W latach
90-tych wszystko było łatwiejsze. No, może z wyjątkiem dziewczyn. Ale po
kolei...
Pierwsze
życiowe wybory przypadły, w moim przypadku, w połowie rzeczonej dekady. Jako,
że nigdy jakoś specjalnie nie przepadałem za naukami ścisłymi, postanowiłem pójść...
do Technikum Chemicznego. Tak na przekór i pewnie po części dlatego, że kuzyn
tam już był.
Najpierw jednak czekały egzaminy wstępne. „Znając swoje szczęście
pewnie wyląduję w pierwszej ławce” – myślałem. No i masz! Rząd pierwszy obok
tej pieguski w okularach. „Że jak?!”. „Ok, tylko bez paniki. Może nie będzie
tak źle”. Niestety z początku było. Gdy po około 30 minutach pisania jakiegoś
wypracowania z j. polskiego dumnie spojrzałem na swoje niemal stronicowe
dzieło, a potem zerknąłem do sąsiadki Pipi (tego dnia miała takie fajurskie
kitki na głowie), zdębiałem. „Trzy strony?! Orzeszku...”. Zmobilizowałem się i dalej
jakoś poszło. Dzień drugi – matematyka. Zauważyłem, że koleżanka zerka na moją
kartkę od czasu do czasu. Pewnie sprawdzała, czy dobrze sobie radzę, no bo
przecież by nie ściągała, co nie? Kiedy z impetem przekreśliłem całą stronę źle
obliczonych zadań, niespodziewanie zbladła i wydukała jedynie: „Serio?!”.
Niemniej ostatecznie się udało i razem dostaliśmy się do pierwszej klasy.
Jeszcze w egzaminacyjnej ławce dowiedziałem się jak ma na imię: Magdalena...
Mówi się, że
miłość od pierwszego spojrzenia nie istnieje. I pewnie tak jest. Niemniej zauroczenie
to już inna para kaloszy. Mnie Magda zauroczyła już od pierwszego spotkania. Po
prostu miała przysłowiowe „coś”, co w moich oczach wyróżniało ją z tłumu wszystkich
przyszłych Pań Od Chemii. Oczywiście zauroczony byłem też kilkoma innymi
koleżankami, ale cóż począć, gdy ma się 15 lat, a hormony buzują? Niemniej przy
Madzi zawsze czułem się jakoś inaczej, niepewnie. Pewnie dlatego dość szybko postanowiłem
ją „poderwać” i zaproponować „żeby ze mną chodziła”. No bo kto oparł by się
takiemu kolesiowi jak ja? Skrzyżowanie Mariana Koniuszko z fryzurą Michała
Szpaka. Normalnie kosmos! A jednak odmówiła... Tak po prostu. No wiecie, teksty
w stylu: „Jesteś fajny i w ogóle, ale zostańmy przyjaciółmi”. Gdy teraz o tym
pomyślę, dochodzę do wniosku, że właśnie wtedy zacząłem słuchać takich
romantycznych zespołów muzycznych jak Cannibal Corpse, czy Napalm Death. Dziękuję
Madziu!
W ramach kuracji
po tym ciosie i aby zadośćuczynić poniesionej stracie, postanowiłem rozkochiwać
w sobie większość rówieśniczek z „Chemika”. Skuteczność miałem oszałamiającą,
bo 100%. Wszystkie odmawiały. Znosiłem to wszystko z dumą prawdziwego faceta. Innymi
słowy zacząłem wraz z kumplem zaczepiać Magdę (i jej koleżankę) na lekcjach
polskiego. Było całkiem sympatycznie, bo nasze ławki sąsiadowały ze sobą w taki
sposób, że kontakt wzrokowy i „kuksańcowo-zaczepialski” był ułatwiony. Myślę, że
w końcu dałbym radę złamać morale mojej Madzi, gdyby nie jeden taki, Którego
Imienia Nie Należy Wymawiać (na potrzeby tej historii nazwijmy go Voldemort).
Otórz to Voldemort skradł jakimś cudem serce Pipi. Sądzę, że użył z pewnością
brzydkich czarów, albo miał zdolności do hipnotyzowania ludzi. Bo ładny to on
na pewno nie był. Oślizgły jak ślimak, z rogami wystającymi spod bujnej
czupryny. Ciekawe jak ukrywał przez te lata swój smoczy ogon... Nieważne.
Ważne, że to on na ładnych parę lat zrujnował moje plany względem tej
wyjątkowej dziewczyny. Do dziś bolą mnie opuszki palców od trzymania szpilek
tak regularnie wbijanych w pewną laleczkę...
Świat stał
się na ten czas jakiś taki bezbarwny (z co najwyżej 265k kolorami na moim wyświetlaczu).
Stoczyłem się w otchłań chipsów, koszykówki i gorącej herbaty, a życiową piosenką-przewodnikiem
stał się „Hammer Smashed Face” (kto angleze niech tłumaczy). I tak do roku 2002...
Byliśmy
wówczas studentami: ja (jako, że nadal nie byłem przekonany do chemii) wybrałem
Technologię Chemiczną, ona – Akademię Rolniczą. Podczas spotkania z jednym z
kolegów (którego kiedyś przez krótki czas „znielubiłem” za chodzenie z Madzią –
ale mi przeszło, bo zerwali szybko) dowiedziałem się, że Voldemort abdykował i
teraz M. siedzi w domu smutna i w ogóle. Jako, że byłem nadal wolny (dotychczasowe
CV, które do mnie docierały widać nie spełniały moich wymagań), postanowilem nie
tracić czasu. Osiodłałem białego rumaka, czyli autobus podmiejski linii NB i po
wcześniejszej telefonicznej zapowiedzi pojawiłem się w drzwiach pewnego
mieszkania w Poznaniu...
Reszta jest
historią. Historią z happy endem w dodatku. Zwykła Matka odkryła już nieco
karty z owych dziejów (KLIK). Może kiedyś przybliżę Wam „po swojemu” ten wątek. Pewnie
nazwę go „...a to było tak 2: Zwykły Tata kontratakuje”. Zobaczymy.
W tym roku
mija już 10 lat od naszego ślubu. Powiem jedno: warto było wsiąść do tego
autobusu i zadzwonić do tych jednych, konkretnych drzwi. RKS! :-*
Rewelacja :-) Może mojego męża też kiedyś namówię na takie opowieści :-)
OdpowiedzUsuńWarto spróbować ;)
UsuńHahahha, talen maz -tata ma- ladna powiesc :)
OdpowiedzUsuńDziesiec lat- ladna rocznica!
Dziękuję :) :*
UsuńŚwietna opowieść! A co do lat 90tych, to faktycznie, łatwiej się wtedy żyło i mam duży sentyment do tamtych czasów :)
OdpowiedzUsuńMój mąż uwielbia te czasy zwłaszcza w kontekście muzycznym :)
UsuńDziękuję. Cały czas dążę do doskonałości... w pisaniu :)
Usuń:) Bo co ma być to będzie:) Gratulacje!
OdpowiedzUsuńDzięki :*
UsuńZ sentymentem wspominam lata 90-te, byłam wtedy młoda i beztroska :). Bardzo fajna historia :).
OdpowiedzUsuńKochana, Ty nadal jesteś młoda :)
UsuńŚwietny tekst :)
OdpowiedzUsuńŻyczę Wam wszystkiego dobrego w tę 10 rocznicę :)
Dziękuję i pozdrawiam!
Usuń10 rocznica ślubu, mówią, że to rocznica aluminiowa :) Gratuluję :)
OdpowiedzUsuńCiekawe zatem czy aluminium dobrze wróży? :)
UsuńCzekałam i się doczekałam- fajnie poznać pewne sprawy okiem mężczyzny :) Super- wszystkiego dobrego Wam życzę na kolejne lata:)
OdpowiedzUsuńOko mężczyzny oprócz porozumiewawczego mrugania czasem potrafi pozytywnie zaskoczyć ;)
UsuńŚwietnie mi się czytało. :) Lata dziewięćdziesiąte to magiczny czas w moim życiu, wiele się wówczas w nim wspaniałych rzeczy działo. :)
OdpowiedzUsuńLata "szczenięce" zazwyczaj miło się wspomina :)
UsuńŚwietna historia i fantastycznie opisana :)miło było czytać :)
OdpowiedzUsuńCieszę się niezmiernie :)
UsuńNieźle, ja też poszłam do ekonoma bo nie lubiłam matematyki :) No ale koleżanka tam szła. Rewelacyjny tekst, mój gbur by tak nie napisał :). Mam tylko jedno ale... wtedy dziwczyny też były łatwe, z tym, że tak głośno o tym nie mówiły ;)
OdpowiedzUsuńO wielu rzeczach wtedy nie mówiło się głośno, prawda? :)))
UsuńWolę myśleć jednak, że było inaczej - dla wewnętrznego spokoju ;) Dzięki za miłe słowa.
UsuńWspaniała historia...
OdpowiedzUsuńA swoją drogą wcale mnie nie dziwi twoje zauroczenie a potem miłość do Madzi... Wspaniała kobieta, matka i partnerka... I choć nie znam jej osobiście ale tylko wirtualnie to jest mi bardzo bliska :)
Życzę wam kolejnych nie 10ciu ale 100 lat razem w szczęściu i takiej miłości jak do tej pory :)
Oj Madziu, rumienię się :) Buziaki :*
UsuńJakie to romantyczne, nastoletnia miłość i wytrwały mężczyzna <3 Wszystkiego najlepszego na kolejne lata :*
OdpowiedzUsuńJego wytrwałość jest godna pochwały, przyznaję :)
UsuńLubię czytać takie historie... A jak napisane są fajnym stylem to powstaje sympatyczny czaso umilacz w mej pracy ;-).
OdpowiedzUsuńPs. 10 lat... Szmat czasu... Życzę kolejnych wspaniałych chwil spędzonych razem :-)
Ano szmat :) Bardzo dziękujemy :*
UsuńNiesamowita historia - i jeszcze jak opowiedziana! Gdyby mój M. miał w sobie choć niewielki ułamek takiego talentu literackiego, to na pewno kochałabym Go jeszcze bardziej ;) (Na szczęście wytrwałości mu nie brakowało i też jeden Voldemort musiał abdykować, zanim wskoczył na jego miejsce ;) )
OdpowiedzUsuńWidac tak miało być, czekali wytrwale i teraz mogą się cieszyć "zdobyczą" :)
UsuńŚwietna opowieść! I jak lekko napisana. Widać tak musiało być, że los Was zetknął :)
OdpowiedzUsuńTak musiało być :)))
UsuńHistoria jak z filmu i ważne, że ze szczęśliwym zakończeniem. To świadczy tylko o tym, że byliście sobie pisani :)
OdpowiedzUsuńChyba tak :) Przeznaczenie :)
UsuńTak musiało być, piękna historia :) Gratulacje :*
OdpowiedzUsuńDziękujemy Kasiu :*
UsuńRomantycznie, u nas było pomieszanie z poplątaniem, ale mąż by tak pięknie tego nie opisał.
OdpowiedzUsuńKto wie...może by Cie zaskoczył :)
Usuńyyyy Ty weź go nie wpuszczaj tu za często bo jak Ci zacznie takimi romansami sypać jak z rękawa to przykro mi kobieto Ciebie Twoje czytelniczki już nie będą chciały czytać...... hehehe, a tak na poważnie brawo dla Zwykłego Taty, pięknie napisałeś, myślę że każda żona chciałaby przeczytać taką historię miłosną ze swoją osobą w roli głównej.
OdpowiedzUsuńTo takie miłe czytać coś takiego.....Nie każdy facet umie okazać to co czuje, a jeśli do tego to opisze..... :)
UsuńUrocza historia, mam nadzieję, że mój mąż też będzie tak czule kiedyś o mnie opowiadał :)
OdpowiedzUsuńTego Ci życzę :)
UsuńŚwietnie napisane! Gratuluję 10 wspólnych lat.
OdpowiedzUsuńDziękujemy :*
UsuńGratuluję - lekkiego pióra, fantazji, poczucia humoru i rocznicy. Mój mąż po prawie 7 latach naszego małżeństwa w życiu by nie napisał tylu słów naszej historii. Zostało mi tylko 3,5 roku by go przyuczyć:PP
OdpowiedzUsuńZapraszam - www.kobietawielozadaniowa.blogspot.com
Dziękuję :) Masz jeszcze czas, może sprawi Ci niespodziankę :)
UsuńSkrzyżowanie Mariana Koniuszko z fryzurą Szpaka - dobre:)
OdpowiedzUsuńTak, poczucie humoru ma ...specyficzne ;)
Usuńa czemu ten post mi się nie wyświetlił wcześniej:( dopiero dziś go widzę!
OdpowiedzUsuńGratuluję 10 lat !!!
My razem 14:)
A nie wiem kochana czemu się nie wyświetlił ;)Dziękujemy :*
UsuńTo strasznie niebanalne! ;) Uwielbiam czytać historie miłosne z męskiego punktu widzenia ;) te początki, te romanse, te iskry... :)
OdpowiedzUsuńAch te iskry.... :)
UsuńAle romantycznie! 😊
OdpowiedzUsuńUwielbiam czytać takie historie.
Pozdrawiam
Dziękuję :)
Usuńoj miłość od pierwszego wejrzenia istnieje ! <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Zapewne :)))
UsuńOby tych dziesiątek było przed Wami jeszcze wiele. :*
OdpowiedzUsuńDziękujemy :*
UsuńRóżowe lata 90-te, piękna historia :) Ciekawe jak naszą historię opowiedziałby mój M. Spóźnione gratulacje, piękna okrągła 10 :)
OdpowiedzUsuńNie spóźniłaś się kochana, bo rocznicę mamy w czerwcu :)
UsuńWybacz Magdaleno, ale ta wersja podoba mi się o wiele bardziej:) Ma talent ten Twój mąż do opowiadania.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą rozchwytywana byłaś wśród chłopaków ;)
Oj tam zaraz rozchwytywana :) Fakt, mąż ma talent :) Dzięki!!!
UsuńGratuluję takiej rocznicy! Nam dopiero 5-ta stuknie. Twój mąż super to opisał - teraz trzeba sprawdzić w Twojej wersji, czy fakty się zgadzają ;)
OdpowiedzUsuńMiłego czytania :)
Usuń