Rodzice - dobry i zły glina, czy wspólny front?

Zanim z mężem zostaliśmy rodzicami obiecywaliśmy sobie, iż będziemy się pilnować nawzajem w tym, by trzymać tzw. "wspólny front". Żadne z nas nie chciało w oczach dziecka odgrywać roli tego "złego gliny". Wszyscy dookoła nas również udzielali rad, by trzymać się jednego zdania, nie wchodzić sobie w paradę i nie robić czegoś co drugi zabrania. Łatwiej mówić, trudniej zrobić. Znacie to? Czasem pewnie aż za dobrze. Nie jesteście w tym sami!

źródło ; demotywatory.pl

 Ja mam charakter dość... ciężki. Raczej nie dam sobie wejść na głowę, jestem "pyskata", dzięki czemu wiele spraw jest mi łatwiej załatwić. Jednak ma to też minusy - łatwiej się komuś narazić swoim pyskowaniem, a nawet narobić przykrości. 
Z kolei małżonek szanowny to typ owszem zaradny - nie przeczę, jednak zdecydowanie bardziej "uległy" ode mnie. Nie żeby córka mu wchodziła na głowę. Gdy trzeba potrafi "tupnąć nogą" i czegoś jedynaczce ukochanej zabronić. Jednakowoż... różnimy się charakterami. Przeciwieństwa się ponoć przyciągają? U nas najwyraźniej tak jest. Na pewno doskonale się UZUPEŁNIAMY!
Z tym trzymaniem wspólnego frontu nie zawsze jest tak jakbyśmy sobie tego życzyli. Najgorzej gdy nie mamy szansy ani czasu wcześniej ustalić pewnych działań, gdyż potem córka biega zapłakana i skołowana. "No bo przecież tatuś/mamusia pozwolił/a, a ty mówisz "nie"!"
Taki przykład: córka jest z tatą na dworze. Bawią się, dyskutują, ustalają plan na kolejne wspólnie spędzone godziny. W pewnym momencie umawiają się, że zjedzą lody. W tym samym czasie mama będąc w domu, ogarnia chaos jaki w nim nastąpił i pieczołowicie planuje kolację. Cała zadowolona, bo przygotowała ulubione przysmaki córki. Jednak nie wie co ustaliła ferajna. Matka wychodzi na taras i woła dziecię swoje na posiłek. Kto zgadnie co następuje potem?
Tak! Płacz, krzyk i teksty pt: "Tata pozwolił mi zjeść lody". 
Co zrobić w takiej sytuacji?
Zdecydowanie odczekać aż dziecko się uspokoi - nie przebijecie się przez krzyk i płacz, gdyż wtedy i tak nie będziecie  wysłuchani.
Nie możecie tez pokazać dziecku, że jesteście źli na siebie nawzajem. Najlepiej poczekać na moment aż dziecko ochłonie i wtedy dojść do porozumienia. U nas załatwiliśmy to tak, że wytłumaczyłam córce, iż nie wiedziałam o jej ustaleniach z tatą i w tym czasie szykowałam kolację. Skoro nastąpiła taka sytuacja to może zjeść obiecane lody, ale kolacja ją nie ominie. Jedynie zostanie "odroczona" w czasie :)
Poskutkowało.
Takich i podobnych sytuacji zdarzać się może często. To nie oznacza, że jesteśmy złymi rodzicami. 
Kiedy ja coś ustalam z córką, ale nie zdążę o tym uprzedzić męża, to też po jego powrocie z pracy zdarza się mała burza.
Co zrobić, by uniknąć takiej nawałnicy krzyku, złości i jakże niepotrzebnych łez?
Starać się przedyskutować kwestie między sobą, nim uzgodnimy coś z maluchem! Jeśli jednak nie macie takiej możliwości to trzeba przeczekać krzyk i jakoś wytłumaczyć dziecku sytuację, przyznać się nawet do błędu (rodzice nie są wszak nieomylni!) i WSPÓLNIE zgodzić się na jakieś rozwiązanie. 

Musimy pamiętać, że my-matki podchodzimy do wielu sytuacji inaczej niż tatusiowie! Jesteśmy stworzeniami bardziej emocjonalnymi. Martwimy się o zdrowie dziecka. Przykład: nie pozwoliłam córce wykąpać się w basenie, bo jest zimny wiatr. Tatuś z kolei przedłożył mi konkretny argument tłumacząc, że woda w basenie nie nagrzeje się nigdy do temperatury mi odpowiadającej i w ten sposób młoda wcale się nie będzie kąpać! Racja jest po obu stronach! Rozwiązanie: odczekamy kolejny dzień i wtedy pozwolimy córce na kilka chwil radochy w wodzie. 
Mama mówi, żeby nawet na kilometrowy odcinek drogi rowerem założyć kask. Tata, że to przecież tylko kawałek!
Tata mówi: "niech krzyczy, szybciej zaśnie", a mama na to, że jak będzie przemęczona i zaśnie cała we łzach to będzie niespokojnie spać! 
Mama nie pozwala jeść słodyczy przed obiadem, tata mówi "przecież to tylko lizak!" Itp. itd.

O podobnych problemach pisze pewna mama na blogu Matkować i nie zwariować, który dziś przy okazji tematu odnalazłam :)
Zawsze najważniejsze jest, by ustalić wspólnie co robimy w danej sytuacji. Gdy nie mamy takiej możliwości to przyznanie się własnemu dziecku do błędu nie jest niczym złym, nie umniejszy to nas w jego oczach, a wręcz pokaże, że każdy (nawet mama i tata) ma prawo się czasem pomylić i popełnić błąd!

Nie dzielimy się na dobrego i złego glinę. Żadne z nas nie chce być dla dziecka tym, który zawsze mówi "NIE", który wszystko neguje. Wychowanie to wspólna, ciężka praca obojga rodziców, a nie wojna o autorytet pomiędzy nimi! Konsekwencja przede wszystkim. Jak coś razem ustalimy to razem się tego trzymajmy. O tyle o ile różne zachowania pokazują dziecku naszą "elastyczność" w jednej sytuacji, to w drugiej skutek będzie odwrotny, a dziecko będzie próbowało zawsze któregoś z nas-dorosłych zmanipulować. No bo skoro mama mówi "nie" to może akurat tata powie "tak"? :) Wspólny front pokaże dziecku, czego się spodziewać następnym razem, a nam może pozwoli uniknąć kolejnego wybuchu dziecięcej frustracji :)
Zwykłej Matki Wzloty i Upadki © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka