Dzień wycięty z życiorysu i mąż, którego doceniam

Miał być post o "odnowie" na wiosnę. Takiej typowej - kobiecej odnowie. No wiecie: masaże, maseczki, nowy kolor włosów, nowa fryzura, robienie paznokci i takie tam typowo babskie pomysły. Jednak atak migreny pozbawił mnie chęci i natchnienia. Chciałam się dobrze przygotować do tematu, ale przy takim bólu nie da sie nic sensownego sklecić. A nie o to przecież chodzi, żeby pisać bez ładu i składu!
Nic straconego drogie mamy - KOBIETY! Post o tym jak zadbać o siebie przed nadejściem wiosny będzie niebawem :) W końcu temat nie zając - nie ucieknie, a jak wspomniałam chcę się do niego dobrze przygotować!
Wczorajsza niedziela była dla mnie dniem straconym. Wyciętym z życiorysu. Wszystko przez migrenę. Ból to straszny i nikomu go nie życzę. Nie pomaga dosłownie NIC (przynajmniej na mnie niewiele działa!). Wierzcie mi - próbowałam wielu rzeczy.
Muszę się jednak do czegoś przyznać: mam męża, którego można mi pozazdrościć! Żeby nie było za słodko od razu muszę zaznaczyć, że nie jest to chodzący ideał. Takich przecież nie ma! Nie w tym jednak rzecz. Ważne, by kochać kogoś takiego jakim jest, nie próbować go zmienić (no może odrobinkę ułożyć "po swojemu"). Wiem, że za mało mu o tym mówię, że sama wymagam komplementów i traktowania niekiedy mojej osoby po królewsku, a za rzadko go doceniam! Teraz to pewnie przeczyta i obrośnie w piórka :)
Przez lata patrzyłam na starsze pokolenia, w których kobiety wręcz "nadskakiwały" swoim mężom. Wracał mężuś z pracy, mył ręce, zakładał kapcie i czekał. Żona w trybie natychmiastowym nakładała obiad na talerz (broń Boże żeby musiał dłużej niż 5 minut czekać!) i "warowała" aż skończy, by od razu pozmywać naczynia. Zawsze wszystko na czas, wszystko przygotowane według zachcianek "Pana domu". Obserwując swoją babcię, czy nawet mamę, obiecywałam sobie już jako nastolatka, że w moim domu będzie istniało równouprawnienie. Szacunek i wzajemna pomoc. Czy będzie to przechwalanie się jeśli przyznam, że mi się udało?
TAK! W moim domu jest równość: w obowiązkach domowych i opiece nad córką. Mąż nigdy nie robił mi wyrzutów z racji tego, że zostałam z córką w domu przez kilka lat, a on sam nas utrzymuje. Do dziś wstaje w nocy, gdy córka się przebudzi i we wszystkim mi pomaga!
Nie wykorzystuję tego jednak. Przecież nie o to chodziło, by role się odwróciły. Obiad zawsze ma przygotowany. Rzeczy wyprane i wyprasowane. Śniadanko do pracy też czasem mężusiowi uszykuję, a co!
Jednakże swoje obowiązki ma: do odkurzacza zaganiać go nie muszę, namawiać by pobawił się z córką też nie (choć Iza żyć tacie wręcz nie daję!). Śmieci wyniesie bez mrugnięcia okiem, a i o zakupy się zatroszczy. 
Oj, dobrze ja mam z tym moim mężczyzną! Nie mówię mu tego za często, ale mam nadzieję, że on dobrze o tym wie, iż doceniam jego wysiłek i starania. Tak jak wczoraj, kiedy to poległam w walce z migreną i przykleiłam się do kanapy prawie na cały dzień. Nie dość, że ogarnął dom i córkę to jeszcze na przytulaska mogłam liczyć :) Kocham cię mój mężu drogi!
Życzę każdej kobiecie, by w chwili słabości lub przy gorszym dniu, miała mężczyznę, na którego w pełni może liczyć :)


Zwykłej Matki Wzloty i Upadki © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka