Strony

8 sierpnia 2015

Góry Stołowe z dziećmi w 5 dni?? TO MOŻLIWE!

Jakiś czas temu pisałam Wam, że z różnych powodów (głównie finansowych!) zrezygnowaliśmy z wycieczki organizowanej przed przedszkole córki! Wyprawa była w Góry Stołowe, a my do ostatniej chwili się wahaliśmy...
Udało się jednak zaplanować wypad typowo letnio-wakacyjny i wraz z zaprzyjaźnioną rodziną udaliśmy się w rejony Kudowy Zdrój.
Trzymajcie się mocno (dziś tekst dla wytrwałych!), będzie masa zdjęć, ale też garść przydatnych informacji, gdyż biorę udział w świetnej akcji Podróże kształcą. Myślałam o tym, by podzielić tekst na dwa posty, ale... jak już to już! Wiem, że wakacje każdy ma już zaplanowane (albo wręcz jest już PO), ale jesień to także piękny czas na wypad w góry!
Zapraszam więc na moją relację :)

Muszę zacząć od przedstawienia Wam fantastycznego miejsca jakim jest dom ZIELONA ZAGRODA w Wambierzycach. Miejsce oddalone od zgiełku i głównych dróg. Pokoje przestronne, czyste i ładnie urządzone! Przyjazna atmosfera stworzona przez właścicielkę oraz jej siostrę i fantastycznie urządzone miejsce do spędzania czasu przed domem (zarówno dla dorosłych jak i dzieci). Miejsce to polecili nam znajomi i teraz my z czystym sumieniem polecamy je dalej :) My dostaliśmy pokoje na samej górze; dwie sypialnie ze wspólna łazienką i korytarze, na którym można było spokojnie przygotować kanapki (lodówka, czajnik, naczynia). Jak się jedzie w dwie rodziny to dzielenie się łazienka nie stanowi takiego problemu jak w przypadku obcych sobie ludzi :)
Czy pięć dni z dwójką sześcioletnich dziewczynek to wystarczający czas na odwiedzenie tak dużej ilości atrakcji? Czytajcie dalej, a przekonacie się sami :)

DZIEŃ PIERWSZY - przyjazd i zwiedzanie Dusznik oraz Kudowy Zdrój


Duszniki to miasteczko, które mnie trochę rozczarowało. Jadąc tam spodziewałam się czegoś więcej! Sobotnie - gorące popołudnie. Stoimy na niewielkim ryneczku z fontanną i... tyle. Nie ma nawet lodów kręconych, których domagały się nasze córki! Deptak też o wiele mniejszy niż prezentuje się na zdjęciach. Jednym słowem - strata czasu!
Pojechaliśmy więc do Kudowy Zdrój. Po drodze trafiliśmy na wypadek, roboty drogowe... Cztery litery od siedzenia nas już bolały, ale w końcu wytrwałość została wynagrodzona :)
Piękne miasteczko uzdrowiskowe. Widok palm, fontanny, dość sporego parku ze stawem i upragnionych przez dziewczynki lodów wystarczył byśmy poczuli się lepiej! Jedyne co wspominam niemile to czas oczekiwania na gofry i jakość obsługi w pewnej kawiarni... 







W Kudowie urzekła mnie alejka kwiatowa z kwiatami umieszczonymi w metalowych parasolach - zamkniętych i otwartych. Prezentuje się to naprawdę fenomenalnie. 
Ponieważ spacer po mieście odbywał się z dziećmi, więc trzeba było zadbać o to, by były zadowolone! 
W internecie wyczytałam, że jest tutaj Muzeum zabawek KLIK. Tam też się udaliśmy.


Muzeum mieści się w niewielkim budynku tuż obok Parku Zdrojowego. Jest czynne w godzinach 10:00 - 17:00 a bilety wstępu kosztują 11zł - osoba dorosła i 6zł dzieci. Nie pamiętam cen dokładnie, gdyż wszędzie gdzie szliśmy były jakieś bilety, a akurat te z muzeum, cóż... wyprały się wraz ze spodenkami :) Gdyby nie fakt, iż nasze dziewczynki "przeleciały" z prędkością małego huraganu między gablotami, mogłabym Wam dokładniej opisać jak tam jest! Dzieci były tak zafascynowane wszystkim wokół, że dosłownie biegały od wystawy do wystawy!


DZIEŃ DRUGI  - Szczeliniec i podejście na Błędne Skały
Niedziela była dniem bez słońca, a wręcz z delikatnym "kapuśniakiem". Jednak to nie przeszkodziło włóczykijom w wędrówce po górach! Ciepło było, więc co nas miało powstrzymać?
Na pierwszy "strzał" poszedł Szczeliniec. Chyba jedno z najpopularniejszych miejsc w tym rejonie. Auto zostawiliśmy na parkingu przemiłego pana za jedyne 5zł od pojazdu i wyruszyliśmy w drogę. Nim weszliśmy na teren parku dziewczynki na jednym ze straganów upatrzyły sobie pluszowe... Minionki! Tak, zgadliście - na koniec wędrówki dostały po jednym! Wejście na Szczeliniec to koszt: dla osoby dorosłej 7zł, dla dzieci do lat siedmiu - bilet jest darmowy, bilet ulgowy - 3zł. 
Przejście całości zajęło nam około dwóch godzin. Dziewczyny były zachwycone licznymi wąskimi korytarzami, skałami o ciekawych kształtach, ale najbardziej spodobało im się "Piekiełko"! Widoki z tarasów też były fantastyczne mimo, że Górom Stołowym daleko do takich np. Tatr :)









Córka z koleżanką dostały po "medalu" za dzielne zdobywanie szczytu w postaci pamiątkowej broszki ze Szczelińca, a ja - jak to ja (będąc w górach bez TEGO nie wracam!) zaopatrzyłam się w mapę :) Tu koszt 15zł - drożej niż w mieście, ale.....
Godzina była młoda, bo coś koło południa, gdy wróciliśmy do auta. Ambitnie podjechaliśmy pod kolejne wejście do parku. Po zostawieniu pojazdów na (tym razem bezpłatnym!) parkingu ruszyliśmy w trasę na Błędne Skały. Szlak rozpoczynał się w lesie. Teren płaski, a znak pokazywał jedyną godzinę wędrówki. Cóż. Nie wierzcie znakom! Na początku szło się sympatycznie. Później zaczął padać delikatny "kapuśniaczek", ale na tyle słaby, że nie przeszkadzał w wędrówce! Poza tym było ciepło :) Mniej więcej w połowie trasy znak pokazał, że zostało nam 15 minut..... Trwało to dwa razy dłużej i były dwa, całkiem konkretne, podejścia w górę. Dotarliśmy pod samo wejście do Błędnych Skał. Ba! Stanęliśmy nawet w ogonku do kasy.... Dziewczynki jednak były na tyle zmęczone, że musieliśmy sobie odpuścić. Koniec końców wszyscy byliśmy zmęczeni i głodni. Droga powrotna do naszej kwatery wiodła tzw. Drogą Stu Zakrętów. Wierzcie mi, że tyle mniej więcej ich jest!!! Nie wiem czy to ciemny, gęsty las, czy zmiana ciśnienia, ale w uszach mi strzelało niemiłosiernie podczas jazdy tą krętą drogą :(
Solidny posiłek i kilka chwil odpoczynku sprawiły, że z łatwością namówiłam "ekipę" na wieczorny spacer po Wambierzycach. Znajduje się tu olbrzymie Sanktuarium Matki Bożej Wambierzyckiej Królowej Rodzin KLIK. Mieści się ono na wzgórzu, z którego roztacza się widok na Drogę Krzyżowa po przeciwnej stronie. 


DZIEŃ TRZECI - zoo w Czechach
To zdecydowanie główny punkt programu naszego wyjazdu!
Wyjechaliśmy wcześnie rano, gdyż zoo KLIK oddalone było od nas o około 70km. Mimo, że odległość niewielka, to trzeba było znów jechać słynną Drogą Stu Zakrętów!
Parking na terenie zoo jest bezpłatny. Natomiast bilety do głównego ogrodu to:
 195 czeskich koron osoba dorosła
dzieci w wieku 4-15 to 150 CZK
 dzieci 2-4 lat to 50 CZK 
 młodsze wchodzą za darmo! 
Jeśli jednak rodzina liczy dwoje dzieci, to opłaca się kupić tzw. bilet rodzinny, który kosztuje 660 CZK.
Samo zoo to mnóstwo ścieżek z wybiegami dla zwierząt. 
Dzieci miały możliwość pogłaskania między innymi osiołka, czy kózki.





Dziewczynki miały też możliwość krótkiej przejażdżki na kucyku. Ta przyjemność kosztowała 50 CZK. 
Na terenie zoo było mnóstwo miejsc, w których można było coś zjeść. Na szczęście było też mnóstwo bezpłatnych toalet! Wiadomo - jak jest upał, to dzieci muszą dużo pić, ale jednocześnie nie dają rady długo wytrzymać bez wizyty w WC ;)

Dla mnie istotne było to, że zwierzęta w tamtejszym zoo mają naprawdę duże wybiegi. Dzięki temu mogą czuć się swobodnie, na tyle na ile mogą nie będąc na wolności! Poza zwierzętami jest tam też sporo ślicznej roślinności.




Wraz z biletami otrzymacie książeczkę z dokładnym opisem atrakcji zoo i mapką. Dziewczynki miały niezłą radochę mogąc "odhaczać" kolejne obejrzane zwierzęta i atrakcje!




Niezaprzeczalną frajdą jest Zoo Safari. Część można zwiedzać pieszo - co też uczyniliśmy. Jest też opcja wjazdu własnym samochodem. Nie znam ceny takiego biletu, ale wiem, że gdybym miała wybierać po raz drugi to też najpierw przeszłabym część pieszo, a potem.....Potem jest Safaribus. Przejażdżka tym "autobusem" różni się od tej samochodowej tym, iż jest przewodnik i nie ma okien w pojeździe. W takie upalne dni jest to naprawdę bardzo przyjemne udogodnienie! Bilet na Safaribus to koszt 30CZk dla dorosłego, a dzieci jadą za darmo!

DZIEŃ CZWARTY - tzw "czystka"
Pierwotnie w planach były Skalne Grzyby. Jednak zmieniliśmy zdanie, gdyż było jeszcze kilka miejsc, które z różnych powodów ominęliśmy wcześniej, a wszyscy chcieliśmy zobaczyć! Kto zgadnie co poszło na "pierwszy ogień"?
Tak, oczywiście, że Błędne Skały. Tym razem jednak byliśmy wygodni i.....wjechaliśmy autem pod samo wejście. Kosztowało to nas 20zł za jeden pojazd, ale dziewczynki drugi raz tym samym szlakiem zwyczajnie by nie poszły, a zależało im na obejrzeniu skalnego labiryntu. No cóż. W końcu są wakacje, więc jak szaleć to szaleć :) Wjazdy i zjazdy odbywają się co godzinę: o każdej pełnej (począwszy od 9:00 rano) jest wjazd, a zjazd o godzinie "połówkowej". 
Dziewczynki potrafiły sobie umilić czas oczekiwania na wjazd...






Wejście na teren Błędnych Skał kosztowało tyle samo co na Szczeliniec: 7zł osoba dorosła i dziecko do siedmiu lat bezpłatnie. Sam spacer trwa niecałą godzinę i jest bardzo przyjemny! Jednak trzeba uważać - miejscami jest bardzo wąsko, a czasem trzeba wręcz przejść po kolanach :)

Następne miejsce to Źródełko Marii. Mieści się ono już pod granicą czeską i płynie w nim woda, która według legendy ma moc uzdrawiającą!
Następnie podjechaliśmy do Kaplicy Czaszek w Kudowie Zdrój. Niewielkie pomieszczenie, gdzie za wstęp dorośli płacą 5zł, a dzieci do sześciu lat wchodzą bezpłatnie. My weszłyśmy z dziewczynkami do Muzeum Zabawek bez tatusiów, więc tym razem to oni poszli oglądać kości, a my chłodziłyśmy się w cieniu :)
Następnie poszliśmy spacerkiem na Szlak Ginących Zawodów. 
Bilety:
dorośli - 11zł z pokazem lepienia garnków (bez pokazu 5zł)
Dzieci bez względu na powyższe opcje - 5zł
Tutaj dziewczyny mogły obejrzeć stroje ludowe, zwierzęta gospodarskie, robótki ręczne. Można było skosztować chlebka ze smalcem i skwarkami za jedyne 2zł!!!


Na sam koniec dnia zostawiliśmy sobie zwiedzanie Ruchomej Szopki w Wambierzycach. Miejsce naprawdę warte odwiedzenia, mimo, że czasu spędzi się tam niewiele. Zdjęć w środku nie można było robić, ale jest fajna strona internetowa KLIK


DZIEŃ PIĄTY - Adrspach i powrót do domu
Nie polecam trasy przez Teplice - droga w budowie :)
Tu zdecydowanie warto przyjechać! Skalne Miasto to miejsce idealne na spacer! Nie będę się rozpisywać - popatrzcie na zdjęcia :) Poza tym bardzo dokładny opis znajdziecie TUTAJ




 Ścieżki były BARDZO RÓŻNE.........




Na koniec kilka migawek z Wałbrzycha, przez który przejeżdżaliśmy wracając do domu:

Żeby nie było, że spędzaliśmy czas tylko na intensywnym chodzeniu, wspinaniu się i zwiedzaniu - były też chwile na jedzenie i relaks :) Co prawda czeskiej kuchni musiałam się naszukać, ale w końcu znalazłam i polecam Wam Czeską Restaurację Zdrojową



W domu, w którym mieszkaliśmy jest świetnie urządzone miejsce do grillowania, a także opcja pieczenia w kominku opalanym drewnem. Jest też taras z widokiem na zachód słońca i ogród z altanką - miejsce idealne na dziecięce zabawy :)
Z wyjazdu przywiozłam chyba z tysiąc zdjęć (jak zawsze z resztą, co rodzina może potwierdzić!), mnóstwo świetnych wspomnień i... tatuaż podarowany przez córkę (zmywalny rzecz jasna) oraz bransoletkę własnoręcznie przez nią wykonaną :)



Muszę przyznać, że to mój najdłuższy post (jak do tej pory), okraszony dodatkowo największą ilością zdjęć! Mam nadzieję, że wytrwałych nie zanudziłam, a wręcz zachęciłam do odwiedzenia dość niepozornych, mimo wszystko, Gór Stołowych :) 

Wpis nie jest sponsorowany. Bierze jednak udział w akcji