Lektury dla SZEŚCIOLETNICH pierwszaków - JUŻ?

Jakiś czas temu dostaliśmy od wychowawczyni naszej córki listę z lekturami, które dzieciaki będą przerabiać w semestrze wiosennym. Tak, dobrze czytacie. Chodzi o tradycyjne szkolne lektury. Dla przypomnienia - córka moja lat obecnie 6,4 jest w PIERWSZEJ klasie szkoły podstawowej!
Pierwszym szokiem był sam fakt, że maluchy mają ogarnąć te kilka książeczek na tyle, by zrozumiały o co w nich chodzi, zapamiętały jak najwięcej treści.

Moja córka, jak wiecie, radzi sobie z czytaniem bardzo dobrze. Pochłania książki w ogromnych (jak na jej wiek!) ilościach i dwa tytuły z otrzymanej listy mamy już "zaliczone" całkiem przez przypadek. Niemniej jednak czyta książki, które sama wybiera. Wtedy właśnie sprawia jej to tak ogromną frajdę. Kiedy usłyszała, że mamy przeczytać to i tamto, cóż... nie spieszyło jej się do tego.
Bo wiecie jak to jest: wszystko jest fajne dopóki nie ma przymusu!

Często, gdy czyta sobie jakąś książkę cieńszą lub grubszą, pytam czy pamięta o czym ona jest. Jak się możecie domyślać nie zawsze odpowiedź jest twierdząca. Co w takim razie będzie w przypadku książek, które MUSI przeczytać?

Czytanie nie sprawia młodej żadnej trudności. Taka już jest. Jednak potrafię się postawić w sytuacji rodziców, których dzieci ledwo składają zdania, a w tym wieku nadal mają do tego prawo. Rozumiem też rodziców, których maluchy po prostu nie lubią czytać. Wiadomo przecież, że zmuszać nie można, bo córka/syn się zniechęci i wtedy będzie dopiero kłopot.
Zatem pytam: co w takiej sytuacji mają zrobić rodzice? Jak zachęcić, przekonać dzieciaczki do konkretnych książek, które niekoniecznie przypadną im do gustu?

Nie wiem jeszcze do końca jak to "przerabianie" lektur wyobraża sobie nasza wychowawczyni. Wiadomo, że dzieci nie przeczytają raczej tych pozycji samodzielnie. Ile mają wobec tego z nich zapamiętać?
Póki co tylko my (nasza szkoła) stoimy przed takim wyzwaniem. W szkole przyjaciółki córki i szkole mojego siostrzeńca nic o lekturach na razie nie słychać.

Osobiście uważam, że to małe przegięcie. Mimo, że w czasach naszej edukacji lektury w I klasie również były, to my byliśmy jednak o ten rok starsi. Spora część dzieci ledwo składa zdania. Z trudnością czyta dłuższe i bardziej skomplikowane wyrazy. Jak zatem poradzą sobie z książką pisaną wierszem lub językiem staropolskim-archaicznym?
Dla mnie to absurd, by dzieciom, które jeszcze dobrze nie piszą i ledwo czytają narzucać obowiązkowe lektury. Może jestem w błędzie, ale to są jeszcze maluchy, które w większości przypadków nie mają skończonych siedmiu lat!

Chciałybyście wiedzieć o jakie książki konkretnie tyle szumu?

Oto one:
"120 przygód Koziołka Matołka" - Kornel Makuszyński - tata córce przeczytał ową lekturę. Nie wiem ile Izka z tego pamięta. Za to córka znajomej po przeczytaniu tego tytułu przeżywała ogromnie fakt, że koziołkowi odrąbali głowę - śniło jej się, że takie odcięte głowy przyszywała swoim dziadkom!

"Plastusiowy pamiętnik" Maria Kownacka - książka dość sporej objętości, nie wiem jak poradzą sobie z nią nasze sześciolatki (w kwestii zapamiętania historii rzecz jasna)!

"Szewczyk Dratewka" Janina Porazińska - znalazłam stronę, na której opracowano przykładowe pytania, które są z dziećmi przerabiane a propos tej właśnie lektury KLIK. Ilość zagadnień daje do myślenia jak wiele szczegółów muszą zapamiętać dzieciaki z tekstu!

"Jak Wojtek został strażakiem" Czesław Janczarski - książka, którą ostatnio widzę dosłownie wszędzie. Córce średnio się spodobała :(

Wiersze: Julian Tuwim "Słoń Trąbalski", "Abecadło", "Lokomotywa"
Jan Brzechwa : "Pali się", "Jajko", "Globus"

Wiersze moja córka akurat bardzo lubi Czytałyśmy je wielokrotnie, ale nie wiem ile z nich pamięta...
Jak widzicie może i nie jest to lista strasznie długa, ale jednak co nieco trzeba przyswoić. Wciąż mówimy o sześciolatkach, rzadko których czytających płynnie. Moim zdaniem nie potrafią się one jeszcze skupić przy czytaniu dłuższej książki, by zapamiętać z niej całkiem sporą ilość zagadnień!

A co Wy myślicie o lekturach w klasie pierwszej w przypadku 6-letnich pierwszoklasistów?
Ja się zastanawiam, czy już zacząć z córką ćwiczyć tabliczkę mnożenia i ułamki...
ŻART OCZYWIŚCIE, ale kto wie na ile stanie się on niebawem prawdziwy...
Zwykłej Matki Wzloty i Upadki © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka