Dlaczego nie adopcja...?

Kiedy po raz kolejny przeczytałam wpis Karoliny (TUTAJ) znowu łza zakręciła się w moim oku. Dziewczyna ma w sobie coś co powoduje, że często zastanawiam się nad swoim macierzyństwem. Sama nie uważa się za odważną, ale ja myślę inaczej. Wiecie, że mamy ze Zwykłym Tatą tylko jedną córkę, NIEZWYKŁA córkę! Jest naszym szczęściem i wypełnia nasze życie po brzegi. Czy na pewno? W tym rzecz, że mamy w sobie jeszcze mnóstwo miłości, którą chcielibyśmy obdarować kolejne dziecko. Mamy w swoich sercach miejsce na brata lub siostrę dla naszej dziewczynki.

Kiedyś pisałam Wam o naszych zmaganiach  (TUTAJTUTAJ). Co jakiś czas powraca do mnie kryzys emocjonalny. Kiedy już myślę, że jest dobrze, że pogodziłam się z faktem posiadania jedynaczki TO wraca. Ten smutek, żal, rozgoryczenie i złość na matkę naturę. Dlaczego to ona ma decydować o tym, czy mogę wychować kolejne dziecko?

Są tacy, którzy mówią, żebym cieszyła się, że mam choć jedno dziecko, bo inni nie doświadczą tego cudu nigdy. Są tacy, którzy zadają pytanie: "dlaczego zatem nie adopcja?"     

Karolina i wiele innych dziewczyn zdecydowało się na ten krok. Kibicuje im z całego serca. My też zastanawialiśmy się nad takim wyborem kiedy walczyliśmy o naszą księżniczkę. Poważnie o tym rozmawialiśmy. Oboje już mieliśmy chwilami dość tego cierpienia. Ja emocjonalnego i dosłownie fizycznego, a Zwykły Tata cierpiał sam w sobie patrząc na mnie.

Ciągłe badania, leki, stres, litry łez, ból i... nie ukrywajmy - sporo pieniędzy. Tyle nas kosztowało spełnienie marzenia jakim było zajście w ciążę. Rozmowy na temat adopcji się pojawiały. Daliśmy sobie i losowi ostatnią szansę po czym... się udało. Pojawiły się dwie magiczne kreski na teście. Pełnia szczęścia i radość nas wszystkich.

Kiedy córka miała mniej więcej trzy lata postanowiliśmy spróbować kolejny raz. Podobno miało być łatwiej. Domyślacie się, że jednak nie było? Młoda nadal jest jedynaczką, a ja.... Ja wracam do myśli o adopcji, zwłaszcza kiedy dopada mnie kryzys emocjonalny. Jednak tym razem decyzja jest dużo trudniejsza. Teraz nie chodzi tylko o nas. Teraz jest nasza dziewczynka i musimy brać pod uwagę jej emocje. Mimo, że pragnie mieć rodzeństwo, nie do końca jest świadoma tego czym jest adopcja. Musimy brać pod uwagę całą naszą trójkę.

Córcia chodzi do szkoły. Ma swoje potrzeby, wymagania. Nie decydujemy już tylko za siebie. Wiem, że dziecko to nie zabawka. Wiem, że kochalibyśmy je całym serduchem, ale córka też musi rozumieć, że nie można oddać siostry/brata kiedy tylko pojawią się gorsze chwile.

Dlaczego nie adopcja?
  • emocje - sprawa dotyczy nie tylko dwójki dorosłych (raczej rozsądnych!) ludzi. W grę wchodzą też, albo głównie, uczucia posiadanego już dziecka. Godziny rozmów mogą nie wystarczyć.
  • czas - musimy mieć świadomość, że dwoje dzieci to nie to samo co jedno. Starsze wymaga uwagi i czasu, a drugie też potrzebuje miłości oraz poświęcenia mu cennych chwil. Wiem, że mając biologiczne dzieci też trzeba dzielić czas na każde z nich, ale w przypadku adoptowanego sytuacja jest trochę inna. Czasu wymaga akceptacja nowej sytuacji.
  • miejsce - jedno dziecko w domu to nie to samo co dwoje, czy troje. Musimy mieć świadomość tego, że należy dom przygotować na kolejnego członka rodziny.
Wiem, że te czynniki jak wiele innych są takie same jak w przypadku podejmowania decyzji o kolejnej ciąży. Jednak różnica polega na akceptacji sytuacji. W przypadku adopcji dziecko pojawia się w domu mając już jakiś swój "bagaż doświadczeń". Nie zawsze możliwe jest przygarnięcie niemowlęcia. Im starsze dziecko tym więcej wymaga od rodziny cierpliwości, miłości, częstych rozmów, a pewnie i wizyt terapeutycznych dla wszystkich domowników.

To musi być wspólna i świadoma decyzja, bo to "transakcja" na całe życie! Dlatego uważam, że rodzice adopcyjni są odważni. Nie mając szansy na biologiczne macierzyństwo spełniają swoje pragnienia jednocześnie dając maleństwu dom i miłość.
Zwykłej Matki Wzloty i Upadki © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka