No i zaczęło się...

Narzekałam, że córka chodzi na pierwszą zmianę i wstajemy codziennie w ciemnościach nieludzkich o godzinie 6:05? Narzekałam, bo wstawanie było koszmarem, gdy na dworze szaruga i zawierucha. 
Ferie minęły. Jak nam minęły wiecie z poprzedniego postu.
Nadszedł drugi semestr, a wraz z nim kilka poważnych zmian.
Pierwsza i najważniejsza "inność" to fakt, że młoda nie wstaje już o nieludzkiej godzinie, tylko może spać do woli (czego oczywiście nie robi) :) Szkołę zaczyna w południe. Fakt wstawania o dowolnej godzinie jest tu oczywiście ogromnym plusem i po dwóch dniach stwierdzam, że na razie... JEDYNYM. 
Jak dobrze jednak wiemy, matki to istoty wszechogarniające i zorganizowane do granic możliwości, więc myślę, że ta nowa rzeczywistość wymaga po prostu przyzwyczajenia z naszej strony! Przynajmniej mam taką głęboką nadzieję!

Póki co przed południem ciężko mi się przeorganizować. Młoda myśli, że skoro od razu po wstaniu z łózka nie idzie na autobus to znaczy, że ma mnóstwo czasu! Tjaaa!
Zanim dziewczę się ubierze, zje śniadanie i ogarnie w kwestii porannej toalety mija... no sporo czasu :) A jeszcze musi opanować pokój i odrobić lekcje. Tak, lekcje ma obowiązek załatwić przed szkołą, bo po południu, gdy wraca w niektóre dni ok 16:30 jest za bardzo zmęczona, by się na czymkolwiek porządnie skupić.
Tak więc popołudnia spędzamy "rozrywkowo". Wtedy dziewczynka nasza ma czas na czytanie książek, kolorowanie, zabawę Lego, a także gry i co tam jeszcze sobie wymyśli :) Gry oczywiście wybieramy takie, które nie wymagają od niej zbytniego wysilenia mózgu, bo mogłoby dojść do ataku histerii. "Mama, przecież ja nie wiem jak to zrobić!", "O co tu w ogóle chodzi?!", "To jest głupie!". Takie i podobne teksty padają z ust królewny, gdy gra wymaga od niej skupienia. Zasady zna doskonale gdyż grała w daną grę jakieś setki razy, ale późnym popołudniem i wieczorem wszystko jest "BE"!
Do gier nie wymagających wybitnego skupienia możemy zaliczy między innymi karty Top Trumps, które recenzowaliśmy jakoś mniej więcej pod koniec wakacji KLIK. Wtedy pokazywałam Wam wersje typowe dla dziewczynek (My Little Pony i Frozen), aczkolwiek wiem doskonale, że chłopcy też lubią kucyki Pony :) 
Zasady gry, jak i jej wszelkie zalety przedstawione zostały w poście z sierpnia, tak więc nie będę ich powtarzać. 


To, co należy podkreślić i przypomnieć z poprzedniej recenzji kart od Winning Moves wymienię jedynie w telegraficznym skrócie:
  • niezła jakość wykonania
  • przystępna cena
  • małe gabaryty, dzięki czemu grę można wszędzie ze sobą zabrać, a dobrze wykonane etui zapewni nam ochronę kart przed uszkodzeniem
  • rozwija w dzieciach zdolności w kwestii czytania i liczenia
  • gwarantują dobrą zabawę nawet podczas podróży autem - co sprawdziliśmy osobiście :)

Żółci bohaterzy ze znanej chyba wszystkim bajki zapewniają dzieciakom mnóstwo frajdy. Córka oczywiście ma swoich ulubieńców i tak na przykład mocno kombinuje wybierając odpowiednią cechę, by zachować przy sobie Boba. Każda talia kart ze względu na tematykę ma inne cechy, które wybieramy podczas gry.



W przypadku żółtych rozrabiaków mamy do wyboru: spryt, odwagę, zdolności przywódcze, psotność i wartość Top Trumps. Te ostatnie akurat, moim zdaniem, są słabo związane z Minionkami i można by ją śmiało zamienić na coś ciekawszego. To jednak jest drobiazg, który nie zepsuje bynajmniej ciekawej rozgrywki. 
Jak wiecie jest to naprawdę przyjemna gra karciana, przy której można się wspaniale bawić :) Warunek jest jeden - dziecko musi w miarę dobrze składać literki i znać liczby, by mogło w nią grać samodzielnie!
Polecam również pozostałe gry od Winning Moves, których recenzje znajdziecie na blogu (i nie tylko) :)







                

Zwykłej Matki Wzloty i Upadki © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka