Ciasteczkowe kraby, czyli Tata na fali

-Cześć! Nazywam się Zwykły Tata i jestem uzależniony od gier Fox Games

- Cześć Zwy-kły Ta-to!

- Zaczęło się dość niewinnie, na marcowych Targach Książek dla dzieci i młodzieży w Poznaniu. Już wtedy zauważyłem coś niepokojącego w swoim zachowaniu. Najpierw przy stoisku wydawcy zbaraniałem widząc „Owce na wypasie”, by w chwilę potem ślinić się jak jakiś umarlak przed pudełkiem z „Atakiem Zombie”. Ostatecznie obszedłem się jednak smakiem i przezwyciężyłem ogarniające me ciało słabości. Aż w maju zawitaliśmy do Warszawy... Kolejne targi i kolejne spotkanie z podstępnym lisem. No i tym razem wpadłem jak „śliwka w kompot”. Dwie dawki gier, które wówczas zaaplikowałem wystarczyło, by wpaść w kosmiczny wręcz ciąg. Jak ja wytrzymałem do września na takiej dawce? Do dziś się zastanawiam. W końcu jednak nadszedł dzień, gdy w progu mego domu pojawił się miły pan z jeszcze milszym pakunkiem w ręku...


 - Tylko proszę mi nie mówić, że znów Pan to zrobił?! Zacząłeś znów grać, Zwykły Tato?!
- Tak, niestety. Tzn. nie żałuję ani chwili spędzonej przy kartach. Przyznaję: stałem się potworem! Ciasteczkowym Potworem! To ja może wyjaśnię o co chodzi...

Karciana gra „Ciasteczkowe Potworki”, to jakby powrót do lat mojego dzieciństwa. Niedzielne poranki spędzane przed telewizorem ze wzrokiem utkwionym w niebieskiego futrzaka z niejakiej ulicy Sezamkowej, który na widok ciasteczek wpadał w amok – chyba już wiecie o kim mówię? Ciasteczkowy Potwór jest dziś postacią kultową. Nie zdziwię się zatem jeśli wspomniana gra również zdobędzie podobny status, zwłaszcza że już teraz zdobywa liczne nagrody na całym świecie (w Polsce na pewno). Zajrzyjmy zatem do paszczy wygłodniałej bestii by przekonać się o co tyle hałasu. Zgrabne pudełko mieści w sobie mnóstwo skarbów: karty, drewniane żetony, osobliwą kostkę do gry... z resztą co będę się rozpisywał - sami spójrzcie:





Wspomnę tylko, że na drewniane żetony (jest ich w sumie 6) należy nakleić z obu stron odpowiednie naklejki w zależności od koloru i kształtu. Zauważyłem przy tym, że różowy klocek kształtem bardziej odpowiada brązowemu ciastku z kawałkami czekolady niż pączkowi, który jest mu przypisany (i na odwrót). To takie malutkie i mało istotne spostrzeżenie, gdyż i tak wszystkie naklejki dobrze wkomponowują się w kolorowe żetony. Przed rozpoczęciem gry każdy z graczy wybiera sobie kartę ulubionego potworka. Żetony symbolizujące słodkości kładziemy na środku stołu obok stosu potasowanych kart. Z puli wykładamy obok siebie trzy karty, na których widnieją zakręcone trasy prowadzące od jednego ciacha do innego w sposób zupełnie losowy. No to kostkę w dłoń i zaczynamy...





Cel: nakarmić naszego potworka pięcioma smakołykami szybciej od innych graczy. W każdej rundzie może najeść się tylko jeden z nich (chyba, że zastosujecie wariant alternatywny podany w instrukcji). Po spojrzeniu na symbol z kostki szukamy na pierwszej z odkrytych kart jego odpowiednika i po lukrowanej drodze docieramy do innego smakołyka. Teraz znalezione ciacho jest naszym „startem” na drugiej karcie. Gdy dotrzemy do końcowej ścieżki na trzecim kartoniku, jak najszybciej  zgarniamy odpowiedni żeton ze stołu oraz, po weryfikacji naszego wyboru, zabieramy ostatnią kartę, a do pozostałych dwóch dokładamy z lewej strony nową. Zjedz pięć razy, a wygrasz. Chyba, że wcześniej dostaniesz „oczopląsu”... Karty przygotowano bowiem w dwóch wersjach (po 17 sztuk dla każdego wariantu): łatwej i trudniejszej. O ile łatwe zawierają dość proste trasy „od ciacha do ciacha” – idealne dla początkujących 5-latków (dolna granica wiekowa gracza), o tyle te trudniejsze wymagają mocnego skupienia nawet u doświadczonych „wyjadaczy słodkości”. Osobiście preferuję wersję mieszaną, tak aby każdy: mały czy duży, miał równe szanse na wygraną. Z pewnością nie będziecie narzekać na brak humoru. Już same ilustracje potworków wywołują uśmiech na twarzy. A gdy już zaczniecie grać wasi sąsiedzi pomyślą, że rozpylono w waszym mieszkaniu gaz rozweselający albo oglądacie mecz Ekstraklasy.


Wspaniała jest to gra gdyż łączy w sobie konieczność koncentracji, refleksu z ogromną dawką humoru i radości płynącej z rodzinnego spędzenia czasu. W „Ciasteczkowych Potworkach” można zakochać się od pierwszego wejrzenia. Zwłaszcza, że wizualnie prezentują się równie dobrze. To tak jakby spotkać na swej drodze życiowej inteligentną blondynkę. Mnie się udało...


- Panie Zwykły Tato, jedna gra po takiej przerwie to jeszcze nie nałóg. Mówił Pan , że jest „na fali”, a ja tu nic takiego nie widzę...

- Bo na fali to kraby są! Pani posłucha...



Kolejnym pozytywnym zaskoczeniem okazała się Fox Games-owa gra „Kraby na Fali”. Pamiętacie zapewne wspomniane „Owce na wypasie”. Tam celem gry była ekspansja łąki, czyli zajmowanie coraz to większych połaci zielonego terenu, blokowanie przeciwników i w konsekwencji zostanie baro(a)nem łąkowym. W „Krabach...” chodzi o zupełnie odwrotną sytuację: musimy uciekać z zalewanych falami wysepek wskakując na karki innym towarzyszom niedoli. W myśl zasady „moje zawsze musi być na wierzchu”, unieruchamiamy kraby przeciwnika przykrywając je swoimi żetonami. Wygra ten, którego drużyna szczypcowatych skutecznie wyeliminuje pozostałych graczy (blokując ich lub wyrzucając z planszy). Do wyboru mamy 4 zestawy pionków składające się z 3 krabów małych, 3 dużych i tyleż samo średnich. Na starcie rozkładamy je losowo na przepięknej planszy. Spójrzcie jak fajnie to wygląda:





Im mniejszy okaz tym o więcej pól może się on poruszać. Za to nie może zakończyć swego ruchu na krabie większym od siebie. Coś za coś. Niezwykle inteligentna to rozrywka. Zmusza do logicznego myślenia i, niczym w szachach, do planowania z wyprzedzeniem kolejnych ruchów. Dodatkowym urozmaiceniem jest tzw. „efekt fali”. Cóż to za zjawisko? Otóż, jeśli w dowolnym momencie na planszy powstaną dwa skupiska krabów, czyli nie będzie między nimi ciągłości, wówczas mniejsza grupa robi „Pa, pa!” i zmiata popływać do oceanu. Trzeba się zatem pilnować i trzymać liczniejszej grupy (zupełnie jak w życiu zawodowym, co nie?).

Granica wiekowa graczy ustalona jest tu na +8 lat. I nie ma się co czarować: tak być musi. Oczywiście moje 7-letnie dziewczę dość dobrze radzi sobie z owym tytułem, ale i tak nieraz trzeba skorygować jej zapędy żeby zachować jako-takie zasady zgodne z duchem gry. Samo wykonanie poszczególnych elementów jest jak balsam na moje skołatane z braku czasu na granie serce. „You are so beautiful” chciało by się zanucić.





Zdecydowanie polecam „Kraby na fali” dzieciom i dorosłym. To naprawdę przemyślana i mądra gra. Wymaga od nas logicznego, strategicznego myślenia... no i prezentuje się znacznie ciekawiej niż szachy! Na nadchodzące jesienne wieczory będzie jak znalazł. Udowodnijcie swoim drugim połowom, że potraficie przetrwać raz na jakiś czas bez telewizora i komputera. Bo Was zaraz krab uszczypnie w...

- No tak, Zwykły Tato. Pański przypadek jest dość szczególny, ale chyba coś da się z tym zrobić.

- Ale ja mam w domu jeszcze dwie gry Fox Gamesa, o których chciałbym teraz opowiedzieć

- Ufff! Zostawmy to na kolejną sesję...








Zwykłej Matki Wzloty i Upadki © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka