co? Owych kłopotów w ich książkowym świecie nie brakuje. Od strony wizualnej szata graficzna oraz piękne ilustracje w stosunku do „starszego brata” zostały nietknięte (tzn. Ilustracje są inne – forma pozostała ta sama), przez co duch serii jest w pełni zachowany (pomijając, że świetnie wyglądają obie książki na półce).

Kto nie czytał części pierwszej cyklu, a ma ochotę to wkrótce nadrobić (recenzja - KLIK), proszę teraz grzecznie i posłusznie zamknąć stronę z tym wpisem, gdyż poniżej pojawią się (w mikro ilościach, ale jednak) informacje na temat treści tam zawartych. Gotowe? Świetnie! Zatem dla reszty wtajemniczonych mam kilka niusów. Przede wszystkim od poprzednich wydarzeń minął rok. Tajemniczy Maxwell wraz ze swymi żołnierzami z oddziału Vanguard utracił swoją moc Smoka i został pokonany. Paczka przypadkowych młodych-gniewnych, pod przewodnictwem Stevena (Tygrysa) i Jasmine (Smoka) zdążyła nauczyć się opanowywać swoje niezwykłe moce. Teraz tworzą ekipę ratunkową, która niesie pomoc wszędzie tam na świecie gdzie dzieje się źle. Niby wszystko „gra i buczy”, ale pod powierzchownym spokojem kryją się coraz większe wątpliwości co do sensu dalszej współpracy, tęsknota za normalnością, czy też obawa o poczynania Maxwella (który czai się gdzieś w ukryciu). Jak się okazuje owe odczucia nie są bezpodstawne, gdyż moc Smoka, najpotężniejsza spośród wszystkich Zodiaków, to łakomy kąsek dla najniebezpieczniejszego człowieka na ziemi. Rozpoczyna się zatem kolejny wyścig z czasem oraz... własnymi słabościami.



W „Powrocie Smoka” jest oczywiście mnóstwo akcji i niesamowitych przygód, podobnie jak to miało miejsce wcześniej. Jednak pierwsze skrzypce grają tym razem emocje, trudne decyzje, walka z samym sobą. Widać jak na dłoni, że dojrzeli nie tylko bohaterowie, ale również ich twórcy. Jeśli ktoś zarzucał części pierwszej brak głębszych przemyśleń kosztem taniej efektownej rozrywki, przy „Powrocie Smoka” będzie zmuszony zweryfikować swoją opinię. Ta książka wciąga niemiłosiernie. Nieważne, czy szukacie w słowie pisanym akcji do utraty tchu, czy też poważniejszych tematów/problemów jakie mogą dotykać współczesną młodzież (tą z supermocami jak i bez). „Zodiak – Dziedzictwo: Powrót Smoka” da Wam to wszystko, a nawet ciut więcej. Po prostu kawał dobrej książki dla nastolatków... i dla mnie.

Jedyny minus, jaki zarejestrowałem jest taki, że bardzo szybko dodacie powyższy tytuł do listy „przeczytane”. Pocieszę Was jednak: na ostatniej stronie widnieje następująca informacja: „Ciąg dalszy nastąpi...”. Więc tego się trzymajmy! 


 

Zwykłej Matki Wzloty i Upadki © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka