Jak być w domu i nie zwariować?

W różny "sposób" zostaliśmy w domach. Jedni mają "legalną" opiekę nad nieletnimi w wieku do 8 lat, inni jakoś inaczej poradzili sobie z tym tematem, a jeszcze inni pracujący w małym firmach lub branżach, które nie funkcjonują - nie mogą pójść do pracy, choćby chcieli. Fakt faktem, że niektórzy wdrożyli w życie hasło #zostanwdomu niekoniecznie z własnego wyboru. W każdej rodzinie jest inna konfiguracja i liczba osób. Każdy z nas ma inny metraż oraz warunki. Jak zatem być w domu i nie zwariować?

Jak być w domu i nie zwariować?
Jak być w domu i nie zwariować?

Jestem typem osoby, którą można podejrzewać o małą nadpobudliwość. Lubię czytać książki, ale zmiana pozycji z siedzącej na leżącą to dla mnie zdecydowanie zbyt mała dawka ruchu. Nie chodzi nawet o to, że się nudzę! Przecież ja uwielbiam książki. Bardziej o to, że mój organizm buntuję się za pomocą różnych dolegliwości bólowych i w ten sposób krzyczy do mnie: "wstań kobieto i się rusz!"

Mając ogród, moje dziecko może się wyszaleć. Ja niestety nie lubię ćwiczeń bez grupy ludzi, która mnie motywuje. Na ogrodzie zamiast dopingujących koleżanek mam córkę co chwilę wołającą: "Mamo, patrz!", "Mamo, co mogę robić?" Tak to się nie da nic zrobić.

U nas konfiguracja rodzinna jest taka, że nas jest troje na piętrze, a na dole (wciąż nie oddzielonym, bo remont utknął) moi teście i dziadek męża. Ze względów bezpieczeństwa widujemy się niewiele, bo da się tak mimo wspólnego domu. Jednak nasza trójka czasem ma ochotę wystrzelić się nawzajem w kosmos!

Jak być w domu i nie zwariować? NIE DA SIĘ!!!! Nie dostaniecie gotowej recepty, bo jej nie mam. Jestem Zwykłą Matką, która nie lukruje i ma świadomość tego, że w wielu innych domach jest podobnie! Instagram to tylko wyreżyserowane fotki na potrzeby posta. Przykro mi, ale nie wierzę w to, że całymi dniami Wasze dzieci bawią się grzecznie lub wspólnie przez kilka godzin wykonujecie prace artystyczno-kulinarne! Mam córkę, znam życie. Sama wrzucam tylko te zdjęcia, które mam ochotę pokazać. Prawda jest taka, że poza tym idealnym kadrem dzieje się różnie... Wiadomo, że nie pokażę pokoju córki, który czasem wygląda jak po wybuchu bomby. Nie pokażę jak krzyczy i się złości, bo nie rozumie jakiegoś przesłanego zadania i NIE UWIERZĘ, że nie pozwalacie dzieciakom spędzać czas przy telefonie, czy tablecie :)

Szkoła daje w kość - nasza tylko ze względu na lenistwo córki. Prawda jest jednak taka, ze gdyby nie zadania, nudziłaby się jeszcze więcej. Jest sama. Nie ma rodzeństwa, z którym mimo iż pewnie by się większość czasu kłóciła i tłukła, ale miałaby mimo wszystko kompana do zabawy. Nie ma psa, kota, czy innego stwora, z którym mogłaby szaleć na ogródku. Do pracy wyskakuję co kilka dni na kilka godzin. Moje home office, jak większości rodziców wygląda tak, że co chwila słyszę, że córka czegoś ode mnie chce albo kątem oka pracując na komputerze widzę "kotki" kurzu, trawę do podlania, czy obiad, który czeka, by go w końcu ugotować.

Mąż oczywiście pomaga. Większość lekcji ogarnia z córką. W domu też ma swoje obowiązki. Ale serio, czasem i my mamy siebie dość! Wszystko fajnie na początku. Każdy się cieszył, że w końcu mamy czas na zaległości. Że można w spokoju upiec ciasto, chleb, posiedzieć razem i nic nie robić. Szafy wysprzątane, okna umyte, teraz każdy się łapie za ogrody (jeśli je ma) lub balkony.

Prawda jest jednak taka, że to było fajne na początku. Im dłużej to trwa tym jest trudniej. W perspektywie jeszcze kilka miesięcy bez szkoły! Jak być w domu i nie zwariować? Nie da się, a jeśli znacie przepis na to, by się jednak udało - dajcie znać! Od poniedziałku na szczęście otwarto lasy i parki, więc można uciec choćby na godzinę, by złapać dystans oraz posłuchać świergotu ptaków, a nie tylko znudzonego dziecka!
Zwykłej Matki Wzloty i Upadki © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka