Bieganina zakończona Luxusową kąpielą

Dwa dni "nieistnienia" na blogu.
Dwa długie dni spędzone na "bieganiu po mieście", od którego już się zdążyłam odzwyczaić.
W tym czasie narobiłam sobie zaległości w blogowej lekturze. Jednak starałam się (jak mogłam) nadgonić i "obczaić" Wasze blogi :)
Co dokładnie porabiałam, gdy mnie tu nie było?
Głównie spacerowałam po mieście. Poznań to spora metropolia i dość dobrze ją znam, jednak to w jakim tempie w danym miejscu zmieniają się sklepy... Są miejsca, które mimo upływu lat pozostają wciąż takie same. Czasem jednak chcąc pójść do jakiegoś konkretnego sklepu, okazuje się, że jest tam już coś zupełnie innego!
Dawno nie miałam tak, że wracając z całodziennej "włóczęgi" nie wiedziałam "w co najpierw ręce włożyć". Od kiedy jestem z córką w domu, takie dni można by policzyć na palcach jednej ręki.
Gdyby nie stres, który wynikał z pewnej dręczącej mnie sytuacji, to nawet by mi się to wszystko podobało. Jakby nie było miałam w końcu okazję wyrwać się z domu, co nie? Przy okazji załatwiłam kilka spraw, odebrałam przesyłki, "obkupiłam" moje dziecko w ciuszki - czemu te dzieci tak szybko rosną?
Moje wypady miały też inne plusy. Jakoś musiałam rozładować napięcie emocjonalne, tak więc przemieszczałam się wszędzie na piechotę. Na szczęście pogoda mi na to pozwoliła i nie musiałam korzystać z komunikacji miejskiej. W ten sposób w ciągu dwóch dni przeszłam łącznie prawie 20km!


Powrót z miasta, szybki obiad i pędem po córkę do przedszkola. Dalej znowu szybko, bo mamy umówioną wizytę u fryzjera. Też tak macie, że musicie dziecko uprzedzać o tego typu "niespodziankach"? Ja musiałam Izkę przygotowywać już kilka tygodni wcześniej :) Zaparła się, że nie chce obcinać włosów, mimo iż codziennie krzyczy podczas czesania, że ją ciągnę! W końcu jednak dała się namówić, gdy obiecałam, że podetniemy tylko same końcówki :)

Włosy były długie i takie też pozostały.Nadal będę więc walczyć z rozczesywaniem Izulkowej czupryny i z wymyślaniem fryzur na każdy kolejny dzień! Muszę Wam powiedzieć, że na fryzjerskim fotelu nie poznawałam mojej dziewczynki! Siedziała cicho jak przysłowiowa mysz pod miotłą :) Dla odreagowania, po powrocie do domu zamęczała nas zabawą w wymyślanie dla niej słów, które mogłaby zapisywać w swoim zeszyciku! Przy okazji mamusia odkryła, że już nie do końca pamięta jak wyglądają wszystkie "pisane literki"! Masakra! Przez lata człowiek tak wyrobił sobie własny charakter pisma, że nie pamiętam jak niektóre powinny "oficjalnie" wyglądać.


Kolejnego dnia powtórka z rozrywki. Konieczny był drugi wyjazd do miasta. Na szczęście, pomimo piątku 13-tego (co z resztą zauważyłam dopiero po powrocie do domu!), okazał się on być lepszy niż zakładałam! Tak więc stres powoli opada, przez co być może piszę trochę nieskładnie (za co z góry przepraszam drogie czytelniczki). Na koniec męczącego dnia planuję gorącą kąpiel z pięknie pachnącą solą, którą wygrałam u kochanej Luxusowej!
Życzę wszystkim przyjemnego weekendu. My szykujemy się jutro na urodzinki chrześniaka :) A za tydzień na targi książki dla dzieci :) Tak więc plany na cały weekendowy marzec już są :)


Zwykłej Matki Wzloty i Upadki © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka