Smocza straż po raz drugi... i z pewnością nie ostatni

Kilka lat temu wracając autobusem z pracy, przykuł moją uwagę widok niebanalny. Oto wśród rozgadanej gawiedzi składającej się głównie z licealistów i podstawówkowiczów uzbrojonych w smartfony oraz słuchawki, ujrzałem czytającą dziewczynę. „Pewnie nadgania zaległości w lekturze szkolnej” – pomyślałem. Mylne były jednak moje przypuszczenia, gdyż ów książką okazała się pierwsza część serii „Baśniobór” Brandona Mulla. 

Smocza straż po raz drugi... i z pewnością nie ostatni
Smocza straż po raz drugi... i z pewnością nie ostatni

Zafascynowany piękną okładką przedstawiającą niezbyt piękną wiedźmę udałem się do biblioteki, by samemu przekonać się czy tytuł wart jest mojej uwagi (przypominam, że nie pogardzę dobrą literaturę młodzieżową). Oszczędzę Wam dalej długich wywodów i napiszę tylko, że odtąd w moim rankingu „czadowości” pięciotomowa seria „Baśniobór” bije na głowę nawet osławionego chłopca z blizną w kształcie błyskawicy. Te książki to kwintesencja magii, przygody, młodzieńczego szaleństwa. Niestety, wspomniane pięć tomów (jak i inne powieści autora) pochłonąłem bardzo szybko. Na szczęście dla mnie jak i dla milionów „baśnioboromaniaków” pan Mull postanowił powrócić do tej historii, przygotowując kontynuację pod szyldem „Smocza straż”. Niedawno miała miejsce premiera drugiego tomu pt. „Smocza straż. Gniew Króla Smoków”, a ja, dzięki uprzejmości wydawnictwa Wilga, miałem okazję się z nim zapoznać...
 
Smocza straż po raz drugi... i z pewnością nie ostatni
Smocza straż po raz drugi... i z pewnością nie ostatni

Seria „Baśniobór” opowiadała o dwójce rodzeństwa: Kendrze i Sethcie, którzy będąc na wakacjach u dziadków odkrywają, że otaczająca ich flora pełna jest magicznych stworzeń (trolli, satyrów, chochlików itp) oraz tajemnic, a członkowie ich rodziny pełnią rolę opiekunów krainy zwanej Baśniobór. Jak zwykle w tego typu historiach bywa, złe siły chcą przejąć ów krainę we władanie, a nasi mali bohaterowie (z pomocą całej rzeszy mniej lub bardziej dziwnych postaci) podejmują się karkołomnej misji uratowania magicznego miejsca. Czy im się to uda? Oczywiście, że... Wam nie zdradzę :) Ale skoro autor zabrał się za pisanie kontynuacji, to nie trudno zgadnąć, żę bardzo źle się chyba nie skończyło, co nie?

„Smocza straż” rozpoczyna się dokładnie w miejscu, gdzie zakończyła się fabuła „Baśnioboru”. Kendra i Seth stają się opiekunami smoczego azylu zwanego Gadzią Opoką. Takich miejsc jest na świecie kilka i tworzą one bezpieczne przystanie dla smoków, których reputacja jako gatunku pozostawia wiele do życzenia. W samej Gadziej Opoce żyje Celebrant – Król Smoków, który za poniesione krzywdy i upokorzenia planuje krwawy odwet. Jest on również opiekunem azylu, a co za tym idzie musi liczyć się ze zdaniem pozostałych nadzorców – Kendry oraz Setha (i vice versa).

Podczas gdy pierwszy tom skupia się na zbudowaniu nowej historii i nadaniu jej odpowiedniego fundamentu oraz kolorytu, „Smocza Straż. Gniew Króla Smoków” pędzi już na złamanie karku autostradą zwaną „akcja”. Celebrant zaprasza opiekunów Gadziej Opoki na coroczną ucztę do Niebodworu – siedziby smoków. Staje się to pretekstem do oficjalnego wypowiedzenia wojny wrogom smoczej rasy. Zgodnie z zasadami, gości podczas tego wydarzenia (uczty) chroni immunitet, a więc teoretycznie nic złego nie może się stać. Jednakże, w myśl starego porzekadła, iż „diabeł tkwi w szczegółach”, następujące po sobie zdarzenia zmuszają naszych nastoletnich bohaterów do walki o przetrwanie w niezwykle nieprzyjaznym otoczeniu jakim jest Gadzia Opoka. Działania Kendry, Setha i towarzyszących im przyjaciół doprowadzają ich ostatecznie do Burzowej Stanicy – przeklętego zamku, który przed laty pełnił rolę pierwszej głównej siedziby opiekunów rezerwatu. To tam ponoć ukryty jest Czarkamień – potężny artefakt, który może przesądzić losy rozpoczętej wojny. Celebrant jednak także ma swoje plany względem kamienia. Jakby tego było mało, za chwilę nadchodzi noc kupały – czas, w którym znikają wszelkie bariery ochronne w azylu, a istoty wszelkiej maści mogą swobodnie przemieszczać się po niedostępnych na co dzień obszarach. Rozpoczyna się zatem wyścig z czasem, własnymi słabościami i... samym Królem Smoków. Kto wygra? Dowiecie się tego (albo i nie) sięgając po książkę „Smocza Straż. Gniew Króla Smoków”

 
Smocza straż po raz drugi... i z pewnością nie ostatni
Smocza straż po raz drugi... i z pewnością nie ostatni

Uwielbiam wszystko co stworzył Brandon Mull. Jego wyobraźnia jest jak ocean, po którym pływają statki załadowane niezliczonymi liczbami pomysłów. Dlatego też ciężko mi obiektywnie podejść do oceny drugiego tomu „Smoczej Straży”. Głównym tego powodem jest fakt, że nie znając serii „Baśniobór” trudno będzie się czytelnikowi połapać w sieci postaci i wzajemnych zależności. Z kolei znając ów historię nie ma powodu do zachwalania „Smoczej Straży”, bo jest ona równie dobra co jej pierwowzór. Jednym słowem: Jeśli znacie już twórczość pana Mulla, biegnijcie do księgarni po najnowszą część przygód Kendry i Setha. Po raz kolejny nie będziecie zawiedzeni! Tych z kolei, którzy nie wiedzą „z czym to się je”, a lubią młodzieżowe powieści fantasy na najwyższym poziomie, odsyłam najpierw do biblioteki po serię „Baśniobór”, a potem do księgarń po najnowszą część „Smoczej Straży”. Już Wam po cichu zazdroszczę. Ja chcę jeszcze raz!!!    



Zwykłej Matki Wzloty i Upadki © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka