Atak korzonków, czyli jak Matkę pogięło

Starzeję się. Nic dodać, nic ująć. Lat przybywa i mimo, że emocjonalnie mi to nie przeszkadza (nie mam problemów ze swoim wiekiem), fakt ten przeszkadza między innymi mojemu kręgosłupowi. Wiecie jakie to uczucie, kiedy mając dwadzieścia kilka lat idziesz do reumatologa, bo prawa ręka ci spuchła i nie możesz (pracując w biurze) utrzymać długopisu w ręce? Straszne uczucie. Bo przecież "młodzi nie chorują!". Stereotyp, który siedzi w głowach emerytów i innych osób starszych uważających, że choroby to tylko i wyłącznie ich domena. To było jednak dawno, ale teraz zbliżając się do czterdziestki dokuczają mi różne rzeczy coraz częściej :( Tym razem dopadł mnie...atak korzonków!

WP
Czytaj dalej...

Kółko, krzyżyk i kapelusz magika, czyli Gobblety i Hokus Pokus

Pośpiech jest z reguły bardzo złym doradcą. Przynajmniej w oczach takiego pedanta jak ja. W moim świecie wszystko musi zostać dokładnie przekalkulowane, przemyślane. Dopiero po odhaczeniu kilku kolejnych „prze-” jestem skłonny podjąć ewentualnie pewne działania. Kiepskim byłbym zatem komandosem, czy maklerem giełdowym. Nie będzie też ze mnie pożytku, gdy wrzucą do marketu jakiś towar w super niespotykanie niskiej cenie. Towarzystwo z balkonikami będzie już zmierzać w kierunku kas, a ja zostanę przy regale, nie mogąc się zdecydować, który kolor termoaktywnych majtek będzie lepszy. Na szczęście w niektórych sprawach bywam spontaniczny i zdecydowany, co (zdecydowanie) chwali sobie moja żona...
Czytaj dalej...

Koperek na poprawę humoru

Był poniedziałek. Zwykła Matka jak zwykle od rana w pędzie, bo pisklaczek wcześniej do szkoły w ten dzień wyjeżdża. Jednak Matka wielozadaniową istotą jest, więc im więcej do zrobienia, tym lepiej mi to wychodzi. Ogarnięta łazienka, odkurzone podłogi, młoda wyekspediowana do placówki szkolnej, obiad wstawiony. Zupka kalafiorowa miała być, ale w domu koperku zabrakło. Początkowo plan był taki żeby zieleninę sobie odpuścić. Bo na dworze zimno, szaro i w ogóle. Przecież zupa bez koperku też jest zjadliwa. Jednak należę do tych, które czasem nie potrafią odpuścić...
Czytaj dalej...

Samotnica, czyli uwaga na szamańskie bębenki


Tegoroczna zima nie nastraja zbyt pozytywnie. Owszem, ostatnio dała mały popis swoich możliwości powodując na chwilę wzrost sprzedaży szufli i innych akcesoriów z kategorii „gdy spadnie śnieg”. Wzrosły też kolejki w aptekach, a czas wizyty u lekarza pierwszego kontaktu (oby nie ostatniego) znacznie się wydłużył z powodu zasmarkanych petentów. Teraz z kolei można podziwiać przez okna naszych domów rozgrywane spontanicznie mistrzostwa świata w tańcu na lodzie, bo właśnie spadł marznący deszcz... Jednym słowem „do kitu z taką pogodą!” (no dobra, kilkoma słowami).

Czytaj dalej...

Jack is back, czyli bohater w szkole

Świat potrzebuje bohaterów, a pani Tina Turner jest w tym przypadku w ogromnym błędzie. Jak wygląda współczesna rzeczywistość wiemy doskonale. Jej stan można by skwitować dyplomatycznie krótkim: „dobrze nie jest”. Najgorszy jest jednak brak jakichkolwiek perspektyw i przesłanek żeby miało być lepiej. Dlatego bohaterowie są potrzebni od zaraz! I nie mam na myśli wciśniętych w kolorowe legginsy mięśniaków z zakrytą facjatą. Przecież wiemy, że są oni wymysłem nieograniczonej wyobraźni ich twórców, prawda?! No bo ukąsił Was kiedyś zmutowany pająk? Przybyliście na Ziemię z odległej galaktyki? A może napromieniowano Was śmiercionośną dawką czegoś tam? Jeśli choć raz odpowiedzieliście twierdząco, to albo pomyliłem konwenty, albo komuś skończyły się właśnie tabletki.


Czytaj dalej...

Wspomnień czar i wakacyjne plany... z dzieckiem w tle

Lato 2008 - konkretnie druga połowa sierpnia. Piękni i młodzi (teraz już tylko piękni) pakujemy torby na przygodę życia. Ona podekscytowana, On szczęśliwy, bo Ona promienieje na samą myśl o tym co ich czeka. Dwójka szczęśliwych i zakochanych ludzi. Co najbardziej istotne - SAMI wybierają się w daleką podróż. Jak do tej pory swoją najdalszą i najwspanialszą. Wtedy jeszcze tylko we dwoje. Aż trudno w to uwierzyć. Z perspektywy czasu nie potrafię sobie nawet wyobrazić, że przy naszym boku nie było tej małej blondynki vel "wulkanu energii". Zapewne też tak macie? Pamiętacie jeszcze czas "sprzed dzieci"? Ale chwila... Zaczynam odbiegać trochę od tematu. Choć nie do końca :) Wakacyjne plany...

Czytaj dalej...

Tata ma wychodne...

Jakiś czas temu na blogu Matki Polki przeczytałam wpis o tym, co kryje się pod hasłem "mąż wychodzi z domu". Natchnęło mnie to do napisania podobnego tekstu. Skupię się jednak na licznych korzyściach jakie płyną z tego, że "tata ma wychodne". Dużo się mówi o tym, żeby matki korzystały z faktu, iż tata może zaopiekować się dzieciarnią. Żeby wyrwały się z koleżanką lub koleżankami na miasto i odetchnęły wolnością. Żeby zadbały o swój zdrowy egoizm, bo oszaleją stale zamknięte w domu. Ale co z tatusiami? Czy i oni nie mają do tego prawa?


Czytaj dalej...

Jak pomóc w nauce, czyli nauka przez zabawę

Nie jestem pewna czy dobrze robię zabierając się dziś do pisania. Powód? Ogólnie rzecz biorąc dzień mam taki, że pluję jadem. Aczkolwiek częściowo mój nastrój wywołany jest szkołą mojej córki, więc tekst okazał się bardzo na czasie. Nasza drugoklasistka radzi sobie dobrze z nauką. Zatem to nie brak zdolności, czy chęci do edukowania się wywołują u mnie atak furii. Powodem jest nasz system szkolnictwa i parę innych spraw przy okazji. "Ciśnienie" jakie wywołuje się na nasze dzieciaki powoduje, że wciąż szukam metod jak pomóc w nauce mojej siedmiolatce. Tak, by nie zrazić jej do tego, ale jednocześnie, aby nie straciła czasu na przyjemności. Nauka przez zabawę to najlepsze rozwiązanie!


Czytaj dalej...

Pan da tę pandę, czyli Zooloretto - budujemy zoo


"Święta, święta i Po”. Tytuł doskonale nawiązuje do dzisiejszego wpisu z kilku powodów, więc postanowiłem go wykorzystać (mam zgodę żony jakby co). Po pierwsze: ostatnie święta (i George Michael niestety też) są już tylko wspomnieniem. Koniec z niekontrolowanym obżarstwem, wylegiwaniem się na kanapie z Kevinem i Johnem McLainem, czy też legalnym straszeniem zwierząt domowych w noc sylwestrową. Nastał czas nowych wyzwań i realizacji noworocznych postanowień... Tjaaa! Jasne! Jakby zmiana kalendarza na nowy miała moc odmiany czyjegoś życia. Zwykła Matka zdążyła już popełnić mobilizujący tekst w tym temacie, więc sam nie będę się rozwodził (bo na to zgody żony nie mam i mieć nie będę).


Czytaj dalej...

Już go nie lubię...

Żyłam w jego towarzystwie bardzo długo. W zasadzie od urodzenia mi towarzyszyło. Kiedy zmieniłam miejsce zamieszkania, byłam z tego powodu bardzo zadowolona. Cisza, spokój, świeże powietrze i przestrzeń. Tak, zawsze lubiłam przyrodę i przebywanie na świeżym powietrzu. Mój proces aklimatyzacyjny trwał dość długi czas. Przeprowadziłam się latem, kiedy akurat pod oknami cykały świerszcze. To ich cykanie było jedynym słyszanym przeze mnie dźwiękiem, gdy wieczorem siadaliśmy z mężem na kanapie. W nocy za to kumkanie żab nad pobliskim stawem. Sielsko, co nie?


Czytaj dalej...

Jak pomóc w nauce?

Jako mama siedmioletniej drugoklasistki (Wiem, powtarzam się. Ale zawsze liczę na to, że może ktoś jest u mnie pierwszy raz!) dużą wagę przywiązuje do tego, by maksymalnie ułatwić córce naukę. Szkolne wyzwania sprawiają nam czasem spore kłopoty. Szukamy rozwiązań, dzięki którym młoda łatwiej opanuje jakiś materiał, a jednocześnie nie odbierze jej to czasu na zabawę - jakże cennego w tak młodym wieku. Ci, którzy tu zaglądają wiedzą, że cenimy sobie metodę o nazwie "nauka przez zabawę". Czy są to fantastyczne gry, czy też książki lub karty - nie ma większego znaczenia. Ważne, by dziecko podczas tych zajęć nie odczuło zanadto faktu, że właśnie się uczy! Między innymi dlatego jedyne zajęcia dodatkowe (póki co) na jakie posyłam moją uczennicę to tańce, które sama wybrała.


Czytaj dalej...

Żyć jak celebrytka...

Czy kiedykolwiek któraś z Was marzyła o tym by być sławnym? Aktorką, piosenkarką lub po prostu "znaną z bycia znaną"? Pokrętne trochę to ostatnie określenie, ale dobrze wiemy, że wielu celebrytów kojarzonych jest tylko dzięki swojemu nazwisku i temu, że umie się "sprzedać".  Ale nieważne. Chciałyście kiedyś posmakować jak to jest być uwielbianą przez tłumy, zapraszaną na wielkie przyjęcia, rozpoznawalną na ulicy i obfotografowaną na każdym kroku? Ja nigdy nie miałam takich chęci, ale z przyjemnością przeczytałam o kobiecie, która całkiem przez przypadek właśnie taką osobą się stała.


Czytaj dalej...

Wymówki: koniec z nimi!

Nie robię noworocznych postanowień! Ten tekst powstał jakiś czas temu i od listopada leżał w zakładce o nazwie "robocze". Jednak parę sytuacji w moim życiu spowodowało, że ostatnio go odkurzyłam i nieco zmodyfikowałam.
Jesień/zima. Wszystko fajnie-pięknie, jeśli pogoda nam dopisuje. Jednak co zrobić kiedy nas wcale aura nie rozpieszcza? Czy to dostateczny powód, by o siebie nie dbać? Czy to wystarczająca wymówka? Czasem tak! Niestety... Dla osoby takiej jak ja, lubiącej aktywność na świeżym powietrzu, deszcz zalewający moje piękne okulary nie jest żadną przyjemnością! Wtedy rzeczywiście zostaję w domu i wybieram książkę zamiast spaceru. Jakie jeszcze możemy mieć wymówki? Odnośnie jakich sytuacji? Czytajcie dalej.


Czytaj dalej...
Zwykłej Matki Wzloty i Upadki © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka