Nie potrzebuje Cię!

Raczej nie idę za falą i nie piszę postów tzw. "okazjonalnych". Jednak tym razem mnie natchnęło.  Dzień Ojca. Na kilku blogach czytałam wpisy na temat roli ojca w życiu dziecka. O tym, że wystarczy pozwolić mężczyźnie się wykazać i okaże się, że świetnie sobie radzi w roli rodzica.
Co w sytuacji, gdy jednak żadne wsparcie nie pomaga i facet zwyczajnie nie nadaje się na ojca?
 

Nie chcę się nad sobą roztkliwiać, użalać się nad dzieciństwem, którego właściwie nie pamiętam. Powiem Wam tylko, że moja mama się rozwiodła, gdy miałam 13 lat i od tego czasu nie widziałam swojego ojca. Nie przechodzi mi przez gardło słowo: "tata". Nigdy nim nie był ani dla mnie, ani dla mojej młodszej siostry. Po rozwodzie czułam się tak jakby rozwiódł się również z nami... Nie było go nigdy przy mnie. Nie mam ani jednego dobrego wspomnienia z dzieciństwa, które wiązałoby się z mężem mojej mamy. Ona w swoim małżeństwie była nieszczęśliwa, a my razem z nią. 

Nie znam uczucia radości z tego, że ojciec np. nauczył mnie jeździć na rowerze. Nic razem z nami nie robił. Mama była dla nas obojgiem rodziców naraz. Nie potrzebuję swojego ojca! Dawno pogodziłam się z tym, że go nie ma i dobrze mi z tym!
Kiedy dorosłam postanowiłam sobie, że moje dziecko będzie mieć ojca, na którego zasługuje, takiego jakiego ja sama nie miałam. Poprzeczkę dla kandydata ustawiłam bardzo wysoko. Może Was zdziwi fakt, że decydując się na związek zastanawiałam się najpierw, czy wybranek będzie dość dobrym człowiekiem, by mógł wejść w tę, jakże ważną rolę. 
To był mój priorytet. 

Kiedy zaszłam w upragnioną ciążę, od samego początku angażowałam we wszystko mojego męża. Chodził ze mną na wszystkie wizyty i badania. Kiedy urodziłam, zaangażował się jeszcze bardziej. Robił wszystko przy małej. Nic nie stanowiło dla niego przeszkody. Ustanowiliśmy rytuał wieczornej kąpieli. To były chwile córki z tatą. Mimo, że mąż pracował wstawał do niej w nocy. Nie było mu ciężko. W miarę jak córka rośnie i dojrzewa sama angażuje tatę w swoje życie. Czasem aż za bardzo :) Stała się jego oczkiem w głowie, przysłowiową "córeczką tatusia". 

Bywają dni, że  się na nich wściekam. Widzę, że mąż na wiele rzeczy pozwala młodej. Jest dla niej za miękki. To ja jestem tym "złym gliną" i pilnuję porządku i dyscypliny. Tata jest od wygłupów i zabawy. Krew się we mnie burzy niejednokrotnie, gdy patrzę na to co razem wyrabiają,a  mąż się potem tłumaczy: "mam tylko ją jedną!" No fakt. Jest niestety jedynaczką :(
Jednocześnie serce się raduje, gdy widzę jak córka tęskni, gdy tata wyjeżdża na kilka dni. Jak liczy na to, że przyjedzie po nią do szkoły. Jak cieszy się, że zostaną w domu sami, mimo, iż w tym samym momencie jest mi trochę przykro, że za mną nie tęskni wcale. 

Zwykły Tata jest NIEZWYKŁY. Daje mojej córce wszystko to,  co powinien dawać wzorowy rodzic, a nawet więcej. Kocha ją miłością bezwarunkową. Spędza z nią czas. Zajmuje jego myśli prawie w każdym momencie. Potrafi pójść z nią pograć w piłkę mimo, że sam jest zmęczony. Zaopiekuje się nią kiedy mnie położy choroba. Czytają razem książki, jeżdżą pograć w kosza, na rowery, oglądają razem bajki. Jest przy niej i tak być powinno. Spełnia swoją rolę w 1000% :)
W imieniu naszej córki mówię : DZIĘKUJĘ CI ZWYKŁY TATO!
A to czeka na tatę w domu, zamiast tradycyjnej laurki :)


Zwykłej Matki Wzloty i Upadki © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka