Małżeńskie równouprawnienia, czyli niewolnica w domu

Myślałam, że żyjemy w kraju, gdzie równouprawnienie to też czyny, a nie jedynie hasło bez pokrycia. Byłam przekonana, że dzisiejsze małżeństwa opierają się głównie na miłości i wzajemnym szacunku. Naiwnie sądziłam, że dziś już ludzie się nie pobierają "bo muszą". Ech, chyba jednak żyję w jakimś alternatywnym świecie. Albo po prostu za dużo słyszę nadal o tym, że kobiety nie mają swobody i są wręcz niewolnicami we własnym domu.

Kiedyś bardzo częstym (choć niezmiernie przykrym) faktem była świadomość, że ludzie wiążą się ze sobą z wielu różnych przyczyn, pomijając tę najważniejszą, którą jest wzajemna miłość i szacunek:
  • bo co rodzina/ludzie powiedzą?
  • bo tak jest lepiej dla dzieci
  • bo tyle lat jesteśmy razem to już bez sensu się rozchodzić
  • bo nie mam gdzie się podziać
  • bo tak jest wygodniej 
  • bo jest chora/y, uzależniona/y i nie mogę odejść
  • bo przecież w gruncie rzeczy on/ona mnie nadal kocha
Podobnych tłumaczeń pewnie można by długo przytaczać. Jakikolwiek taki argument usłyszę... możecie być pewni, że go wyśmieję albo postukam się w czoło. Człowieku (wiem, że nie tylko kobiet może to dotyczyć!), ogarnij się! 
Nie daj się wykorzystywać!

Nie bądź niewolnicą/niewolnikiem we własnych czterech ścianach!

Szanuj innych, ale wymagaj też szacunku w stosunku do siebie!

Pamiętaj, że wszystko działa w dwie strony!

Jakie (dla mnie) małżeństwo nie jest normalne?:
  • kiedy żona musi się tłumaczyć mężowi z dokonanych zakupów w sklepie
  • kiedy boi się powiedzieć, że potrzebuje nowych butów, bo stare pamiętają jeszcze czasy sprzed ślubu
  • kiedy zmęczona pracą, wychowaniem dziecka nie może liczyć na pomoc w domowych obowiązkach, bo "przecież to jej zadanie"
  • kiedy ważniejsze dla drugiej osoby jest obejrzenie telewizji niż spędzenie wspólnego wieczoru
  • kiedy wygodniej jest się nie odzywać niż przeprosić
  • kiedy jedno nałogowo pije, a drugie biernie się temu przygląda
  • kiedy rodzic woli wyjść do znajomych niż siedzieć w domu z rodziną (mam tu na myśli notoryczne przypadki, a nie pojedyncze wyjścia, które są wręcz wskazane!)
  • kiedy żona nie podawszy na czas ciepłego obiadu musi się liczyć z "cichymi dniami"
I tu znów mogłabym długo wymieniać. Różne są w życiu sytuacje. Z wielu rozmaitych przyczyn są małżeństwa, w których to właśnie kobieta jest "niewolnicą", zaś mąż myśli, że wszystko mu wolno, bo "przecież ona kocha więc i tak wybaczy"! 

NIE! To nie jest normalne, gdy małżonkowie nie rozmawiają ze sobą, wolą spędzać czas oddzielnie. Kiedy jedno przed drugim musi się tłumaczyć z każdego wydanego grosza, a dziecko nawet nie próbuje już przyjść by się przytulić, bo usłyszy: "nie teraz, jestem zmęczony/-a, zajęty/-a". 

Moje małżeństwo trwa od 11 lat. Nie jest to sam miód, ale my się nie kłócimy. Spędzamy bardzo dużo czasu razem. Możemy o wszystkim ze sobą porozmawiać. Doradzamy sobie i liczymy się ze zdaniem drugiej strony. Może mam nieduży staż, ale wiele już w życiu widziałam i wiem, że można żyć w udanym związku opartym na zaufaniu, partnerstwie i wzajemnym szacunku! I tylko takie małżeństwa są według mnie normalne! Każde inne rozwiązanie to zwichrowane substytuty, produkty małżeńskopodobne. Takiej wersji nie życzę żadnemu z Was 😙

A jak jest u Was? Dzielicie obowiązki domowe? Macie w swojej drugiej połowie prawdziwe oparcie?
Zwykłej Matki Wzloty i Upadki © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka