Zszedłem do samego piekła...

Są miejsca, do których nie warto iść oraz sytuacje, w których raczej nie chcielibyśmy się znaleźć. Jak choćby wyjazd na popołudniowe zakupy dzień przed wigilią, sektor Legii jeśli przyjechałeś na mecz z Poznania, czy Syria. Mam taki wewnętrzny "dynks" (niektórzy mówią na to "zdrowy rozsądek" - też ładne), podpowiadający mi gdzie mogę, a dokąd nie powinienem się udawać. W większości przypadków pozwala mi on zachować nerwy na wodzy i twarz podobną do swoich zdjęć z młodości. Niestety, nie zawsze tak jest. Sami doskonale o tym wiecie, że nie da się całkowicie uniknąć nieprzyjemnych sytuacji, mrożących krew w żyłach momentów. Oby tylko było ich jak najmniej, a nasze zdrowie (fizyczne i psychiczne) przez to nie cierpiało zanadto. 



Dobrze chociaż, że nie jesteśmy postaciami literackimi, bo ci to dopiero mają przegwizdane. Pomyślcie tylko! Bohaterowie powieści sensacyjnych, kryminałów, czy thrillerów zdają się istotami o nadludzkich możliwościach, funkcjonującymi tylko i wyłącznie dzięki kolejnym zastrzykom adrenaliny. Morfina z kolei jest im bardzo rzadko potrzebna (o melisie nie wspominając). Rzucani w wir wydarzeń o niewyobrażalnej nieraz skali, muszą bez przerwy walczyć by przetrwać. Autorzy nawet nie starają się ułatwiać im zadania tworząc co rusz nowe wyzwania. Każde z nich to swoista brama piekieł. No właśnie! Wpadła mi ostatnio w ręce książka, która spełnia wszystkie powyższe kwestie. Z nawiązką w dodatku. A żeby było jeszcze śmieszniej (lub straszniej, bo to w sumie thriller), nie wszystkie wydarzenia, lokacje i postaci są czystą fikcją literacką. Panie i Panowie! Oto Bill Schutt, J.R. Finch i ich "Brama Piekieł".



Książkę promuje się jako lekturę obowiązkową dla miłośników Jamesa Rollinsa (to taki poczytny autor powieści przygodowych, gdyby ktoś ma wątpliwości). Przyznaję, że wiele elementów jest tutaj zbieżnych. Zwłaszcza jeśli czytaliście "Amazonię" wyżej wspomnianego. Tutaj jednak przenosimy się w czasy II wojny światowej, do niezbadanych rejonów brazylijskiej dżungli. To tam zostaje znaleziona ogromnych rozmiarów japońska łódź podwodna. Amerykański wywiad, węsząc w tym niecodziennym znalezisku spisek Państwa Osi (Niemiec, Włoch, Japonii), wysyła z misją rozpoznawczą oddział komandosów. Ci przepadają bez śladu. Jedynym ratunkiem okazuje się zatem R.J. McCready - wybitny wojskowy, naukowiec, biolog. Niebezpieczna misja prowadzi go do zasnutego mgłą wąwozu, gdzie R.J. odkrywa mrożącą krew w żyłach prawdę świadczącą o tym, że naziści i ich sojusznicy nie próżnują... Wspomnę tylko, że los wojny i całego świata może zależeć od powodzenia ów misji.




Już brzmi ciekawie? A może zraziliście się do tematyki wojennej? No i gdzie te elementy grozy/thrillera? To posłuchajcie dalej...
Oprócz głównego zagrożenia płynącego ze strony Państwa Osi, w bezkresnej dżungli czai się coś jeszcze. Przebudzone zło nie rozróżnia koloru skóry, czy emblematów na mundurze. Pragnie tylko jednego - krwi. Na szczęście bezmyślni "dwunożni" wybrali sobie idealne miejsce na potyczkę i stworzenie swojej bazy, tuż koło domu zła... w samej bramie piekieł.
Myślę, że teraz nie ma już żadnych wątpliwości z jakiego rodzaju literaturą mamy do czynienia. Jeśli lubicie mocne opowieści pełne przygody a'la Indiana Jones, niebezpieczeństw, a dodatkowo osadzone w realiach wojennych, to jest to książka zdecydowanie warta uwagi. Zwłaszcza, że jak wspomniałem wcześniej, niektóre postaci oraz fakty z dziedziny nauki są jak najbardziej prawdziwe. I to chyba przeraża mnie jeszcze bardziej. Kombinacja autorów: miłośnika historii oraz zoologa (profesora biologii) musiała zaowocować taką właśnie powieścią. Pełno tu wyczerpujących opisów wyjaśniających mechanizmy otaczającego nas świata. Bardzo ciekawie poprowadzono też narrację, która miejscami ocenia poszczególnych bohaterów z perspektywy przyszłych konsekwencji ich działań. Niezwykle "świeży" i ciekawy zabieg. Na akcję nie można narzekać. 360 stron przepełnione jest wydarzeniami, które nieraz wbiją Was w fotel, sofę, kibelek, czy gdzie tam będziecie akurat czytać tytuł "Brama Piekieł". 

Jedyne czego mi zabrakło, to nieco zbyt mało wyrazista postać głównego bohatera R.J. McCready'ego. Niby kibicujemy jego poczynaniom i w ogóle, ale myślę, że można by z tej postaci wycisnąć dużo więcej. Będzie ku temu okazja, gdyż autorzy już myślą o kontynuacji w/w tytułu.
Póki co zachęcam Was do podróży w brazylijską dżunglę... jeśli się odważycie.
Bardzo dziękuję wydawnictwu HarperCollins Polska za udostępnienie egzemplarzu i możliwość recenzji.        

Zwykłej Matki Wzloty i Upadki © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka