Jak pracować i nie zwariować

Długo "siedziałam" w domu. Najpierw ciąża, którą na początku musiałam dosłownie przeleżeć. Potem opieka nad maleńką córeczką, na którą długo czekaliśmy. Nie wyobrażałam sobie oddania jej do żłobka. Decyzja o pozostaniu z dzieckiem w domu była przemyślana i poparta przez męża. Nie wiedziałam jednak, że mój powrót do pracy tak bardzo się oddali w czasie. 9 lat w domu? Kto da więcej? Dostałam jednak szansę na powrót do grona kobiet pracujących i bardzo mnie to cieszy. Jak ogarniam trzy etaty? I dlaczego aż trzy? Jak pracować i nie zwariować?
Pierwszy etat to ten, który trwa od kilku lat - nieprzerwanie. Etat matki. 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu, 365 dni w roku. Bez urlopów i możliwości wzięcia L4. Nie ma przebacz. Jednak zdecydowałam się na macierzyństwo świadomie i wiedziałam, że lekko nie będzie. Będąc z córką w domu, nigdy tego nie żałowałam. Choć wiadomo, że bywały i nadal bywają chwile, a czasem godziny lub dni, gdy mam ochotę trzasnąć drzwiami i zniknąć na jakiś czas. Taki reset dla mózgu oraz ciała. Czas tylko dla mnie. Ile z nas marzy o tym? Każda matka. Obojętnie czy pracująca w domu, czy poza nim. Każda z nas jest tylko człowiekiem (wbrew temu co myśli rodzina) i czasem po prostu musimy odpocząć. Matka to wielozadaniowa istota, ale NIE ROBOT!

Drugi etat to mój blog. Zaczęłam go pisać, kiedy córka poszła do przedszkola. Dostałam więcej czasu dla siebie i postanowiłam go jakoś sensownie wykorzystać. Stworzyłam swój świat, w którym czuję się bardzo dobrze. Z czasem do tego świata wpuściłam męża, który jako Zwykły Tata tworzy to miejsce wraz ze mną. I wiecie co? Nie przeszkadza mi to, a bywają dni kiedy mnie to wręcz ratuje. Poza tym, zależało mi, by znalazło się tu również miejsce na męski punkt widzenia. Na ojcowskie "wywody". Nie wyobrażam sobie nie mieć tego naszego wirtualnego świata. Dał mi coś MOJEGO.
Niektórzy myślą, że pisanie bloga to "bułka z masłem". Jednak to nie takie proste jak się wydaje. Napisanie tekstu to jedno, ale cała otoczka wokół tego, to drugie. Należę do wielu różnych grup, w których mam swoje zobowiązania i nie chcę z tego rezygnować. Dzięki blogowaniu poznałam wiele wspaniałych osób. Zorganizowałam wspólnie z Aga nasze własne spotkanie. Znalazłam w sobie mnóstwo odwagi. Nawiązałam mnóstwo kontaktów i odwiedziłam sporo ciekawych miejsc. Nauczyłam się bardzo dużo. Jednak najważniejszą rzeczą jaką osiągnęłam dzięki blogowaniu jest...

Mój trzeci etat. Czyli praca poza domem. Praca, której bym pewnie do dziś nie miała gdyby nie spotkanie "blogodamy w Kórniku" i zawarta dzięki niemu znajomość. Praca, która daje mi mnóstwo możliwości. Robię to co lubię i dokształcam się w tym. Czuję się tam bardzo dobrze i cieszy mnie to ogromnie. Zdjęcia, internet, poznawanie nowych ludzi. Jestem jak przysłowiowa ryba w wodzie, która wciąż zdobywa coraz to nową wiedzę.

Jak ogarniam trzy etaty?Jak pracować i nie zwariować? No więc nie myślcie sobie, że jest łatwo. Należę do osób, które albo robią coś na 100% albo wcale. Nie jestem perfekcyjną panią domu, ale to co wykonuję lubię mieć wykonane dobrze. Owszem, bywają dni (w większości), że padam na twarz. Zasypiam zanim przyłożę głowę do poduszki. Czasem nie mam chwili, by otworzyć książkę, a te piętrzą się na półkach w zastraszającym tempie. Ale cóż, zawsze poświęca się coś kosztem czegoś innego. Zaległości to najgorsza rzecz na jaką mogę sobie pozwolić, więc robię ile się da, by być ze wszystkim na bieżąco. Niestety nie jestem typem siedzącym po nocach, a doba za cholercię nie chcę się wydłużyć :)

Ogarniam trzy etaty? Nie zawsze, ale nie przeszkadza mi to. Obiad na dwa dni, rezygnacja z rzeczy, które nie są niezbędne, częste zmęczenie. Jednak to wszystko nic. Im więcej robię, tym bardziej jestem zorganizowana. Kalendarz w rękę i wio do przodu. Rodzina też musiała się przyzwyczaić, że mój plan dnia się zmienił. Że nie zawsze jestem do dyspozycji i na ich wyłączność. Zwykły Tata dzielnie mnie wspiera, córka też dostała więcej obowiązków. Wiedzą jednak, iż jeśli oni mi więcej pomogą, to ja szybciej się uporam ze swoimi zadaniami i znajdę czas dla nich. Jak pracować i nie zwariować? Pozwolić sobie pomóc i angażować rodzinę, znaleźć choć kilka minut na odpoczynek!

Daję radę? Pewnie, że tak! Przecież nie ja jedna na tym świecie jestem matką, żoną i pracownicą. Jest mi dobrze i już. To nic, że czasem mam ochotę czymś rzucić, trzasnąć drzwiami, pokrzyczeć, udawać, że nie widzę prania wysypującego się z kosza, "kotków" ścigających się po podłodze i wielu innych rzeczy :)
Zwykłej Matki Wzloty i Upadki © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka