Być kobietą... na co dzień i od święta

Która z nas nie lubi poczuć się jak prawdziwa kobieta? I nie mam tu na myśli wystrzałowej kreacji od znanego projektanta, fryzury spod grzebienia fachowca, czy karnawałowego makijażu. Krąży stereotyp, że kobieta wychowująca dziecko, siedząca w domu nie nosi na sobie nic innego jak wyciągnięte dresy. Nie maluje paznokci i nie robi makijażu! Totalna bzdura! Jestem Panią domu. Chodzę w dresie, ale zawsze dbam o to, by nie był poplamiony, dziurawy, czy rozciągnięty. Kiedy od czasu do czasu zdarzy mi się wyjść (nie mam na myśli oczywiście odprowadzenia młodej na autobus, czy zakupów w sklepie), lubię założyć coś, co z reguły wisi w szafie dawno nie używane :) Tak samo jest z makijażem. Mimo, że oko podkreślam codziennie, przy okazji wyjścia, choćby na imprezę rodzinną, makijaż ulega metamorfozie na bardziej... wyraźny. Paznokcie pomalowane muszą być i już - to moja słabość. Co jednak na co dzień daje mi poczucie, że jestem kobietą, która lubi dobrze się czuć we własnym ciele? Zapraszam na dzisiejszy post...


Czasem znikam wieczorem w łazience dosłownie na ułamek chwili, bo szkoda mi czasu. Jednak są dni kiedy po prostu potrzebuje całej godziny, by poczuć się kobieco. Wtedy jest długa, gorąca kąpiel, maseczka na twarz i włosy, kremy, balsamy, itp., itd. Mąż kiedy widzi mnie w drogerii przewraca oczami i pyta: "Po co aż tyle różnych kremów, balsamów lub odżywek do włosów?". Nie jestem typem osoby, która wyrzuca pieniądze w błoto. Jednak pewne kosmetyki w kobiecej szafce znaleźć się muszą. Mój niezbędnik to zdecydowanie kremy do twarzy: na dzień, pod oczy i na noc, balsam do ciała, krem do rąk, żel pod prysznic, szampon i odżywka do włosów. Bez tego zestawu nigdzie się nie ruszam :)

Gdy nie mam czasu, a np. po koszeniu trawnika prysznic jest niezbędny, świetnym rozwiązaniem okazuje się być mleczko do ciała pod prysznic. Nigdy nie stosowałam takiego połączenia dwa w jednym. Zawsze byłam zadowolona z żelu, który do tej pory używałam. Ostatnio, dzięki uprzejmości portalu alejakobiet.pl, miałam możliwość wypróbować mleczko Isana. 


Moje pierwsze wrażenie? Pomijając fakt, że źle się do tematu zabrałam gdyż nałożyłam je na samym początku (zamiast żelu pod prysznic), efekt osiągnęłam tak czy siak! Co chyba znaczy, że jest dobry i działa nawet nie do końca poprawnie użyty, co nie? :) Mam skórę suchą, nawet bardzo. Ciężko mi znaleźć produkty, które je odpowiednio nawilżą. Tutaj zaskoczyła mnie konsystencja mleczka. Zwyczajnie jest gęste jak tradycyjny balsam do ciała. Zapach, dzięki olejowi z orzeszków makadamia jest delikatny i słodki. Po zastosowaniu mleczka Isana skóra staje się przyjemna w dotyku, lekko nawilżona i nie potrzebuje smarowania niczym dodatkowym. Aż do dnia kolejnego rzecz jesna :)


Tu z kolei z pomocą przyszedł mi balsam firmy Eveline, którą osobiście znam i lubię od dość dawna. Stosowałam już różne produkty do nawilżania ciała tej marki, z różnym skutkiem. Balsam żurawina i cytryna, intensywnie regenerujący, jak sama nazwa wskazuje, ma zapach cytrynowy. W pierwszej chwili skojarzyłam to z gliceryną znienawidzoną przeze mnie w jednym z kremów do rąk. Kto jednak nie lubi tego aromatu nie ma się co obawiać i zniechęcać na starcie, gdyż po wtarciu balsamu w skórę nie pozostaje z nami na długo. Dla mnie to duży plus, bo mam swoje ulubione perfumy i nie lubię, gdy są "zagłuszane" zapachem balsamu do ciała. Aczkolwiek czasem lubię pachnieć np. kakaowo :) Co kto lubi...


Największym plusem dla mnie jest fakt, że produkt ten posiada dozownik. Balsam stoi sobie na szafce w łazience i wystarczy jeden klik, by był na mojej dłoni. Dzięki temu butelka nie jest tłusta i nie wyślizguje się z rąk. Wam też się to zdarza? Jedna uwaga! Balsam ma konsystencję mleczka! Za pierwszym razem po naciśnięciu pompki zawartość wyleciała zarówno na mnie jak i podłogę :) Teraz już wiem, że muszę uważać :) Bardzo fajnie się sprawdza nie tylko do nawilżania skóry całego ciała. Uwielbiam go używać do rąk, gdyż są one notorycznie suche i "spierzchnięte". Często więc sięgam po kremy, by ręce natłuścić. Balsam stoi obecnie na szafce obok umywalki. Po umyciu rąk jeden klik i wychodząc z łazienki wmasowuje go w dłonie. Szybko i skutecznie!


Podsumowując oba produkty otrzymane w ramach współpracy z portalem alejakobiet.pl muszę stwierdzić, że niejako zamieniły się one konsystencją! Jednak to w niczym absolutnie nie przeszkadza. Mleczko do ciała Isana otrzymamy w dość dużym opakowaniu o gramaturze 400ml. Jest wydajne co powoduje, że pewnie będę mogła się nim cieszyć przez dłuższy czas. 
Balsam Eveline z kolei ma to, co w tego typu produktach lubię najbardziej czyli dozownik! Balsam łatwo się rozprowadza na skórze i szybko wchłania, więc bez obaw możecie się ubierać i pędzić do swoich obowiązków! Skład preparatu możecie przeczytać na etykietkach. Na pewno znajdą się osoby, które stwierdzą, że czegoś ma za mało, a czegoś za dużo... I wszyscy będą mieć rację.
Dla mnie istotny jest efekt, cena, wielkość opakowania i wydajność, a także dostępność w sklepach. Kolejność dowolna :) Jeden mały minus ode mnie dla mleczka Isana - myślałam, że oszczędzi mi więcej czasu z pielęgnacją ciała po kąpieli. Niestety...

A Wy jakich kosmetyków używacie? Co jest Waszym punktem obowiązkowym na kosmetyczno-pielęgnacyjnej liście?

Wpis powstał w ramach współpracy z portalem  alejakobiet.pl

Zwykłej Matki Wzloty i Upadki © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka