STREFA TATY cz.11 - „Nie drażnij córki, czyli o wyczuciu chwili”

       Długo kazałem na siebie czekać. Recenzje, to wszak nie to samo co autorski wywód na sprawy przeróżne. Ale w końcu jestem. Siedzę sam w hotelowym pokoju. Kilka godzin temu poznawałem dogłębnie (bo na głębokości ok. 1100m) jak to jest być górnikiem i muszę stwierdzić, że lekko chłopaki nie mają. Nawet alkoholu biedaki nie mogą pić tam na dole żeby zapić swoją niedolę wyliczoną na kilka ładnych tysięcy PLN miesięcznie. Deprecha, co nie? 

       Mąż zatem w delegacji – reszta familii w domu. Co się w takiej sytuacji nieoczekiwanego może wydarzyć? Otóż okazuje się, że bardzo wiele. Nagle żona czapki nie może znaleźć (a przecież zostawiłem ją wczoraj w garderobie – czapkę nie żonę - i… „nie mam pojęcia Kochanie dlaczego teraz Twoje nakrycie głowy leży na dworze koło krzaka”). Córka musiała dentystę odwiedzić, bo przecież nie mogła odziedziczyć uzębienia po mamusi, tylko po mnie, czyli panu „Pokaż Mi Swoje Plomby, a Sprawdzę Czy Masz Tam Jakieś Zęby”. Wieczorny seans „Kevina Samego w… gdzieś tam”, zorganizowany przez moje niewiasty skończył się zawieszeniem laptopa i dziwnymi jego objawami. Konsultacje telefoniczne i chwila cierpliwości załatwiły co prawda sprawę, ale duszności i kołatanie serducha w gratisie były zafundowane. Co dalej? A!! W klasie mojej księżniczki pojawiła się Pani Ospa. Zgadnijcie, kto jej jeszcze nie przechodził? Podpowiem Wam: ma 6 lat, mieszka z nami w domu i czasami woła do mnie „Tato”, „Uś-Uś” albo „Jesteś dla mnie niemiły”. Wiem, że w tym konkretnym przypadku moja obecność w domu na niewiele by się przydała, ale…

        No właśnie. Tytuł dzisiejszego wpisu i temat z nim związany kołatał się po mojej szanownej rozczochranej już od dłuższego czasu. A propos! Muszę zadzwonić do fryzjerki żeby przed świętami uszlachetnić nieco wygląd, usuwając te szare nitki z włosów… poczekajcie chwilkę. Załatwione.

        Namiastkę wyrażenia „wyczucie chwili” zreferowałem powyżej. Tak to już jest, że w najmniej oczekiwanym dla nas momencie musimy zmierzyć się z przeróżnymi kaprysami jakie funduje życie. Trudno, damy radę! No chyba, że chodzi o wyczucie chwili w relacji ojca z córką. Tu tak łatwo nie ma. Z doświadczenia wiem jedno. Całość opiera się na systemie zero-jedynkowym. Oznacza to, że albo trafimy z oceną sytuacji, a dalej z reakcją, albo możemy od razu iść do urzędu miejskiego żeby wymeldować się z domu, zmienić nazwisko i poddać w Bangkoku operacji plastycznej.
A i tak nie ma gwarancji, że będzie nam zapomniane.

       Tak to już Pan Bóg umiejętnie wykombinował, że kobiety między sobą dogadują się łatwiej, wręcz na poziomie intuicyjnym. Faceci zaś, jako te brzydsze i prostsze w obsłudze stworzenia nazywają z reguły rzeczy po imieniu. Przez co nieraz wpadamy w niezłe kłopoty…
Nieważne, czy nasza rozmówczyni ma 6, 30, czy 70 lat. Zawsze trzeba uważać co i w jakiej sytuacji mówimy. Przykład:
Córka przyniosła kiedyś ze szkoły rysunki ludzików. Niby nic takiego, tyle że postaci na nich… chyba przechodziły jakieś zatrucie pokarmowe, co autor (nie córka na szczęście) z detalami godnymi oka mistrza utrwalił. Wyjąłem rysunek z tornistra (pierwszy krok do zagłady), obejrzałem dokładnie, po czym zapytałem kto to narysował (drugi krok). Na koniec kazałem przekazać autorowi, że „rysuje głupoty i niemądre rzeczy” (szach-mat: witamy w piekle). 

Co osiągnąłem w zamian?
1. Ryk córki na pół wsi
2. Spojrzenie żony, którego z pewnością nie chciałbym mieć uwiecznionego na zdjęciu w portfelu
3. Oskarżenie (niestety słuszne), że naruszam prywatność córki i nie mam do niej zaufania grzebiąc w jej rzeczach (to, że ma dopiero 6 lat mnie nie tłumaczy)
4. Trauma wywołana obejrzanym „dziełem” i świadomość, że córka wkroczyła w szkolne środowisko o przeróżnych odcieniach i maści.

       Jak dla mnie wystarczy! Lekcja skończona – egzamin poprawkowy wkrótce.
Nie zrozumcie mnie źle. To nie tak, że ojciec z córką się nie dogaduje. Nić porozumienia jest i to ogromna. Tyle, że czasem trzeba dostroić swoją częstotliwość nadawania do fal, którymi w danym momencie nadaje nasza pociecha. Jeśli tylko wykażecie odrobinę chęci, mnóstwo cierpliwości, całość zaś wesprzecie ogromnymi pokładami miłości (której zapewne Wam nie brakuje), to możecie być pewni, że prędzej czy później nagroda sama do Was przyjdzie, przytuli się i tak po prostu powie: „Jesteś najwspanialszym tatusiem na całym świecie!”
Buuu! Ja chcę już wracać do domu…

Zwykłej Matki Wzloty i Upadki © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka