Tak różni, a tak bliscy - nasza historia

Nie pisałam o Tłustym Czwartku, więc i o Walentynkach pisać nie będę. Jednakowoż jest to post związany z miłością, czułością i tym wszystkim najpiękniejszym, co może łączyć dwoje ludzi :)
Na blogu dużo pisze o córce o tym co z nią związane. Sporo też różnych recenzji. Jednak o mężu mym niewiele chyba tu znajdziecie, bo nie mam na myśli Jego "Strefy taty" :)
Dziś chciałabym się podzielić z Wami tym osobistym aspektem mojego życia jakim jest nasz związek. Uwaga - może być mdło, ale...to co napisze to czysta prawda :) Do stworzenia tego tekstu "podkusiła" mnie moja "Luxusowa" znajoma zza zachodniej granicy i pewna młoda mama, której wpisy prosto  z Doliny Hipsterów bardzo lubię czytać! Pozdrawiam dziewczyny :)

Dawno, dawno temu...
Poznaliśmy się w szkole średniej. Kiedyś były jeszcze takie wynalazki jak "technikum chemiczne" na przykład. Mając szesnaście lat tylko nam się wydaje czego ta naprawdę od życia chcemy. teraz to wiem! Zawsze byłam osobą emocjonalną, jednak życie dało mi w pewnej dziedzinie w kość i zaufanie do płci brzydszej było u mnie nikłe.

Poznałam GO już na egzaminach wstępnych. Los sprawił, że oboje dostaliśmy się do jednej klasy i gdy zaproponował mi, byśmy byli razem ... Cóż, dałam mu "kosza". Tak się wtedy mówiło :)
Natomiast również w tej samej klasie był inny chłopak, który skradł moje serce wcześniej. Uczucie między nami było intensywne, burzliwe i trwało około sześciu lat. W tym czasie mój charakter się kształtował, serce cierpiało, były rozstania i powroty. Już wtedy powinnam była wiedzieć, że to nic dobrego nie wróży. Ciężko to przeżyłam. Próbowałam skupić się na nauce. Spotykałam się z innymi. Nic nie pomagało...Byłam przygnębiona, podłamana.

Wtedy pojawił się ON. Dosłownie wyskoczył jak przysłowiowy "diabeł z pudełka" prosząc mnie o spotkanie. Dowiedział się, iż rozstałam się z jegomościem, który potraktował moje serce jak wycieraczkę i postanowił spróbować po raz drugi! 
Łatwo chłopak nie miał. Ja zraniona, nieufna, wręcz trzaskająca błyskawicami z oczu w kierunku każdego faceta. On spokojny, cierpliwy dał mi czas, którego tak potrzebowałam. Zaczęliśmy się spotykać w czasie mistrzostw piłki nożnej. Pamiętny czas :) Dla mnie był on ciężki z racji najtrudniejszych egzaminów, których miałam chyba z  osiem! Jednak miałam przy sobie życzliwą duszę, która mnie "naprawiła". Zdobywał cierpliwie moje zaufanie kilka miesięcy. Udowadniał na każdym kroku jak bardzo mu na mnie zależy. Pokazywał, że mnie nie zrani. 
Spędzaliśmy ze sobą mnóstwo czasu. Muszę Wam przyznać, że na początku chyba nawet chciałam go zrazić do siebie. Dlaczego? Może podświadomie chciałam sprawdzić jak bardzo jest gotów się poświęcić , by zdobyć moje serce. Nie zniechęcił się nawet słysząc moje ostre słowa:"czego Ty ode mnie właściwie chcesz, przecież niewiele Ci mogę od siebie dać". Trochę jak w piosence Perfectu :)
Jednak dałam radę!

Różni nas naprawdę sporo! 
On jest wielkim fanem muzyki, konkretnie ciężkiego metalu. Ja  kocham muzykę spokojną. 
On uwielbia koncerty, na których jest głośno. Ja wolę słuchać płyt w domowym zaciszu.
On jest prawdziwym melomanem i dość dobrze zorientowanym człowiekiem w kwestii kinematografii. Ja  nie widzę szczególnej różnicy między obrazem HD, a zwykłym. 
Łączy nas jednak więcej i chyba dlatego stanowimy udaną parę!
Oboje domatorzy. Związani z rodziną nie wyobrażamy sobie wyjechać za granicę nawet jeśli to zmieniłoby (materialnie) nasze życie na dużo wygodniejsze!
Oboje lubimy aktywnie spędzać czas i czytać książki (choć o skrajnie różnej tematyce!). Zdecydowanie wolimy wakacje w górach niż nad morzem. 
Nie przeszkadza nam to, że o godzinie 20:00 kiedy córka idzie spać my się rozsiadamy w pidżamach, by obejrzeć razem jakiś film, czy obok siebie poczytać książki :)

Owszem, każdy z nas ma wady! Jednak my je chyba u siebie zaakceptowaliśmy. Choć pewnie zarówno mąż jak i ja parę rzeczy byśmy zmienili w tej drugiej połowie :)
Nie kłócimy się. On jako typowy facet tłumi w sobie emocje, ja muszę je z siebie na bieżąco wywalać (czyli w sytuacji kryzysowej wygłaszam monolog). Stąd kiedy zamykam się w łazience, On dobrze wie, że muszę rozładować wnerwiozę bynajmniej nie robiąc sobie domowe spa, ale sprzątając :)
Konsultujemy ze sobą wiele spraw. Podejmujemy wspólnie różne decyzje. Spędzamy mnóstwo czasu, bo Jego praca i brak mojej nam na to pozwalają. 
Mam nadzieję, że relacje jakie są między nami nauczą moją/naszą córkę tego jak powinien wyglądać zdrowy, stały i wypełniony miłością związek partnerski!

Kończąc ten słodyczą ociekający post podsumuję: UDAŁO MU SIĘ! Uratował mnie. Dzięki Niemu odzyskałam siebie, wiarę w ludzi. Dziś jesteśmy małżeństwem z prawie dziesięcioletnim stażem (nie licząc czasu przed ślubem i narzeczeństwem!). Mamy cudowną córkę i mimo braku własnego "M" - mamy siebie. Stoimy za sobą murem okazując sobie szacunek i miłość :)
 Jak zauważyłyście nie była to miłość od pierwszego wejrzenia - przynajmniej nie z mojej strony. Może kiedyś namówię męża, by przedstawił Wam swoją wersję tego co się wtedy działo? Ja uwielbiałam o tym słuchać! Ot, taka babska próżność :) Jeśli chodzi o mnie jest to miłość szczera, głęboka, oparta na silnym fundamencie jakim jest przyjaźń.
Kocham Cie mój drogi mężu :)

Zwykłej Matki Wzloty i Upadki © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka