Nasze wycieczki - dzieci podglądają przyrodę

Nawet nie wyobrażacie sobie jak się cieszę, że mogę napisać kolejny post wycieczkowy! Czekaliśmy z utęsknieniem na wiosnę, na ciepło płynące prosto od słońca. Z przerażeniem śledziłam prognozy pogody na majowy weekend, wiedząc jakie mamy plany. Uwielbiamy spędzać czas na powietrzu, więc gdyby pogoda zepsuła nam te dni na pewno bylibyśmy rozżaleni. Na szczęście zostaliśmy wręcz rozpieszczeni przez aurę przez całą "majówkę". Ponieważ spędziliśmy te dni "megaaktywnie" i jest o czym pisać, podzielę swoją relację na dwa wpisy. Najpierw opowiem Wam o wycieczce zorganizowanej prze nasze eks-przedszkole, gdyż wiem, że ktoś dobrze mi znany już przebiera nóżkami, by móc go przeczytać :) Przy okazji chciałabym w tym miejscu podziękować owej osobie za reklamę mojego bloga (widziałam w przedszkolu wydrukowany post o koncercie "Ludożerców") :) Dzięki!

Jak tylko na FB zobaczyłam planowany wypad z Włóczykijami stało się dla mnie jasne, że jeden dzień przeznaczymy na wyjazd z nimi. Nie trzeba było daleko wyjeżdżać, by sprawić dzieciakom mnóstwo frajdy. Wszystko dzięki dwójce wspaniałych ludzi, którzy tym razem byli naszymi przewodnikami. Polecam wycieczki organizowane przez nich, a szczegółowe informacje znajdziecie TUTAJ. Dokąd zawędrowaliśmy? Wybraliśmy się nad stawy kiszkowskie... by podglądać ptaki.


Nie będę się za dużo rozpisywać. Myślę, że zdjęcia oddadzą naprawdę dużo z atmosfery tam panującej. 
Po dotarciu na miejsce rozpoczęliśmy od pikniku, bo przecież dzieciaczki głodne....


Po napełnieniu brzuszków podzielono nas na dwie grupy i poszliśmy "na spacer". Nie za długi, ale i tak wystarczający, by dzieci miały pod koniec rumieńce od ilości wrażeń :) Maluchy dostały szkła powiększające, by móc efektywniej wyruszyć na poszukiwania. Już na początku prawdziwą sensacją okazał się... szczaw! Pan przewodnik był zaskoczony tym, że dzieciakom nie tyle zasmakował kwaskowy listek, co potem stał się głównym obiektem poszukiwań wygłodzonych przyrodników :) Na wyprawę zabraliśmy mojego siostrzeńca, który wraz z córką biegał zachwycony szukając różnych robali. 




Nasz pan przewodnik miał nieziemską cierpliwość i świetne podejście do dzieci. Potrafił ich tak zainteresować, że naprawdę chętnie słuchały tego o czym im opowiadał. Także z wielkim podekscytowaniem patrzyły przez lornetki podglądając między innymi trznadla. Mały, żółty ptaszek sprawił im wiele radości. Były też żurawie i kormorany. Córka miała ze sobą mój stary przewodnik i była bardzo dumna kiedy znaleźli w nim obserwowanego ptaka :) Nie myślałam, że oglądanie ptasich gniazd, galasów, czy nasion dziewanny może sprawić naszym szkrabom tyle frajdy!




Wraz z naszym doświadczonym przyrodnikiem (o pięknym imieniu Samuel!) dzieciaki odkrywały przeróżne żyjątka, jak choćby Kowala bezskrzydłego, zwanego kiedyś potocznie tramwajarzem. Córka mnie bardzo zaskoczyła, gdyż wzięła go na swoją rękę i pozwoliła mu po sobie pospacerować! Kolejną przyrodniczą ciekawostką, która wywołała u dzieciaczków niezły chichot była Purchawica! Szał na całego :) Podobne emocje towarzyszyły przy zbieraniu pałek, które potrząsane za sprawą małych rączek rozsiewały "puch". Zaglądanie pod korzenie zwalonego drzewa... dla dzieci może być nie lada atrakcją - wiem co piszę! One naprawdę potrafią cieszyć się z takich rzeczy. Każda nowa ciekawostka przyrodnicza, każda roślinka, czy robaczek wprawiał ich w szczery zachwyt.




Nie wiem co dokładnie odkrywała druga grupa, ale widziałam na twarzy pani Justyny (drugiej przewodniczki) tak wielki uśmiech i entuzjazm, że na pewno nie mieli chwili na nudę! Swoją drogą takie małżeństwo pasjonatów przyrody to niezwykła rzecz! Dobrali się wspaniale i widać, że to kochają (oprócz siebie oczywiście). Potrafią przekazać dzieciom wiedzę tak, by zapamiętały najistotniejsze informacje. 
Spacer wśród pachnącej mięty i porzuconych przez ślimaki muszelek, na koniec podglądanie kormoranów na pobliskiej wysepce to też był strzał w dziesiątkę. "Ochom" i "achom" nie było końca. 
Pogoda dopisała. Humory również. No bo jak tu się nie cieszyć kiedy dzieci mają ogromną frajdę i przy okazji uczą się czegoś naprawdę interesującego oraz pożytecznego? Gęba sama układa się do wielkiego uśmiechu! Jedyne zastrzeżenie jakie mogę mieć to fakt, że całość trwała zbyt krótko. Zdaję sobie jednak sprawę, że było dużo maleńkich dzieci, których wytrzymałość i koncentracja sięgała już kresu :)
Dla naszych "starszaków" było to również niesamowite przeżycie! Edukacja, spacer na świeżym powietrzu i towarzystwo rówieśników. To wszystko równa się cudownym wspomnieniom, rumieńcom na twarzy oraz w moim przypadku, ponad trzem setkom zdjęć! Przez kilka chwil byli prawdziwymi poszukiwaczami przygód i przyrodniczymi detektywami :)





Bardzo się cieszę, że mogliśmy wziąć udział w tej przyrodniczej przygodzie. Mam nadzieję, że będziemy mieli jeszcze kiedyś okazję, by spotkać się na podobnym edukacyjnym "spacerze" wraz z małżeństwem Justyną i Samuelem Odrzykoskimi. 
Na kolejny wpis z naszego weekendu majówkowego zapraszam już wkrótce. Dziś zdradzę Wam tylko, że... będzie sporo zdjęć z Wolsztyna, kórnickiego Arboretum oraz trochę z parku w Rogalinie. ZAPRASZAM! AHOJ PRZYGODO!
Zwykłej Matki Wzloty i Upadki © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka